wtorek, 26 stycznia 2010

Zima trzyma

Jest mróz, -10 rano, ale w ciągu dnia jest przyjemnie, spacer zdrowy, lecz nie za długi. W zasadzie sytuacja u nas ciągle taka sama, ja dalej pakuję w kartony i do worków, a ostatnie nasze rzeczy z szafy musiałam wyjąć, bo przyszedł Ali i już rozkręcaliśmy meble, przeznaczone na wystawkę. W związku z tym , nasze rzeczy włożyłam już do torby, dla każdego oddzielną, żeby sie nie porobił bałagan, teraz musimy tak wytrwać do końca. W sobotę wynosimy meble na wystawkę, będzie to gruba robota, ale potem już będzie więcej miejsca w mieszkaniu, bo musimy sie jeszcze uporać z malowaniem, i po prostu zostawić czyste mieszkanie, więc czeka mnie jeszcze gruntowne mycie okien, drzwi i podłóg , jakoś sobie z tym wszystkim radzę, ponieważ rozdzielam spokojnie czynności na każdy dzień i nie jest mi za ciężko. Prawie całe nasze mienie jest teraz w piwnicy, w sobotę byli u nas Pawłowscy na kawce, i Heniek zaniósł ciężkie kartony do piwnicy, byłam ucieszona, bo nie zalega mi i nie przeszkadza w mieszkaniu, gdy musze następne rzeczy pakować. Panuję cały czas nad sytuacją, kolejno planuję moje codzienne czynności i potem je realizuję, umawiam się z ludzmi , którzy nam pomagają, jak do tej pory się nie zawiodlam i wszystko gra. Krystyna z Berlina prawie codziennie dzwoni, często musimy wysyłać do nich potrzebne papiery przez nas podpisane, a teraz jeszcze raz dodatkowo, bo drugie mieszkanie należy do innej spółdzielni, i wszystkie papiery takie same od nowa, musieli dzisiaj jechac do biura tej spółdzielni , która jest w innej dzielnicy, troche błądzili, a mróz dodatkowo utrudniał jazdę, ale pomyślnie załatwili, na tyle ,że dalej się załatwia, końca nie widać. Musimy z Markiem sami załatwić jedno ważne pismo, na zaraz, bo szkoda czasu na czekanie, umówiliśmy sie z P. Brandt, do Bremen, gdzie On nam pomoże uzyskac zaświadczenie, że nie jesteśmy na liście dłużników, od ręki otrzymamy, unikniemy czekania, w naszej sytuacji, jest to ogromne przyspieszenie, bo wtedy już jadę do tej spółdzielni i podpisuję z nimi umowę o najem mieszkania w Berlinie. Nie musimy sie denerwować, bo do końca lutego możemy tutaj być, a tymczasem robimy wszystko tutaj, z tym zdaniem tego mieszkania. Zabraknie mi czasu na martwienie się, czy sie uda czy nie, bo to już wszystkie sprawy potoczą się szybko , jedna za drugą, umawianie firmy na przeprowadzkę, to idzie z nami Ali, zna tego Turka i będzie ta sprawa okej. Do Berlina pojadę, jak już cała sprawa będzie dopięta, tylko przyjąć i podpisać, potem tylko wszystko zakończyć tutaj w Bremen, ale to juz niewiele tego zostanie do zrobienia, to mycie w mrozie mi sie nie uśmiecha, okna, no i troche balkon,ale bez przesady, teraz nie jest brudno, więc wiecej sie nie nabrudzi, tylko ten mróz i tak mi się nie podoba, ale co zrobić.Ogladamy wiadomości z Markiem z Polski, to żal serce ściska , jak ludzie się męczą bez prądu i mają tęgie mrozy, czego dawno nie doswiadczali, wszystko dla nich niedostępne, to jest klęska , ale na wybrzeżu takie silne mrozy nie występują, w nocy jednak przyszpila srogo, nie ma co, jestem w strachu, żeby tylko nam jakis szkód znowu, nie narobiło. Najważniejsze ,że się nie denerwuję, po prostu zżyłam się z tą obecną sytuacją, i juz mnie nie niepokoi, jakoś to będzie. Ważne, żeby na nowym miejscu nam sie dobrze mieszkało, Krysia mówi,że jak tam poszla oglądać mieszkanie, to są ludzie przyjażni, wszyscy się mile kłaniali, wnioskuje, że powinno być dobrze. To pierwsze mieszkanie, nie jest jeszcze wolne, ta Babka cały czas szuka dla siebie 3 pokojowe, i Krysia potem znalazła , to co teraz załatwia, i uważ ,żę to bedzie pewniejsze, bo juz jest wolne, więc tylko załatwic wszystkie formalności trzeba, ale niestety za szybko , to nie idzie- biurokracja okropna. Berlinczycy robią nam ogromna przysługę, sami byśmy tego nie załatwili, tutaj w naszym mieściebez problemu, ale to juz jest inny land, i w dzisiejszym czasie kryzysu wszyscy , co maja do czynienia z pieniędzmi, są ostrożni, i całe zalatwianie jest przez to dłuższe, mam jednak nadzieje,że w czasie się zmieścimy, jak nie jedno , to drugie mieszkanie wypali, a to już niedługo będzie wszystko jasne. Koniec mojego rozważania na dzień dzisiejszy, a dalej i tak jestem okropnie zajeta, więc coraz mniej będzie rozmyslań,a wiecej konkretnych kroków w wiadomym nam kierunku, a więc nic innego, tylko trzeba nam życzyc pomyślnych ukończeń naszych obecnych spraw. Ziemia jest zmarznięta, czarna, bo śniegu u nas juz niema, zobaczymy , jak świat bedzie wyglądał póżniej, ale mamy zimę,więc będzie zima i basta. Jest ciemno i póżna pora wieczoru czas iść spać, a jutro wszystko od nowa, ale najwazniejsze,że słoneczko już drugi dzień nam świeci, jest jasno i skończyla się ta ciemnica---na razie jest okej.

