poniedziałek, 21 września 2009

Wyprzedzenie

To będzie krótki post, chciałam dopisać na wytłumaczenie tego że Hani Urodziny przyspieszyłam cały miesiąc, to świadczy o tym jak bardzo w moim natłoczonym życiu, nie chciałam przyjaciółce sprawić zawodu, wbiłam sobie w głowę dzień,a nie pomyślałam,że miesiąc też jest ważny. To nic ,mam okazję następną na ten miesiąc, mija w tym roku nasza rocznica ślubu, Hani w pażdzierniku a moja w grudniu ,tego samego roku 1964.Będzie nowy temat do napisania, a te życzenia urodzinowe ,rzeczywiście z wyprzedzeniem napisałam,miało to jakieś znaczenie, wiem chciałam, żebyś Haniu wbiła sobie moje słowa do głowy, i pamiętała w tym dniu o mnie, teraz ,to już pewne że nie zapomnisz.Dziękuję Ci Iza ,że mi tak wiernie kibicujesz, jest mi z tego powodu bardzo przyjemnie, bo wiem ,że to co pisze ,zaraz wydrukujesz, to jest dla mnie bardzo ,ważne, zpowodu różnych,ale najgrożniejszy ,to ten ,że może przyjść moment i nasza zaczarowana technika nas zawiedzie i popatrz i tyle pisania poszłoby na marne, a ja już straciłabym ochotę na dalsze pisanie. Jak widzisz kochana ile dobrego robisz dla mojej idei ,że to się w pale nie mieści, ale Iza znam cię nie od dziś i wiem ,że na tobie można polegać i będziesz nadal mnie wspomagać w tym co robię. Serdeczne dzięki za tak ogromną dla mnie przysługę, życzę ci wszystko co najlepsze, do miłego następnego pisania a to nastąpi ,po moim powrocie od Moniki.

Podróż do ......

Czeka nas podróż do Fuldy, wszystko spakowane, miałam spore tempo, bo ledwo co wróciliśmy z Polski i znowu pakowanie,ale nie ma teraz porównania, bo podróż pociągiem expres do Moniki, już odbywaliśmy, i jest co oglądać. Za oknem po drodze zostawiamy , rozległe widoki, miasta i miasteczka, i osady , wszystko to sprawia , że przyjemnie się podróżuje, godne pochwały jest też punktualność tych pociągów i fakt ,że nie ma przesiadki, Monika postarała się o bilet z miejscówkami przy oknie, i nie przewidujemy niespodzianek, ależ tak oczekujemy tylko miłych niespodzianek w związku z naszym pobytem , cieszy nas to, że na żywo zobaczymy wnuki i będziemy razem z Moniki Rodziną.Bardzo nam tego brakowało , bo wnuki znamy tylko ze zdjęć, nie mieliśmy z nimi codziennego przebywania, i nie mogliśmy się radować ich wyglądem , rozwojem, ten okres kiedy dzieci są najrozkoszniejsze, wiele nas ominęło. Pocieszeniem dla nas jest , że to wszystko mieliśmy z Sarą, była z nami od maleństwa, przyjeżdżała do Rumi, mamy mnóstwo zdjęć a ja nagrałam te pobyty moją kamerą , i wszystko jest na kasetach, tylko życie moje się zmieniło, nie kręcę kamerą, bo pobyty moich dzieci się skończyły, Monika ma bardzo daleko i troje dzieci, trzeba teraz trochę czasu, aż dzieci odrosną. Zmienia się dla nas i to mocno życie, tylko ,że tempo tych zmian mnie zaskakuje, niedawno myślałam, że tak wiele przed nami, a tu z przerażeniem stwierdzam, że niestety, wszystko się skraca, i to, co się wydawało na wiele lat z wyprzedzeniem , to jest już dzisiaj. Najcenniejsze jest zdrowie, skoro już go brakuje, najpiękniejsze marzenia się nie mogą spełnić, trzeba życie brać takie , jakie się uszykuje i brać wszystko pogodnie , co nam każdy następny dzień przyniesie, dopatrywać się dobrych chwil ,chociażby one były smutne.Moglibyśmy fruwać po świecie, brakuje nam sił do tego , walizki za ciężkie, Marek potrzebuje dużo troski , wiele spadło na mnie niespodziewanie, uczę się teraz po prostu nowego życia , jest to bardzo trudne , bo mnie lat nie ubyło, tez mam sklerozę, zapominam i muszę wszystko zapisywać , co mam do załatwienia, a takie wyjazdy , to już wszystko na mojej głowie, nie tylko pakowanie, ale strona medyczna , leki dokumenty , planowanie , dojazdu do Bremen , autobus a potem pociąg a tam do dalekobieżnego pociągu . Nie mogę przewidzieć jaki nastrój będzie miał Marek, nieraz publicznie potrafi cholerować , a to jest dla mnie gorsze niż wojna, bo wtedy tracę rezon. Muszę się nastawić, że wszystko pójdzie dobrze i bez nerwów, ale ta świadomość ,że jadę z chorym człowiekiem, któremu ja muszę zapewnić dobry start i wszystko co związane z bytowaniem , teraz , jutro , wymaga niesamowitego hartu, a tego już zaczyna mi brakować, i z całą świadomością trzymam się optymizmu, bo inaczej po mnie. Zostawiam mojego kochanego kompa na 18 dni, a jak wrócę ,to znowu Was kochani zanudzę, ale będzie pełen worek wrażeń , a o to właśnie chodzi.

