sobota, 31 grudnia 2011

Sylwester

Te zdjęcia miały być zrobione na naszej wigilii , niestety nie miałam czasu, i z tego powodu post jest bez zdjęć .Dzisiaj mam więcej luzu i zmobilizowałam Betti do pomocy , i można nas oglądać . To zdjęcie właśnie bardziej pasuje do post p.t. widok , bo z tego miejsca obserwuję świat za oknem , niebo i co nas otacza.


Nasza szopka Betlejemska , jest z nami od 23 lat, ale to zleciało , gdzie te lata zostały ?

W tym roku również świętowała z nami Betti , a to nasza skromna choineczka




Tutaj jest mój kąt dumania , laptop na biureczku i moje siedzisko , tu do was piszę .
To szczyt brzozy o której piszę w moim blogu , teraz obraz typowo zimowy , ptaszki rzadziej przylatują, niekiedy parę tylko usiądzie , a dzisiaj tylko jeden samotnik.
Za tym blokiem jest " park sztywnych " często z okna sypialni widzę żałobników w kondukcie
Siedzi na szczycie ptak samotnik , tak jak ja na zdjęciu przy stole poniżej

Mój kącik pracy twórczej , aby do wiosny...

piątek, 30 grudnia 2011

Nasze Święta

Zjechali się wszyscy kogo oczekiwaliśmy , pierwszy Sebastian a po nim Betti a na końcu Szymon , w dzień przed wigilią, w piątek . Najbardziej pracowity dzień dla nas , to właśnie był piątek , od samego rana praca szła całą parą w kuchni , robiłam pierogi i do wałkowania zaprosiłam Sebastiana, dla niego to żaden wysiłek , a mnie ogromnie odciążył , ta praca szła nam sprawnie , bo pomagały wnuki , kleić pierogi a Marek gotował i ponad godzinę ta praca nas pochłaniała , więc nie byłam zmęczona . Wieczorem dojechał Szymon i tylko uszykowałam im posłanie i sama wcześniej się położyłam , bo na ten dzień praca w kuchni była skończona . Oni wiadomo, jeszcze mieli długi wieczór, jeden przy laptopie siedział a drugi telewizję a Betti miała gry , ale ja już ich nie musiałam zabawiać .Sobota była dla wszystkich miłym dniem , cieszyliśmy się Sobą , dużo opowiadania i wspomnień , każdy dyskretnie podkładał pod choinkę swoje paczki , ja zrobiłam to dzień wcześniej ,żeby czegoś nie zapomnieć .Sebastian najwcześniej poczuł się głodny, i tak , jak w ubiegłym roku , zrobiliśmy kolację 0 17.20, Marek jeszcze podsmażył pieczarki w panierce pokrojone w plasterki , i odgrzewał pierogi , bo muszą być podpieczone , i wszystkie potrawy znalazły się na stole i mogliśmy zacząć nasza wigilijną kolację . Jest to bardzo wzniosły moment , bo uroczyście składamy sobie życzenia łamiąc się opłatkiem , który przywędrował wraz z życzeniami z Polski , i tym sposobem jesteśmy wszyscy z wami w Polsce przy waszych życzeniach z najbliższymi .Mamy kolędy polskie i jest nastrój serdeczny , rodzinny , w tym roku zapomniałam włączyć kolędy , ale upomniał się o to Szymon, mówiąc " no Babciu , zapomniałaś o muzyce , o nastroju, muszą być obowiązkowo kolędy polskie " , cieszy mnie to bardzo ,że wnuki to nasze spotkanie w te święta tak przeżywają. Paczki od gwiazdorka wprowadziły nasze towarzystwo w jeszcze większy nastrój , wszyscy zadowoleni , każdy na swój sposób , wiadomo,że liczy się chwila radości w tym całym zdarzeniu obdarowywania . Święta nadal były dla nas radosne, na dworze ciepło , musieliśmy nasze potrawy chować do lodówki, bo balkon juz nie spełniał roli chłodziarki .Moje rolady miały powodzenie, najwięcej dobierał się do nich Sebastian i oczywiście Marek , starczyło dla wszystkich , słodycze miały marne powodzenie , jakoś wszyscy byli syci . W drugi dzień świąt przyjechała Julia po Szymona , wypiliśmy jeszcze razem kawę i pożegnaliśmy się z nimi , bo jechali w odwiedziny do Juli rodziny . Sebastian nas też pożegnał 28.12. wracał do Bremen i została z nami Betti . Obie , ja i Elisabeth we wtorek , 27.12. pojechałyśmy na zakupy do centrum , wysiadłyśmy na Fridrischstrase , i tam chodziłyśmy po sklepach , zakupy udane , sprawiła je sobie Betti , bo dostała na Gwiazdorka pieniążki , i sama wybierała dla siebie prezenty . Po drodze zrobiła swoją komórką zdjęcia zabytków , bo wracałyśmy pieszo na Aleksander Plac a stamtąd dalej metrem do domu . Byłam zadowolona z naszej wyprawy , bo poznałam jazdę metrem , i nabrałam wprawy tym środkiem lokomocji , i żeby było jeszcze lepiej , to razem z Betti odwiozłyśmy Sebastiana , tam gdzie go zabierał transport autem , bo z tego samego miejsca wraca Betti do domu też autem i musiałam się przekonać , gdzie to jest. Jakie było moje zdziwienie ,gdy spostrzegłam ,że to jest obok dworca autobusowego , skąd zabierał nas autobus do Polski , skrót Z.O.B. i już umiem te podroż odbyć samodzielnie , może mi się to przydać w przyszłości , chociaż ta jazda z naszymi bagażami odpada, za wiele schodów do pokonania i noszenie tych ciężarów niewykonalne i tak , pozostaje taksówka . Dzisiaj byłam na mojej gimnastyce, teraz mam wolne , dopiero następna 04.01.a , jutro siedzimy w domu i nasz Sylwester się ograniczy do obserwacji , bo nie mam ochoty na żadne wędrówki , i Telewizja pokazuje tak wiele , że jest w czym wybierać . Lubimy z Markiem w Sylwestra nasz spokój i swoje towarzystwo, a wtym roku dodatkowo jest z nami wnuczka, Ona ma zamiar obserwować z Balkonu , jest młoda i lubi przygody ,a my starzy i nudni , taka prawda. Wszystkiego najlepszego życzymy wam , co nas czytacie w Nowym Roku 2012, wszelkiej pomyślności i zdrowia .