środa, 20 stycznia 2010

Leci dalej

Od rana z Markiem działaliśmy, przed wizytą u kardiologa zjedliśmy śniadanie, wcześnie , bo już o godz. 7.30.Normalnie jadamy później, lecz dzisiaj nie chcieliśmy iść na czczo, nieraz wizyta się przedłuża, a poza tym rano zawsze bierzemy leki. Jesteśmy zadowoleni z wyników kontrolnych w kierunku serca, jest stabilne , na te warunki , które są, wiadomo,że migotania przedsionków się nie pozbędzie , z tym musi żyć. Wróciliśmy w dobrych humorach i chętni do dalszych naszych działań, ja poleciałam porobić fotokopie różnych świstków, potrzebnych dla nowej spółdzielni mieszkaniowej, a jutro wyślę do Berlina. Nasze sprawy idą dobrze, więc należy się trochę odprężyć, karnawał trwa, wiadomo ,że na bal nie idziemy, lecz wizyta u naszych dobrych znajomych jest dobrym pomysłem. Umówiłam nas na godz. 15, i spacer ,gdy jeszcze nie jest zupełnie ciemno , dobrze nam zrobi. Dostałam wiadomość od Hani, że moja paczka doszła do Danki, i Ona już działa, wykorzystuję, że mogę również włożyć korespondencję do paczki, bo idzie krócej od normalnego listu. Uważam ,że to już była ostatnia przesyłka, teraz mam wszystkie rzeczy już potrzebne mi tutaj przygotowane w kartonach do przeprowadzki. Wczoraj pisałam ,że brakuje mi słońca , i owszem i to bardzo, nie ma nadziei, że coś w tej sprawie ruszy, ciemno , szaro, nie jest zimno, spacer nawet przyjemny, ale ciągle tak samo, bez zmian. Jestem zadowolona, że zdrowie mi dopisuje, to moje bolenie ustąpiło, nawet próbuję zasypiać bez tabletki, tylko sen jest przez to krótszy, ale nie mogę się przyzwyczajać na dłużej do chemii, muszę iść zgodnie z wymaganiami zdrowej higieny psychicznej, ha...ha... Łatwo mówić , ale mówienie też pomaga. Śnieg u nas leży , w niektórych tylko miejscach, prawie już go nie ma , ciekawe czy jeszcze nasypie? . Tęskno mi już jest za życiem w Rumi, ale pocieszeniem jest dla mnie , to,że mam dużo do załatwiania, w związku z tym nie będzie się czas dłużył, i z pewnością nie będzie nudno. Patrzę z optymizmem na przyszłość, i znowu zaświeci słońce, a teraz koniec na dzisiaj ha...ha....Pozdrowienia kochani dla was wszystkich , którzy mnie czytacie i do miłego zobaczenia na wiosnę.