sobota, 19 września 2009

Dla Hani

nigdy sięWitaj Kochana Haniu, ten post piszę wyłącznie dla ciebie i z myślą o Tobie, z okazji TWOICH URODZIN, wiem ,że treść życzeń i wszystko co napiszę tutaj - otrzymasz. Wiele razy już wspominałam w moim blogu o naszej przyjaźni i nigdy nie będzie za wiele słów o niej i zawsze jest w moim sercu obecna. Z okazji Twojego Jubileuszu Haniu, życzę Ci dalej wspaniałego życia, którym zostałaś obdarowana przez los, a to ,że jest wspaniałe, to wyłącznie Twoja zasługa, charakter Twój pozwolił Ci uzyskać i zjednać wszystkich, którzy są wokół Ciebie, wszystkich , którzy Cię kochają i są Ci wierni, na co masz codzienne dowody, chociażby od Twoich najbliższych Ci osób. Haniu i to jest szczęście, bo co komu po bogactwach, jak nie ma jak się radować ze zwykłego, normalnego życia, wyobrażasz sobie teraz, być bez Rodziny i osób Ci bliskich, sama widzisz, że to jest nasz codzienny pokarm, więc jak najdłużej niech Ci się życie układa, jakie masz do tej pory, czyli szczęśliwe. Wiem Haniu ,że do pełni szczęścia zawsze czegoś brak i nie ma do końca bez kłopotów i problemów, ale szczęśliwy jest ten , kto umie podarowane życie konsumować tak ,żeby być w pełni zadowolonym. Tobie się to udaje, i niech tak będzie jeszcze długo, długo, jak tylko to możliwe. Haniu, w tym Wielkim Dniu życzę Ci pięknych i pogodnych godzin w gronie twoich najbliższych i przyjaciół, ja też się do nich zaliczam, i dlatego piszę już dziś, żeby Ci się moje słowa zaryły głęboko w pamięć , że jestem z Tobą i przy Tobie i w czasie Twojej Uroczystości jubileuszowej , i w Twoim codziennym życiu. Kocham Cię, moja wierna przyjaciółko i wcale się nie waham napisać o moich uczuciach względem Ciebie, zasługujesz na jeszcze wznioślejsze słowa, wszystko i tak szaro brzmi i marnie , przy Twojej pięknej i nieskazitelnej duszy, która jest otwarta dla wszystkich, jest to piękna zaleta, którą zostałaś obdarowana. Podoba mi się to w Tobie, że jesteś ufna względem swego losu, całą siebie podarowałaś Bogu, już dawno i teraz i na zawsze, Haniu , życzę Ci dalszej siły i dąż do swoich celów , Tobie tylko znanymi sposobami , ważne że są one dla Ciebie skuteczne, tak trzymać , a przy okazji ,może ja też coś z tych Twoich łask skorzystam. Haniu, pamiętaj ,że jesteś wielka, a ten tylko to może , co czerpie siłę z miłości względem drugiego człowieka, dajesz zawsze pomocną dłoń, uśmiech i swoje dobre serce, nie potrafisz ranić ani słowami czy czynami, jest w Tobie tylko dobro,nigdy na Tobie się nie zawiodłam , serdecznie Ci dziękuję, że byłaś i jesteś w moim życiu i zawsze mogę na Tobie polegać. Baw się wesoło w tym dniu, i sama zobaczysz,że jest to piękne przeżycie, i mieć skończone te 70 lat. Żyj nam HANIU sto lat.