sobota, 17 grudnia 2011

Widok

Widok z naszego okna niby jest zawsze taki sam ,ale zależy na co się patrzy , ja zawsze oglądam niebo , i ono jest zawsze inne . Poza tym , mieszkamy na czwartym piętrze , i dla oczu jest większy zasięg tego co widać , i nie zasłania nam widoku inny blok , więc największą przestrzeń zajmuje niebo, a potem , to co niżej , domy dalej , nie rzucają się w oczy . Co jeszcze mocno cieszy wzrok, to natura i owszem ,dookoła cały teren okalają parki , drzewa dosyć stare i wysokie , nad nimi przelatują najczęściej kruki i wrony , również gołębie , bo muszę dodać ,że wprost naszego okna , to jest park " sztywnych ", może temu właśnie te ptaki najliczniej ? . Ponosi mnie fantazja , no tak, bo teraz jest niebo bardzo ciemne , niekiedy jakiś obłok ma odcień różowy , fioletu , wiatr pędzi te chmury, że niebo jest ciągle inne , ale i tak niedługo zapadnie zmrok i moje oczy tylko dosięgną naszej brzozy , która wiernie stoi przed naszym oknem , biedna szarpana ze wszystkich stron , a te jej cieniutkie gałązeczki muszą być posłuszne i tańczyć razem z wiatrem . Dzisiaj ostatnia niedziela Adwentu a w naszych domach miły nastrój oczekiwania Świąt Bożego narodzenia , a od poniedziałku już w każdym domu wre końcowa praca , czego nie można było zrobić wcześniej i tak do Wigilii czas zleci bardzo szybko , że wreszcie przyjdzie pora kolacji i będziemy łamać się opłatkiem i składać sobie życzenia .W tym momencie moi kochani wszyscy , co jesteście z nami , zawsze jesteśmy z Wami blisko , obojętnie jakie kilometry i kontynenty nas dzielą , tu przy tym stole jesteśmy wszyscy z Wami , i składamy Wam najlepsze życzenia , zdrowia , zdrowia , spokoju i dużo radości z Waszymi bliskimi , radujmy się wszyscy , póki jest ku temu czas i chwila , szanujmy to, że mamy nasze życie takie , jakie Ono jest .Na dzisiaj starczy tego mojego dumania i pozdrawiam , do następnego pisania pa..pa...