wtorek, 19 stycznia 2010

Ciemno

Czekam , czekam , a może się doczekam ,ale czego Kochani ?, no oczywiście , czekam tylko na słońce, czy wymagam tak dużo, to tak niewiele , a jednocześnie bardzo wiele, od tego jest życie, widzę po sobie, moja energia się nie ładuje, gdy ciemność nas otacza, akumulatory życiowe potrzebują ogromnego wsparcia, a to najwięcej otrzymuję , jak zaświeci słoneczko, więc czekam , może wreszcie zaświeci?. Przedpołudniem zrobiło się jasno, wyszłam na balkon i spoglądam w niebo , czyżby?, ta jasność od słońca?, nic bardziej złudnego, niestety, nie, nie, nie . Szkoda, wzięłam się dalej za moje pakowanie, tym razem ogałacam nasze ściany, oj , jak łyso, oj jak pustawo się robi, no nie , coś takiego, przecież, właściwie czego oczekuję ?, że z tego powodu będzie mi bardziej radośnie?, no , ale mimo wszystko , jest mi radośnie. Dzwoniła Krysia z Berlina, że mam iść do naszej spółdzielni po zaświadczenie , że nie zalegamy długami i innymi zobowiązaniami wobec tej spółdzielni, ponieważ będzie mi to potrzebne, przy zawieraniu umowy w nowej spółdzielni, ha...ha.... i dobrze mi poszło, bo już mam ten świstek. Czekam na dalsze instrukcje z Berlina, bo jeszcze ciągle dopinają sprawę do perfekcji, zanim tam pojadę, a więc wszystko na dobrej drodze. Jeszcze czeka mnie kupno biletu na pociąg do Berlina, a to jest też cała kombinacja, muszę pytać o obniżkę, nieraz jest w tym samym dniu podróży podane do wiadomości, a jak jest szczęście, to dzień przed, Monika ma mi w ty pomóc, sprawdzi w kompa, i poda mi namiary , powinno się to udać. Nie mam wyjścia, jak działać sama, to wiem,że mam załatwione, w tym wypadku , nawet nie mam kim się wysłużyć. Umówimy się telefonicznie dokładnie z Wyszyńskimi, kiedy pojadę, Oni będą nam mnie czekać i dalsza podróz ich samochodem do ich dzielnicy, a teraz i naszej. Mieszkanie już jest, teraz tylko jeszcze szczegóły dojda i mój podpis,że biorę. wszystko teraz robie sama, bo Marek mnie takie ważne rzeczy powierzył, ale i tak mam ogromna pomoc od berlinczyków, bo sama nic bym nie zdziałała. Dochodzi 17-ta, juz robi sie powoli ciemno, mój spacer dzisiaj dał mi przedsmak wiosny , tylko + 5, ale już fajnie takim powietrzem oddychać, bedzie fajowo, jak wiosna rzeczywiscie do nas zawita, ogromna radocha, i na dokładke juz od 01.03. jestesmy na nowym gospodarstwie, jak zdrowie nam dopisze , to widzę to wszystko okej , a na razie cierpliwości trzeba mieć dużo , chociażby na czekanie życiodajnych promieni słonecznych, no więc czekajmy.......

