poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Lato w pełni

Lato ucieka zbyt szybko, że nie wiem po prostu, gdzie ono zostało , wyrywałam kartki z kalendarza i z przerażeniem patrzyłam ,że bezpowrotnie mija miesiąc za miesiącem , a ja z moim pisaniem stanęłam w miejscu . W tym roku byłam bardzo aktywna , wiele spraw do załatwienia w mieszkaniu , musiałam zadbać o wyczyszczenie pieca od ogrzewania centralnego , gdy się z tym uporałam , czekał dach na fachowca, bo w tym roku były już duże zacieki . Dach kosztował mnie sporo zachodu, bo zawsze robił mi go kolega , ale w tym roku mnie tylko zwodził , a czas uciekał , nasz pobyt już się kończy a dach nie zrobiony . Kuzynka pomogła mi znaleźć dekarzy z prawdziwego zdarzenia i sprawa z miejsca ruszyła , i proszę w dwa dni zrobili dach i mam głowę nieco lżejszą , ale i kieszeń z forsą też lżejsza . Temu leci , co ma dach nad głową i to była sprawa ważnej wagi , na szczęście , udało się tego dokonać w warunkach fatalnej pogody , między nawałnicami i dużymi ulewami , po prostu trzeba było łapać ładny dzień . Pod koniec czerwca byliśmy na Imieninach Władysława , co zawsze sprawia nam ogromną radość , u naszych przyjaciół zawsze znajduję wsparcie i dużo miłości , i świadomość ,że nigdy się na nich nie zawiodłam , jest mi to bardzo potrzebne , wiadomo,że nie jesteśmy młodsi , tylko zawsze starsi i dlatego przyjaźń z Hanią i Władziem jest ukoronowaniem naszego pobytu w Rumi . Wnuk Sebastian przyjechał do nas na wakacje na dwa tygodnie , odebrałam go z dworca w Gdyni 21.czerwca i cieszyliśmy się z Markiem z jego towarzystwa, niestety i to szybko minęło , i nagle juz w lipcu go znowu odwoziłam do Gdyni o6.07.11. do autobusu w drogę powrotną . Zdrowie nam dopisuje, nie mamy problemów , apetyt i praca nam sprzyja , i pogodnie spędzamy nasz urlop . Marek w tym roku się napracował w ogrodzie , był ogromny wysyp czereśni , dobrze ,że owoce na kolejnych drzewach dojrzewały i nie było nawału pracy na raz , ja również zaprawiłam pełno słoików dżemu z czereśni i miałam okazję je przetransportować do Berlina . Szymon przez tydzień był naszym gościem w lipcu , i w powrotnej drodze zostawił nasze zaprawy w Berlinie . Wpierw 10.07.11. były obchodzone moje Urodziny, w tym roku ponownie zrobiłam w kredensie , ale nie było naszych wnuków, bo jeden wyjechał , a drugi przyjechał następnego dnia , nie wiem czym to tłumaczyć , że było inaczej , zwykle bywało więcej humoru , może go zabrakło,że jesteśmy starsi ? . Fakt ,że wystrój nie był podkreślający , zwykle stół dekorowano barwniej i bogato, a tym razem tylko skromne kwiaty , które potem powędrowały na inny stół . Dania były podawane nieestetycznie , mięso na jednym półmisku , choć było więcej gatunków , trudno było zobaczyć jakie mięso to jest , piętrzyło się w jedną masę . Całe szczęście ,że dania były smaczne i goście , nie narzekali . Kawa i napoje wyskokowe były potem w domu, torty i ciasto od Ewy, humory się poprawily i impreza była udana. Szymon czekał na swoja dziewczynę , która dojechała , dwa dni po nim , z pobytu u Dziadków byli zadowoleni. Tak to lato nam leciało , od jednej gościny do drugiej , a w sierpniu 09.09.11. przyjechał do nas nasz kochany Syn Piotr z wnuczką Julią . Ten pobyt przeleciał jeszcze szybciej , od poprzednich wizyt moich ludzi, no tak to bywa, wszystko przyjemne szybko się kończy . Bardzo się cieszyła z ich odwiedzin a poza tym , to była niespodzianka, bo dwa miesiące przed się dowiedziałam o tym planie Piotra ,wszystko było fajowo i superowo z nimi, tak , jak powinno być .

Dużo wzruszeń , śmiechu i też roboty, ale najwięcej Marek się starał, bo cały czas wytrwale w kuchni gotował i im dogadzał , do podziwiania. Ja natomiast dbałam o ich zakupy no i wysyłki do Japonii , prezenty i o to ,żeby nas dobrze wspominali , i tak było, czuli się jak u siebie w domu , bo to jest ich dom . Jeszcze przed tymi nawałnicami i deszczami miałyśmy z Hanią piękny dzień lata i jak zawsze naszym zwyczajem usiadłyśmy nad morzem na Gdyńskiej plaży , aby wypić piwko , ale już niestety tylko małe , bo większe nie da rady . Pogoda nam sprzyjała i cieszyłyśmy się , naszym towarzystwem i widokiem naszego pięknego Bałtyku . Musi nam to starczyć do następnego roku , a czas zleci szybko , aby zdrowie nam dopisywało .

Dzisiaj z Agatka odbyłam wspólną wycieczkę rowerową , moim utartym szlakiem , byłam niezmiernie szczęśliwa,że zrobiłam to z wnuczka , nic nie ma lepszego , jak wspólne chwile w plenerze , nareszcie udało nam się tego dokonać , porobiłyśmy zdjęcia na moją nowa stronę google , to oczywiście dzieło Piotra , na razie się w to bawię, Agata mi pomaga w umieszczaniu zdjęć , ale ja samodzielnie je wstawiłam, niedzielny obiad, z Ewa w towarzystwie .

Mam sporo codziennych zajęć , teraz muszę mieszkanie posprzątać po gościach i juz na nasz wyjazd , bo miesiąc , to tak niewiele , i potem pod koniec jest mi za ciężko , wszystko ogarnąć . W tym roku zachorowała kuzynka Janka , moja wierna przyjaciółka , bardzo to przeżywam, ma zator w prawej nodze tętnicy udowej i bardzo cierpi , chodzę codziennie robić jej heparynę, należy do tych osób, co nie są wstanie sami zrobić zastrzyk podskórny w brzuch , ja to rozumiem , i bóle nie dają jej normalnie żyć . Czeka ją operacja , i teraz stara się o wykonawcę , terminy wszyscy dają jej bardzo odległe i sama szuka na zaraz , bo nie ma sił dalej czekać. Pogoda w tym roku nieciekawa, właściwie lipiec i sierpień był deszczowy , jedynie początek lata dal piękne słoneczne dni , a tak to było burzowo i deszczowo . Na tym zakończę mój dzisiejszy post , bo na dworze znowu leje deszcz .