piątek, 18 września 2009

Jest pięknie

Bardzo się cieszę ,że mogę sobie gryzmolić moje posty, tym sposobem uświadamiam sobie radość z mojego codziennego życia, wiem ,że to może być nudne, ale kto mnie pragnie słuchać i wiedzieć , co mi w duszy gra, proszę bardzo , w pewnym sensie zastępuje mi to rozmowę z Wami, moi drodzy przyjaciele, postaram się jednak was za bardzo nie zanudzać. Nasz dzisiejszy poranek był szybkim zrywem , Marek miał termin u Neurologa, więc przed zjedliśmy śniadanie, a potem wio... na godz. 9 tą, czekamy tam zawsze , ale dzisiaj to już był rekord , siedzieliśmy tam ponad dwie godziny , jak łaskawie lekarz zdecydowal Markowi zrobić badania tomografię mózgu i potem dalej siedzimy , i dostaliśmy wiadomość od rejestratorki ,że jeszcze Marek musi mieć zrobiony usg tętnic szyjnych, ale już na następny raz, to znaczy w poniedziałek o godz. 12. 30. - najlepsze jest to ,że z nami nawet nie byl chętny rozmawiać, a ja to olewam , zobaczymy , co to będzie dalej, bo jak wrócimy od Moniki , to jeszcze do domowego lekarza i.t.d. i końca nie widać ha...ah.. od jednego do drugiego i zobaczymy ,co wymyślą.Nie ma co na zapas się tym martwić , ja już powoli wprowadzam się w nastrój urlopowy, to mnie bardzo cieszy. Od jutra musze się zorientować jak to będzie z tym pakowaniem a potem to już poleci. Dzisiaj pomimo tego nieudanego początku dnia [wizyta u lekarza], jestem bardzo zadowolona , zrobilam więcej , jak zamierzałam i panuję całkowicie nad sytuacją, to jest dla nas najważniejsze . Teraz korzystamy z Markiem z pięknego lata, siedzimy na balkonie i pijemy kawkę i likierek z wiśni i male słodkie "co nieco"i jest nam bardzo miło, chociaż dużo wzajemnie nie rozmawiamy ,ale swoje towarzystwo jeszcze ciągle akceptujemy , do oczu sobie nie skaczemy, jak mogę stwarzam nam miły nastrój i bardzo nam się tak podoba, dzisiaj znowu był cudowny dzień lata, i daje nam to wigor na dalsze dni ,a jak będzie dalej taka aura, to skorzystamy jeszcze więcej i dalsze zadowolenie z tego nas czeka, no bo podróżprzed nami i piękne widoki po drodze , to wszystko idzie na poczet urlopu. W piątek zawsze kupujemy polskie gazety, przyjeżdża samochodem pod nasze bloki, Marek , czyta nowe wieśći i jeszcze siedzimy na balkonie , jest godz. 19 , pewnie sie ocknie, bo jego ukochane wiadomości " fakty" zaraz będą lecieć, a ja też dzisiaj mam moją gazetę "życie na gorąco" i wieczór wypełniony. Wczoraj zgłosił się do nas wnuk Sebastian, chce na weekend nas odwiedzić, więc nam się absolutnie nie nudzi dzień wypełniony do końca i tak to nam poleci.