poniedziałek, 18 stycznia 2010

Szarość

Oczekuję promieni słonecznych już od ponad dwóch tygodni, nic z tego, dzisiaj jeszcze na dokładkę jest dookoła szaro, to mgła otuliła nas z samego rana, za to temperatura dodatnia, czyli szykuje się mokro. Dobrze ,że nasi Przyjaciele są już w domu, właśnie dzwonili do nas w sobotę , i prawdopodobnie niebawem wyruszę do Berlina.Podróż pociągiem nie sprawi mi niespodzianek, tutaj kolej działa bez przygód, normalnie, a poza tym, to nie jest tak daleko. Odetchnęłam, bo wreszcie nasze sprawy ruszyły, ja i tak cały czas się ruszałam od rana do wieczora, a to jeszcze trzeba dołożyć bieganie po schodach do piwnicy, tam magazynuję nasze kartony, ale 5 ich stoi ciągle u góry, za ciężkie dla nas, a Karina nie przyjechała w niedzielę, więc nadal czekam na tę pomoc. Przed chwilą dzwonił Szymon, wybiera się za tydzień w odwiedziny do Ojca, ładnie, że utrzymuje kontakt z Rodziną w Polsce. Dzisiaj dla mnie dzień nie zapowiada się ciekawie, nie mam konkretnych planów, wiadomo ,że wszystko kręci się wokoło naszych zmian, moja głowa cały czas pracuje, wszystko muszę zgrać, z Markiem idę w środę do kardiologa z samego rana na 8.20, to połowę dnia mamy z głowy, lecz jest to ważne dla Marka , bo ponad rok nie był u tego specjalisty, należy zrobić badania kontrolne w kierunku jego serduszka. Wczoraj Synek rozmawiał z nami na czat, u nich wszystko okej , moja ostatnia przesyłka do nich dotarła, a były to dwa worki z albumami oraz Miyuki nutami, szły dwa miesiące. Z nimi już wszystkie sprawy wysyłkowe zakończyłam, tylko nieraz będę wysyłać luft post różne życzenia stosowne do okazji. Nadal utrzymuje się mgła , poranek już dawno znikł, a może , jak mgła opadnie , to wyjdzie słońce ,jest to moim marzeniem, bo nadal moja energia jest do niczego, przy takiej pogodzie i nawet nie mam sposobu, żeby ten stan naprawić , nie mam z kim wypić drinka, bo ten z pewnością by mnie rozruszał, ale z kolei za wczesna pora ,żeby w ten sposob się doładowywać , ha...ha.... Rozmowy na gadu też są słabe, bo Janka ma zawsze dużo roboty, Karina też nie ma czasu z Monika podobnie, więc usiadłam i piszę dla rozrywki, i dla samej rozmowy, bo nawet tego nie mam za wiele. Widzę, że mój synek się zameldował na czat, zobaczę ,czy chce ze mną rozmawiać, no to kończę, bo ten post i tak jest mało ciekawy , ha...ha...a to wszystko przez tę mleczną pogodę.