czwartek, 15 grudnia 2011

Wkrótce

Wszystko co miłe i piękne wkrótce się wydarzy, a więc, będą przychodziły codziennie karty świąteczne z życzeniami od bliskich i drogich nam osób, wkrótce będzie ostatni weekend i tydzień adwentu . Wszystko z Markiem zaplanowaliśmy i razem zabieramy się do roboty od poniedziałku , konkretne działania kulinarne świąteczne .Marek robi pasztet , mówi się Marek, ale ja razem z nim pracuję , wiele czynności przypada mnie , mielenie potraw przez maszynkę to moja domena , no dziwne , ale Marek te pracę zostawia dla mnie , ważne ,że robota nam idzie i z tego się cieszę. We wtorek gotujemy już grzyby, które są nam potrzebne do pierogów , wywar naleję do litrowych słoików i zamknę je sposobem , do góry dnem , spokojnie mogą stać do wigilii, a potem ją tylko doprawię. Pierogi wymagają z mojej strony więcej wysiłku , więc zrobimy je wcześniej , albo surowe zamrozimy , albo na dwie raty je zrobimy nie w jednym dniu , pracy przy tym sporo , ale też bałaganu , i jak już nasi goście będą , to ten bałagan w kuchni blokuje wszystkie inne czynności . Planuję to wszystko dokładnie , bo ma nam to sprawić przyjemność a nie udręczenie , a poza tym na gotowaniu przygotowania do świąt się nie kończą , ale trzeba przyznać ,że w większości zajęć , niestety tak , i dlatego dobra organizacja gwarantuje powodzenie ,że nasz nastrój świąteczny nas wszystkich uszczęśliwi . Podchodzimy do tego wszystkiego z Markiem spokojnie , najważniejsze , żeby zdrowie do końca dopisało , i nie było niespodzianek pogodowych , jakieś śnieżne nawałnice i inne zimowe przeszkody . Dzisiaj coś nasi synoptycy -spece od pogody , coś przebąkiwali , że jednak śnieg może się pojawić na święta , ale póki co , mamy ciągle ciepło , deszcz co prawda popaduje, ale to konieczne, bo tej jesieni było krucho z deszczem i nawet mówiło się o jesiennej suszy , tego zjawiska podobno nie mieliśmy od ponad 50 lat , jesień zawsze nam się kojarzyła z obfitymi opadami deszczu i silnymi wichurami . I wreszcie wkrótce spotka nas coś miłego , spędzenie z kochanymi wnukami świąt Bożego Narodzenia , Nowy Rok powitamy chyba z Elisabeth, chłopaki jadą na Sylwestra do Bremen , i nasze życie poleci dalej , aby w zdrowiu i do wiosny, też wkrótce .....