czwartek, 17 września 2009

Zwykły dzień

Następny zwykły dzień już się kończy, a ja już mam pełną głowę, co będę porabiać jutro. Od samego rana idę z Markiem do lekarza, a potem pójdziemy na małe zakupy, codziennie są robione zakupy, bo za długo nas nie było i stare produkty trzeba wyrzucać, a po nowe chodzimy do sklepów i teraz juz uzupełniliśmy wszystkie nasze braki, jednak zawsze coś wyskoczy niespodziewanego. Dzisiaj mieliśmy świetne danie dużo gatunków warzyw udusiliśmy a na koniec połączyliśmy to z mięsem, drobno pokrojone, i do tego jeszcze wcześniej usmażone pieczarki, i to wszystko jeszcze z ryżem , pomieszane -smakowało nam bardzo , na zdrowie też nam wyszło ,bo nikt nie narzekał, aby tak dalej. Pogoda nadal u nas ciepła i słoneczna, dzisiaj też prałam , suszyłam na balkonie, wszystko wyschło i pięknie pachnie. Mamy ładne miejsce widokowe od strony balkonu, zieleń na ziemi i zieleń jak spojrzysz wyżej a słońce dodatkowo daje radość swoimi promyczkami i chce się chętnie popatrzeć na te cudeńka natury, drzewa są bardzo stare, wiekowe, już dużo w zeszłym roku zostało ściętych, ale na pocieszenie nam niektóre zostawili.Ja cały czas drepczę po naszym mieszkanku i widzę ,że mam jeszcze sporo roboty, nie będe się tą pracą zarywać, powoli też się zrobi, najważniejsze ,żeby ta ładna pogoda się utrzymała, bo wtedy jest dodatkowa radocha, swiat weselszy i dusza też się raduje. Z tego wniosek ,że mamy ciągle cudowne lato, bo w tym roku nie da się narzekać, że było brzydko, nie było za upalnie, ale też nie było za zimno, uważam , tak w sam raz.Kumoszki moje kochane , bardzo tęsknię za wami, zostawiłam za sobą w tym roku, dużo wspaniałych przeżyć, pięknych i mądrych rozmów, nasze spotkania z gadkami i wspomnieniami, których nigdy nie ma za wiele, szczere i oddane i zawsze skore mnie słuchać, i za wszystko co razem robimy , teraz o tym rozmyślam i cieszę się , że tak właśnie było nam razem wspaniale.Każda z nas w swoim gronie ma dalsze codzienne życie, i tak jest dobrze, najważniejsze, żeby nam zdrowie dopisało przeżyć te wszystkie miesiące szczęśliwie do następnego naszego pobytu w Rumi, czego wam kochani żysze i nam , ha ha .... i tak dalej..aż ...do wiosny.....ha ha z radością - oczywiście, jakby to zaznaczyć no i z miłością też.