czwartek, 14 stycznia 2010

Ważny dzień

Nie wyobrażam sobie zapomnieć o narodzinach swego dziecka, jest silna więź matki , od momentu narodzin , i trwa całe życie, tak powinno być normalnie, zdarza się , że matki porzucają swoje dzieci zaraz , gdy przyjdą na świat, lub w dalszym życiu. Dzisiaj jest dzień urodzin naszej najstarszej córki Kariny, skończyła 44lata, pozwoliłam sobie z tej okazji na małe próżniactwo, ale wpierw załatwiłam wysyłkę mojej korespondencji, pobrałam kasę z konta, i zrobiłam odcisk na nowe wkładki plastikowe do moich aparatów słuchowych w tutejszym gabinecie. Wszystko zaplanowałam i jest zrobione, to jest dla mnie lżej tutaj te rzeczy robić, bo przez 22lata zawsze w tym gabinecie moje sprawy uszne były dla mnie okej a nie wiem jak mi to pójdzie w nowym mieście, ale przynajmniej mam te sprawę z głowy. Cały dzień w myślach świętowałam Urodziny Kariny, dałam sobie spokój z pakowaniem i tą przeprowadzką, i po obiedzie miałam labę, kawka i małe co nieco, do tego kieliszeczek adwokata i nastrój gotowy, Marek odpoczywał ze swoją ulubioną gazetą. Życzenia złożyliśmy Karinie na czat, bo nie chciałam budzić z rana jej Rodziny, bo Oni rano wszyscy smacznie śpią, była bardzo wzruszona i dziękowała nam za pamięć i nasze życzenia. Przyjadą do nas odebrać obrazy Kariny, bo całe lata wisiały u nas, lecz teraz postanowiłam jej oddać, planujemy zawiesić nasze nowe mieszkanie fotografiami , tych mamy bardzo wiele, a dla wspomnień będzie nam miło je oglądać. Oczekuję od nich trochę pomocy, Daniel pozanosi nasze kartony do piwnicy, bo niektóre były dla nas za ciężkie, będę miała okazję wręczyć prezent Karinie, chcą nas odwiedzić w weekend, więc jeszcze będę mogła ich ugościć. Jakoś można się do tej zimy przyzwyczaić, ale brakuje mi słońca, dzisiaj znowu było pochmurnie, śnieg nie padał , nawet spacer który zrobiłam po mieście mnie ucieszył, nie zmarzłam i byłam zadowolona z ruchu na świeżym powietrzu. Dzisiaj po raz pierwszy pomyślałam o wiośnie, tęsknię już za nią, wiem , że ta pora roku stawia na nogi, świat zmienia się z dnia na dzień, i nasz nastrój idzie z tym w parze. Nic innego nam nie pozostaje, jak odczekać jeszcze tę zimę, a potem życie już radośniejsze , wraz z nastaniem wiosny. Jak fajnie jest sobie tak głośno pomarzyć o rzeczach przyjemnych, a to przecież nic nie kosztuje, marzenia są potrzebne, bez nich się nic nie zbuduje, ha....ha.... na dzisiaj koniec marzeń , ale jeszcze będę o nich pisać, bo co mi innego pozostaje ?...

środa, 13 stycznia 2010

Zima trwa