wtorek, 6 grudnia 2011

Mikołaj

Mikołaj , Nicolaus i wszystkie inne mikołaje dzisiaj mają swój dzień , he..he.. od zawsze Mikołaj zachował swoją tradycję i jest z nami każdego roku , jak fajnie te wszystkie tradycje przeżywać , wiem że to Dzieci się cieszą , ale my dorośli też , razem z nimi lubimy ten dzień świętować, co prawda , nam przypadła rola obdarowywania , ale przyznajmy się , że sprawia nam to taką samą frajdę jak naszym wnukom , my po prostu lubimy im dawać i się z nimi razem bawić i radować. Kochane moje wnuki , wysłałam waszym mamom pieniążki i wiem, że Mikołaj do was zawita, no a te starsze będą u mnie to i tak dostaną swoją niespodziankę , bo sami ich pragniemy uszczęśliwiać , i dobrze, bo życie z tego powodu ma swoje dodatkowe blaski , a tych radości za wiele nie ma , no dla nas to tylko czeka SKS [ starość kurcze starość ], ale powoli , nie ma co się poddawać , bo Ci , co więcej się weselą mniej chorują , no możemy od dzisiaj sprawdzać na sobie . Od rana całkiem dobrze mi idzie , poszłam bez kuli na gimnastykę , po drodze mam piękne widoki, park , jezioro, kaczuszki jeszcze pływają , ale blisko nie podchodziłam, bo idę normalnie , ale nie za szybko i pilnuję godziny ,żeby się nie spóźnić , dzisiaj było 10 min wcześniej, czyli ładny zrobiłam postęp . Dzisiaj od jeziora trochę wiało , wolałam iść okrężnie , bo nie chce chorować , a spacer jest konieczny . Rehabilitanci są super mili , wszystko z uśmiechem , dzisiaj miałam znowu z tym samym panem , nie są to trudne ćwiczenia, ale pod okiem fachowcy odbywa się to spokojnie , nie mam tremy że coś źle zrobię , a pracuję i napinam mięśnie , żeby pokazać ,że w starym ciele młody duch ...ha..ha.. , bo tak się przy tych ćwiczeniach czuję . Zrobiłam już termin do ortopedy na 24 styczeń i tak dobrze mi poszło,że uzyskałam następne skierowanie na gimnastykę w recepcji , teraz w czwartek rehabilitanci zrobią mi terminy na następne 6x i to będę miała pewnie do końca grudnia i jeszcze w styczniu , i wtedy będę mogła się zorientować co do mojej sprawności i co jeszcze ewentualnie wystękać u lekarza ortopedy . Było mi radośnie i poszłam w zaparte dalej , weszłam do sklepu i kupiłam wnuczkom do Japonii prezenty , paczkę wyślę jak będzie Betti , bo samej jest mi z tym ciężko , jutro ma Urodziny Julia , kończy 11lat, a Luna miała we wrześniu , czyli i na mikołaja i gwiazdora te wszystkie okazje , nie mogą ominąć te dzieci , co są w dalekiej Japonii . Julia była u nas w Rumi w sierpniu razem ze swym ojcem , w tym wieku szybko nie zapomni ,że ma dziadków w Polsce , a ja nie mogę zapomnieć ,że mam kochane wnuki w Japonii . Jak widzicie , dzisiejszy dzień był dla mnie udany a reszta radochy czekała mnie w domu , gdy dorwałam mojego kompa i dałam radę ruszyć te moja pocztę e-mail , i znowu jest czynna , ale się cieszyłam , że udało mi się to uzyskac , i juz zaraz do piotra wysłalam i wszystko gra, i mogę teraz pisać dalej e-maila, do Zosi tez wysłałam wiadomość e-mail , czekam na potwierdzenie od niej ,że przeczytała . Marek miał obiadek już gotowy , i zaraz usiadłam do konsumpcji , i potem do kompa , a Marek robi potem sjestę , ja się nie kładę , bo w nocy jest sen niespokojny , ale jemu to wychodzi i mocno się wysypia . Jest godzina 16 , zaraz jest ciemno, dzień był bez deszczu i + 6 st. i zimny wiatr , nadal po niebie toczą się kłębiaste czarne chmury , gdy nadejdzie noc wszystko otuli swym płaszczem , a za oknem w domach mrugają lampeczki , gwiazdeczki i inne światełka , to sprawia ,że aura jest już świąteczna . Mój Mikołaj nadejdzie do mnie niebawem , jak sama sobie zrobię gimitliś i wieczór czeka mnie udany,czego wam wszystkim życzę , co mnie czytacie .

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Zosia

Kochana Zosiu , bardzo Ci dziękuję za list i życzenia imieninowe , nie spodziewałam się od Ciebie poczty , ale zawsze sprawdzam , czy mam wiadomości na poczcie od dzieci , bo oni często dają mi wiadomości. Do tej pory moja poczta była sprawna i od wczoraj , nie odbiera i nie przesyła ,ale Twoja wiadomość list był na śmieciach i dałam radę przeczytać , to była na prawdę niespodzianka . Widzisz Zosiu ogromnie się cieszę,że czytasz mój blog , tym sposobem , chociaż spotkałyśmy się tylko raz , to wiesz co się u nas dzieje , jednak szkoda , że w tym roku nie pogadałyśmy w innych okolicznościach . Wracamy pod koniec marca do Rumi i muszę zadziałać solidniej i konkretnie a nie tylko zwykłe bla...bla... na ulicy , to nie przystoi kobietom w tym wieku i to emerytkom , mamy wszystko za sobą i teraz dla nas czas na odpoczynek i rozmowa przy kawce lub nalewce , co kto może , lub co kto woli . Nie mam pojęcia jak usprawnię moją pocztę e-mail , w tym roku był Piotr z wnuczka z Japonii i dużo mi usprawnił w laptopie , po prostu powyrzucał wszystkie śmiecie po moich wnukach i było do tej pory dobrze . Z powodu ich przyjazdu do Rumi miałam czas wypełniony rodzinnie i zdajesz sobie sprawę, że byłam bardzo szczęśliwa w ich towarzystwie , poza tym był wnuk Sebastian , syn Kariny przez dwa tygodnie , byłam praktycznie całe lato emocjonalnie zaangażowana , ale cieszyłam się bardzo i brałam wszystkie chwile łapczywie , jakbym się obawiała ,że mogę już takich pięknych przeżyć nie zaliczyć . To wszystko jest prawda ,że musimy się cieszyć każdym dniem i nie narzekać , nie marudzić , każdy ból [ o ile się da ] jakoś przetrzymać , bo nigdy nie wiemy co może być za następnym zakrętem i co jeszcze może nam się przytrafić . Piszesz,że cierpisz z powodu niedyspozycji nóg , teraz wiem , jaki to jest ogromny dyskomfort , ale Zosiu zawsze byłaś dzielna w chorobie i w kolejach swojego losu , i to jest po prostu taki człowieczy los , ale jak się ma przyjaciół i jest okazja się o tym przekonać , to życzę tego szczęścia wszystkim . I właśnie dlatego chcę Ci tą drogą podziękować , że Twoje słowa są tym dowodem o czym napisałam wyżej , tak , bo słowa docierają do naszego serca, duszy a jak dusza się raduje , to i ciało podskakuje , ha..ha... ciekawe , jak teraz będą wyglądały moje podskoki , ale powoli kochani , na razie jest fajnie ,że chodzę a na podskakiwanie tez przyjdzie czas . Kończę ten post skierowany do Ciebie Zosiu, bo nie wiem czy dam radę wysłać Ci wiadomość drogą e-mail , my dwie możemy jeszcze na Gadu lub Skype , ale nie wiem jakiej wprawy nabrałaś , więc jest dobrze jak jest, a po moim powrocie nadrobimy ten czas zeszłoroczny i musimy się spotkać na żywe gadu -gadu , pozdrów swojego Zygmunta i Ciebie całuję i życzę dalszej pogody ducha i się trzymaj , obojętnie czego i do przodu .