poniedziałek, 14 września 2009

Jakoś idzie

Dzisiaj od rana jest ładna pogoda, słonecznie i ciepło, lecz popołudniu padało dość mocno, a potem znowu słoneczko zaświeciło, i przez cały dzień 20 stopni, w taką pogodę mam chęć do roboty, i sporo jej dzisiaj odwaliłam, oczywiście nie przesadzam, przyjemności też trzeba zaliczyć, to była kawka i ciasto ze śliwkami ,co wczoraj upiekłam i do tego 2 kieliszki likieru wiśniowego i siadam do pisania na kompa. Brakuje mi bardzo tych moich kumpelek i te gadki z nimi, ale wczoraj miałam piękny dzień, przyjechała Karina z rodziną a długo już ich nie gościłam u siebie, więc było z dziećmi gwarno i radośnie. Samuel od razu się rozbiera, i siada w kuchni przy stole i czeka , ale my sie upominamy o buśki, więc podchodzi do Dziadka a ja się też zaraz przytulam i On nas całuje, a potem się wyciera rękawem, tak robi wiele dzieci, coś w tym jest, dalej czeka przy stole na Dziadka zupkę, Ajlin też, oczywiście wszyscy się czestują, bo im obiecalam ,że będzie fasolówka.Rodzinka też nas obdarowała, dostaliśmy sok z czarnego bzu do herbatki, albo tak do picia, świetny na jesienne słoty, ten jednak bedzie wypity wnet, nie doczeka się jesieni, Dziadek codziennie herbatkuje a ja też, i ten likier wiśniowy też nam przywieżli no i ciastka z prywatnej firmowej cukierni, z owocami i galaretką i do tego bita śmietana, mniam ,mniam....ha...ha... i dupka rośnie, ale jakoś już nam waga nie idzie w górę, to znak ,że jeszcze nie jest tak żle.Ich wizyty są zawsze krótkie, nie zdążymy sobie wiele opowiedzieć, mały za mocno rozrabia , to znaczy zaczyna się nudzić i stoi przy drzwiach to znak ,że trzeba jechac , zawsze jednak jest za krótko. Unas nie ma tej przestrzeni w metrach, jest mało do biegania i oglądania , a u siebie może wybiegać do ogrodu i się wyskakać. Resztę mojej rolady dałam im do domu, bo Betti mnie prosila , idzie na party z dziewczynkami, więc ją zabierze, zupę fasolową też daliśmy , bo Ajlin smakowała i chciała jeszcze powtórkę. Dzisiejszy obiad i tak robiliśmy z Markiem dla siebie, krokiety , mieliśmy już ugotowane mięsko , tylko zmielić, kapusta kiszona do tego, zrobiłam ciasto do naleśników a Marek smażył i potem zrobił resztę, ja wtym czasie latałam do piwnicy do pralki, bo miałam dzisiaj dzień prania i tak nam dzisiejszy dzień zleciał. Marek odpoczywa przy swoich gazetkach a ja zaczęłam czytać drugi raz książkę mojej ulubionej autorki Danielle Steel - "koniec lata", czytałam to 10 lat temu, i czytam ją jak pierwszy raz , znak ,że zapomniałam już jej treść , to fajnie mam ich bardzo wiele i mogę znowu z zainteresowaniem oddać się tej lekturze, a tak się już martwiłam, że nie mam wty roku nic nowego do czytania. Hania zbiera sagę , ale to już jak na wiosnę zajedziemy dostanę do czytania.Zrobiło się ciemno a jest dopiero godzina 19 , może znowu będzie padać . Na dzisiaj koniec mojego bajdurzenia, bo jeszcze ludzi tym zanudzę, Haniu ,ąle ja tak piszę z myślą o Tobie, bo nie możemy sobie pogadać przez kompa a zadzwonie do ciebie , chyba jutro i dlatego takie sobie słowa smaruję , żebyś znała moje myśli i co robię, tak też może być, przecież w tym co robię nie muszą być jakieś normy, ale błąd mi się nieraz wciśnie , a ja tak już uważam.