Dawno takiej zimy nie mieliśmy, w Polsce odczuwacie bardziej dotkliwie jak w Niemczech, no chciałam powiedzieć, że akurat w Bremen jest łagodniej, mały mrozik i mało śniegu, natomiast w innych Landach jest podobna walka ze śniegiem, ludzie łopatami pracują wszyscy wokół swoich obejść, muszą to robić systematycznie, ale jest to syzyfowa praca, bo śnieg wciąż sypie. Od wczoraj nastąpiła przerwa, śnieg nie pada, pojawiło się zimno, dziwne , mrozu nie ma , zaledwie 0 st. C a zmarzłam dzisiaj, jak wyszłam do miasta, jest to spowodowane,że wieje zimny wiatr. Ponad tydzień, a może i więcej , nie świeciło słoneczko, to mnie dołuje, słońce zawsze sprawia , że moja energia jest wspaniała, moje myślenie i robienie moich kartonów idzie o wiele za wolno, jednak mam już prawie wszystko zapakowane, teraz czekamy na powrót naszych przyjaciół do Berlina i sprawa zaraz rusza. Od jutra szykuję nasze torby z rzeczami codziennymi, i zamiast szafy, będą torby, można się przyzwyczaić, to takie określenie, że się siedzi na walizkach, ha...ha.... teraz wiem jakie to uczucie. Dzisiaj 13.01. -jest to dzień Urodzin mojej synowej w Japonii-Miyuki, wysłałam jej malia i jeszcze życzenia na czat, oraz mojej kuzynki Jadzi z Flensburga, złożyłam Jadzi życzenia telefonicznie, i trochę pogadałyśmy, jednak jeszcze do niej zadzwonię, bo to dzień Urodzin i telefon nie mogłam długo blokować, inni się dobijali, chcąc złożyć życzenia. Latem planowalam ich odwiedzić, lecz odwiedziny u Moniki a potem Boże Narodzenie, uniemożliwiło mi ten zamiar. A potem nasz plan przeprowadzki wszedł w życie, praktycznie nigdy nie było czasu coś innego wymyśleć , mam nadzieję, że może w tym roku , pojade odwiedzić Rodzinę, jest wiele luk w moich wspomnieniach, które wymagają wypełnienia, byłam zbyt mała, żeby zapmiętać. Jadzia i Ciocia Trudzia, to dwie Seniorki , które cieszą się życiem i pamięć ich nie zawodzi , chciałabym z nimi rozmawiać na wiele tematów dotyczących Rodziny. Jutro zaplanowalam mały wypad do miasta, jak również wysłać moją korespondencję, i to mi wystarczy i coś niecoś pokręcę się przy dalszym pakowaniu, w piątek zaplanowalam pranie pościeli z łóżek, to już będzie bieganie po schodach, więc starczy tych czynności na ten dzień a poza tym cały czas mam w głowie naszych przyjaciół i ich jazde po autobanach, nie lubię już takich podróży, latem są przyjemniejsze , zimą mnie nigdy nie pociągała tego typu podróż. W minioną sobotę byliśmy z Markiem zaproszeni do Pawłowskich na kolację , był to piękny spacer, puszek lekko muskał nas po twarzy, nie było zimno, odbieraliśmy cały urok zimy idąc powoli, wchłaniając każdy szczegół tego spaceru, powrót tak samo był przyjemny, po smacznej kolacji i jeszcze po wypiciu lampek wina, oczywiście , tylko ja , bo Marek pozostał przy soczkach, mówiłam do Marka , dzisiaj zima obdarzyła nas wspaniałym przeżyciem, chociaż raz cieszyliśmy się jej urokiem. Na tym zakończę dzisiaj pisanie, bo nie chcę być nudna , ha....ha.... do miłego, muszę teraz wykorzystać ,że mogę miec dostęp do internetu, nie wiem jak sie ułoży po przeprowadzce, z pewnością będą ważniejsze rzeczy się działy.....karnawał trwa, więc bawmy się puki czas i śmiejmy się wraz , ..ha....ha....