niedziela, 13 września 2009

Jeszcze lato

Do dzisiaj pogoda utrzymywała się letnia, do 20 st.i słonecznie, dla naszego samopoczucia ,to było dobre, lecz teraz myślę powoli pójdzie w dół i deszcze jesienne nas nie ominą. Dzisiaj zawita do nas Karina z Rodziną, więc dzień znowu wypełniony, a w poniedziałek od nowa. Wczoraj , mimo moich obaw, gościna była bardzo sympatyczna, pies selma zachowywał się nadzwyczaj przyzwoicie, nie szczekał , merdał ogonem i nas polubił, byliśmy z Markiem mile zaskoczeni. Marek przywitał go z ugotowanymi kośćmi z naszej zupy i tym go całkowicie uzyskał, i napił się sporo wody i był bardzo grzeczny, leżał w jednym miejscu i nie przeszkadzał. Szymon i Franci, nie byli zbyt długo, bo chcieli jeszcze zrobić zakupy, a poza tym stęsknili się za sobą, bo Franci przyjechała na weekend, jak już pisałam , nie mieliśmy dużo urozmaiceń, jeśli chodziło o poczęstunek , ale duży kalafior zupełnie ich zadowolił a na deser owoce, głodni nie siedzieli. Ciasto upieczone na tę gościnę zostawili w domu, zapomnieli zabrać, nie wielka strata dla nas, bo i tak upiekłam ciasto ze śliwkami, a dla Kariny z Rodziną zrobiłam roladę. Wyjatkowo lużna niedziela , że mogę troche posiedzieć i popisać bloga, a Marek męczy swoje gazety a teraz wziął się za swoje krzyżówki, obiad juz wczoraj ugotowaliśmy, więc dzisiaj laba.Powoli wgryzamy się w nasze życie tutaj, muszę też parę telefonów wykręcić, ale zaczne od poniedziałku, bo w niedzielę wszystkich nie złapię. Miło jest korespondować też na naszą klasę, tam już mam dwie osoby Janka pisze no i Krystyna i Marek z Berlina-Rumi, to pójdzie na bieżąco i szybko, muszę jeszcze na to namówić Hani brata - Janusza, to wtedy też bedę wiedziała ,co u nich słychać, i jak im się wiedzie na teraz, tymbardziej że się wyświetla ta wiadomość do odebrania. Powoli zaczyna się pogoda rozjaśniać, nasze buki przed balkonem mają już sporo żółtych liśći, to znak ,że jest bardzo sucho ,poza tym jest dookoła zielono i przyjemny kolor dla oczu, poprawia też samopoczucie. U nas na parterze mamy nowych sąsiadów, i zaraz nasza spółdzielnia robi kapitalny remont tych pustych mieszkań, wymiana starych rur żeliwnych i cała łazienkę na nowy standard, i teraz mają Ci nowi wszystko nowe, a mnie tak zaświnili piwnicę, (przechodzi tam pion tej rury kanalizacyjnej), zostały gruzy i odpady i tego nie sprzatneli, a najgorsze ,że nie wiem jakich zniszczeń jeszcze dokonali, bo wściekła byłam i zatrzasnęlam dzrzwi i mialam dosyć , jak zobaczyłam wszystko co w środku zmieniło kolor na biały, to wiem co to znaczy i co mnie czeka. Muszę się wpierw uspokoić a potem zobaczę, co z tym zrobię, sąsiadka dała im mój klucz od piwnicy i robili, ale ja , gdybym była , to wszystko dokładnie bym poprzykrywała a tak interes beze mnie się pieprznął, i jeszcze nie mogę tej co pilnuje nic powiedzieć, tylko pewnie zakasać rękawy i brać się do roboty, ale nie teraz, nie mam zamiaru się denerwować.Właśnie w tej chwili wyszło słoneczko i znowu cały świat jest piękny , szkoda sobie psuć humor, skoro przyroda daje nam radość, no tak czeka mnie miłe przeżycie dzisiaj i nie mam zamiaru myśleć ponuro, głowa do góry, jakoś to będzie, aby zdrowie dopisało , to reszta nas zawsze zadowoli.

piątek, 11 września 2009

Powrót

Nasze przyjazdy i odjazdy tak weszły nam w krew, ze to już normalka, tylko 14 godz. jazdy , to stanowczo za długo, coś w przyszłym roku wymyślimy lepszego, pewnie będzie to lot w przestworzach, ho, ho... , ale mi się marzy!!!!!!!!!!!!!.W tym roku została otwarta linia lotu z Bremen do Gdańska , koniecznie musimy się załapać, przynajmniej nasze nóżki nie zmienią rozmiaru, tym razem to mieliśmy baloniki i ja i Marek.W domciu czekała nas robota, jak zawsze, otwieranie korespondencji, a najgorsze ,że wszystko zaczynać od nowa, zakupy i codzienna organizacja życia, zapomina się, gdzie co się znajduje i pierwsze momenty są dziwne, wymagają ogromnego skupienia, po prostu się zapomina wiele przez tak długi okres nieobecności. Dzisiaj jest drugi dzień naszego pobytu, i już jesteśmy dobrze rozkręceni, wizyta u lekarza z samego rana, zakupy po drodze a potem jeszcze raz po zakupy z wózkiem, bo teraz Marka opanowała śliwkomania, bo jak już coś mój Mareczek wymyśli , to potem już się z tego zrobi mania, nie będę się tym przejmować, bo śliwki w occie mogą stać, i na drugi rok w sam raz, bo potem będzie innego rodzaju mania. Tak właśnie było z kaktusami, w ubiegłym roku była kaktusomania, kupował dużo i się już martwiłam, że będzie za mało parapetów, ale się zatrzymał w tym kupowaniu, bo każdy był inny, więc juz nie było więcej gatunków , zrobił bardzo ładne kompozycje. Przez zime biedactwa zmieniły wygląd, jedne za mocno się rozrosły a drugie po prostu zdechły, i trzeba bylo robić kompozycje od nowa i tu to wszystko stanęło, i teraz jest tylko tak , jak było, to znaczy jedno okno w pokoju stołowym i mania tez stanęła - przynajmniej już nie dokupuje.Czeka nas jutro następna radocha, przyjedzie do nas wnuk w odwiedziny ze swoją dziewczyna Franci i pies, tylko nie wiem czy tego psa polubię i w związku z tym mam trochę tremę, bo pies, jak to pies, wszystko zliże, ale jak będzie ze mną , to nie mam pojęcia. Postaram się wcale nie myśleć o tym czworonogu, kocham Szymona , Franci też polubiłam, jak nas odwiedziła z Szymonem w Rumi, i wiem ,że nie muszę się martwić o poczęstunek ,bo oni nie jedzą niczego,co ma oczy, więc ta kwestia, co dać i co ugotować- odpada, nawet sami upieką ciasto i przywiozą na poczęstunek, więc goście nowocześni, super urządzeni z pomyślunkiem na swoje życie. Nie to ,co my , bigosy , zrazy albo kotlety, kaczki ,zajace i dziki, to wszystko Oni mają z głowy, jak im z tym dobrze, to całkiem fajnie mają, zakupy z głowy, gotowanie też, a zmywania po jedzeniu , tez nie ma dużo, albo nie ma co zmywać, ot ,to dobra organizacja życia, czego to dzisiaj młodzi ludzie nie wymyślą, żeby sobie nie dogodzić. W niedzielę przyjedzie Karina z Familią, Oni to przynajmnie wiedzą, co lubią, zamówili sobie roladę z masą czekoladową, i się nie martwią, że to wszystko produkty z tych co mają oczy , więc , wiem ,że mam robotę do odwalenia zrobię to z przyjemnością, bo sama też umszczknę tego smakołyku. Pogoda dalej słoneczna i ciepła, powinniśmy te dodatkowe kalorie utracić na spacerach , co też uczynimy, chyba , że się ta piękna aura zmieni , to nic, i tak będziemy łazić, nie mamy innego wyboru a potem jedziemy na urlop do Moniki, tam dopiero będzie łazęga, pod nosem lasy i wieś ,zupełnie coś odmiennego, Monika mówi ,że tam gospodarstwo, ale nic nie śmierdzi, to jeszcze lepiej, przynajmniej będzie wieś z zapachami wsiowymi, ha...ha.. ano zobaczymy?.......