wtorek, 5 stycznia 2010

Nowy Rok

Pierwsze życzenia noworoczne otrzymałam od naszego synka Piotra , o całe 8 godzin Japonia nas wyprzedziła w witaniu Nowego Roku, trochę to dziwnie odbierałam ,bo u nas wciąż był jeszcze stary rok. Ucieszyłam się z Markiem z tych życzeń i miło nam było słyszeć głos naszego jedynego synka i mogliśmy też mu złożyć tą drogą nasze noworoczne życzenia. Marek zrobił nam na kolację smaczny bigos, ale dziewczynki -moje wnuczki, nie miały na niego ochoty, co nam nie przeszkadzało i z ogromnym apetytem zajadaliśmy w swoim towarzystwie. Sylwester spędziliśmy spokojnie , Betti i Aylen czekały z niecierpliwością na fajerwerki noworoczne , to zawsze jest dla nich wielką fascynacją. Ja z Markiem oglądaliśmy programy rozrywkowe, a było w czym wybierać, na wszystkich kanałach było słychać muzykę sylwestrową różnych wykonawców z całego świata, ale i tak w jednym momencie można oglądać tylko jeden kanał, więc przed dwunastą w nocy oglądaliśmy program z Łodzi, było miłe zaskoczenie dla nas zobaczyć dwie sławy śpiewające ramię w ramię , absolutnie nie ujmowały sobie wzajemnie chwały , przeciwnie , odbierało się ten występ bardzo entuzjastycznie. Wnuczki były bardzo rozbawione, nie miały zamiaru jeszcze iść do łóżek, Elisabeth była bardzo rozczarowana , powiedziała , że w domu siedzimy do 3-ciej, no nie wiem , czym wypełnilibyśmy te godziny , bo i tak Betti siedziala cały czas przed kompa, a mnie i Markowi chciało się spać, więc ogodz. 1 byliśmy już w naszych łóżkach, wszyscy. Rano Elisabeth skarżyła sie na silny bół ucha , nie mogla spać z tego powodu. Zadziałałam z leczeniem , na watke do ucha moje szwedzkie zioła -M. Triban-i polopiryna "s", na szczęście leczenie zatrzymało stan zapalny i w Nowy Rok , już nie cierpiala, ale jeszcze powtórzyłam przez dwa dni moje leczenie.Dziewczynkom się nudziło u Dziadków i Aylen zadzwoniła do Mamy ,że chce wracać do domu, a Betti zabrał Ojciec na dalsze ferie do siebie. Upiekłam babke kakaową, którą potem im rozdzieliłam, nie byłoby komu ją zjeść, tym sposobem mieliśmy w Nowy rok odwiedziny Kariny z Rodziną, były krótkie, bo Semi wyjatkowo broił i musieli sie szybko zwinąć do domu. Sniegu sporo napadało i znowu mamy zimę, ale tym razem jest większy mróz i nawet nie chce się wychodzić , chociaż spacery sa wskazane, nie mam jednak nastroju do łażenia , a powinnam iść i zmęczyć się zimą , tak dla zdrowia. Zostawię to na drugi rok, może bedzie dobra kondycja i nastrój zimy zadowoli do chodzenia po śniegu, bo ślizgać ,to się już nie ślizgałam cale lata , ale można spróbować, to nic trudnego. Nasz Nowy Rok zaczął sie od pakowania, właściwie robilam to już całe 10 dni wcześniej,ale wolno , bo tyle przed nami, jednak teraz tempo pakowania przyspieszyłam , bo końca nie widać, a tu tyle jeszcze tego jest, pewnie bede musiala jeszcze kartony zamowić, bo bardzo dużo ich poszło na skorupy kuchenne, te nie można ugniatać , jak szmaty, i to pochłania wiecej czasu, w dopasowywaniu , żeby jak najwiecej pomieścić. Dzisiaj jest już 05.01. nawet nie wiem kiedy , ten czas zleciał, więc zostalo go coraz mniej i musze sie pospieszyc z tym moim pakowaniem, bo zaczyna mnie to już wkurzać , mam jeszcze tyle innych rzeczy do zrobienia. Jutro idziemy z Markiem do fotografa pozowac do zdjęć, na dowody osobiste, bo te jeszcze chcemy załatwić w tym miesiącu , przed nasza zmianą pobytu. Mnie jeszcze czeka podróż do Berlina, wczoraj dzwoniła Krysia z Rumi, i kazała mi sie nastawićna to, że trzeba wybrac mieszkanie i zalatwić , to pewnie wszystko wypali pod koniec stycznia , dlatego chcę byc juz spakowana , tylko małe końcówki zostawię, co niewiele czasu mi zabierze. Najważniejsze , muszę być zdrowa, trochę jestem zapędzona i za mało odpoczywam i za mocno się wszystkim przejmuję i to nie daje mi w nocy spać, nieraz męczę się długo zanim sen przyjdzie. Zaczął mi dokuczać reumatyzm , a mialam z tym spokój całe lata, a teraz akurat , jak muszę być zdrowa, to mnie zaczął dokuczać . Dobrze ,że zawsze mam leki, bo inaczej jeszcze bym sterczala w gabinetach lekarzy, a tego lepiej unikać, bo łatwiej się zarazić grypą. Jest już od Dzisiaj lepiej , ale te leki tez zabieraja mi siły witalne , a potrzebuję teraz więcej siły , jak kiedykolwiek. Dbam o posiłki , jem regularnie i treściwie, żeby uzupełnić i odzyskać moją energię, nie chce za bardzo schudnąć, bo to mi nie jest potrzebne. Nudny dzisiaj jest ten post, ale nie ma się co dziwić , bo tyle jeszcze przedemną, a ja jakbym stała w miejscu z tymi moimi robotami, dobrze ,że Marek gotuje i robi zakupy, to jest duża pomoc, to ciągle lubi robić i apetyt tez ma , co mnie cieszy. na dzisiaj koniec mojego gadulstwa, zostawię troche tego na drugi raz , ha...ha...ale jest już nowy rok i leci po staremu, ha...ha... do miłego następnego pisania.