sobota, 5 września 2009

Do przodu

Czas za szybko gna do przodu, wiele się zmieniło, jest szybko ciemno o godz. 20stej mrok, tak fajnie było jak wieczory były jasne, to znak ,że lato się już kończy, jeszcze trochę. Wczoraj jeszcze ostatni raz siedzieliśmy w ogródku, przyszła Hania z Władziem, zerwali trochę śliwek, mamy ich dużo a już nie zdążymy nic z nimi zrobić, nawet zjeść się nie da, wiele będzie leżało pod drzewem , jak pojedziemy. Mieliśmy ładną pogodę i przyjemnie się nam gaworzyło razem przy piwku, ciepło i z naturą, nasze kwiatki jeszcze kwitną i zieleń działała kojąco na nasz stan ducha, a wiadomo towarzyszyła nam świadomość , że to ostatnie spotkanie w ogródku w tym roku.Nie mam czasu na smutne rozmyślania, dzisiaj dokonałam wiele , a najwięcej się cieszę, że udało mi się wymalować kaloryfer w łazience, a tak mnie to dręczyło, że rdza się na nim pojawiła, aż na koniec dokonałam tego, co na początku wydawało mi się niemożliwe, proszę jak się mogę pochwalić swoim dziełem, nic nie pochlapałam i szybko nawet wyschło, teraz są takie dobre farby i nie ma problemu, tylko chcieć. Jutro idziemy na ostatni niedzielny obiadek do cioci Danki, będzie kaczka, czerwona kapusta i pieczarki ,żeby było dużo, i nam więcej wagi doszło, a dochodzi , niestety, coraz wiecej, bo to jeszcze Danka nam serwuje swoje drożdżowe ciasto a to jeszcze ze śliwkami , pokusa za pokusą, nie można się opędzić od tych wspaniałości. Mam tylko nadzieję, że to po drodze gdzieś zgubimy, bo inaczej , żegnaj garderobo ukochana co tyle lat nasze ciało zdobiłaś i przy okazji nam oszczędziłaś kłopotów. Pogoda dzisiaj się zdecydowanie zmieniła, od rana lał deszcz i się ochłodziło, wskoczyłam w rajstopki i półbuciki, bo co tu się oszukiwać, można sie zaziębić przy takiej aurze, a to nie byłoby wskazane w obecnej sytuacji jak moje marzenia są takie wspaniałe, tylko codziennie marzę ile ja to dokonam tych moich domowych robót, to tak jak gdyby ktoś mnie nakrecił jak zabaweczkę a ja się kręcę i dookoła panie pierdoła i dookoła .... ha....ha......Całe szczęście, że dostałam tego kopa do tej roboty, bo co zrobione , to zrobione , jak znalazł na drugi rok , przyjadę i wchodzę a tu wszystko zrobione , tylko się cieszyć i zacząć od nowa, ha... ha....

wtorek, 1 września 2009

Spotkanie

Znalazłam trochę czasu , żeby coś skrobnąć, czas naszego pobytu beznadziejnie nam się skraca, i nie ma na to sposobu, a jeszcze , to co nam zostało, mam wypełniony wszystkimi końcowymi sprawami, a najbardziej , co wymaga precyzji i sprytu, to pakowanie naszych rzeczy. Nabrałam do tej czynności ogromnej wprawy i nie martwię się, wszystko w swoim czasie porobię, jak zawsze dobrze mi z tym szło, więc teraz też wszystkiemu podołam. Trafiło nam się na koniec nieprzewidzianie bardzo serdeczne , niespodziewane spotkanie. Marka koleżanka z klasy Technikum wychowania fizycznego, Krystyna , bawili się razem na balu sto dni przed Maturą, a było to 50 lat temu, niesamowite wrażenie i przeżycie, spotkać się po tylu latach, wspominać stare dzieje, to co wspólnie się przeżyło i zapamiętało. Krystyna z Markiem , swoim mężem, porwali nas do siebie w goście, a jest to jeszcze fajnie z tym ,że mieszkają w Rumi, i w związku z tym nasze spotkanie było jeszcze ciekawsze, mogłam dużo opowiadać o moim rodzinnym mieście, i o moim życiu w Rumi. Jesteśmy z Markiem bardzo ucieszeni z tego spotkania, nie spodziewaliśmy się tak absolutnie szczerej atmosfery, jaką stworzyli nam Gospodarze i otwartość jaką nam okazywali przez cały ten wspaniały czas gościny, takich przeżyć dzisiaj nie ma za dużo, a my z Markiem jeszcze nie mieliśmy okazji na tego typu spotkanie , i towarzystwo tak bardzo miłych i szczerych osób. Dziwnie nieraz się losy układają, że nie można przewidzieć , co nas za chwilę spotka , co się wydarzy, ale w tym wypadku była to bardzo miła niespodzianka , taka bardzo serdeczna, taki ogromny dar losu , coś podarowanego , rzeczywistego , żeby się w tym wieku cieszyć z tego jak dzieci? - czemu nie, to przecież jest takie ludzkie, okazać sobie tyle serdeczności, a tego jest przecież tak mało w życiu, trzeba sobie dawać wzajemnie tych przeżyć , jak najwięcej . Musimy się jeszcze nieraz spotkać, bo to było za mało. Ha ha.... ha....