sobota, 3 grudnia 2011

Hallo

Kochana Haniu , miałam już Ciebie pytać , czy masz już kupiony laptop , czekałam na wiadomość od Ciebie. Sprawiłaś mi miłą niespodziankę , tak bardzo tęsknię za rozmowami z Tobą , a pisanie listów zaniechałam tylko z jednego powodu, że moje listy do Ciebie nie docierały , nie tylko do Ciebie , ale inne osoby w Rumi również nie otrzymały moich listów . Cała radość pryska skoro korespondencja nawala , to jest w dzisiejszych czasach szczególnie smutne , mamy ogromny postęp techniczny , a jednak zwykła korespondencja istnieje nadal, ale niestety nie dane nam jest się z tego cieszyć , bo są jakieś powody , ze listy giną . Pisałam do Piotra ,że ma przysłać dowody nadania paczki z Rumi do Japonii , ze chcesz iści na nasza pocztę popytać i interweniować, taka droga przesyłka i paczka nie doszła .Napisałam mu ,żeby do Ciebie wysłał, ale On sobie upraszcza i przyśle do mnie do Berlina , a tu wyłania się następny problem, że ja mam wysłac do Ciebie , skoro mam obawy ,że list znowu zginie, błędne koło , bo się tłumaczył ,że do mnie wysyła i to włoży razem w jedna przesyłke, oczywiście przesadza , jeśli jeszcze nie wysłał, to mu wytłumaczę dlaczego . Widzisz Haniu nawet takie błahe sprawy powodują różne kłopotki , niby nic a jednak. Nasza Pani doktor odwołała nam wizytę na całe 10 dni później , teraz mamy termin na 12.12. jak rozmawiałam z pielęgniarka byłam zaskoczona, bo mogłam zapytać o nasze wyniki krwi, ale juz nie ten refleks co kiedyś , po prostu nie zaskoczyłam . Byłam na drugiej gimnastyce, tym razem było inaczej, z młodą rehabilitantką , zawsze inne ćwiczenia , ale wszystkie na kozetce , miałam zaraz zrobić następny termin do ortopedy jak wracałam,ale zapomniałam . Dużo rozmawiałam z tą Panią i powiedziała, ze mam jeszcze starać się o więcej ćwiczeń , bo te 6x , to za mało. Następną mam we wtorek, to muszę sobie zapamiętać- zapisać, bo znowu zapomnę, za wiele tłoczy mi się na moją starą głowę i chwilami mam przesyt tego wszystkiego , co mam zrobic i co powinnam, a nazbierało się tego nie mało . Marek ma swoją rozrywkę -sport zimowy i jest dobrze , a ja moje zapisane kartki na stole muszę codziennie sprawdzać i realizować . Kochana zrobię teraz gimitlis , trochę nalewki z Aroni, a Monika mi przysłała adwentowa paczkę i na święta życzenia dla nas , upiekła czarny keks i jeszcze inny orzechowy, mnie smakują te wypieki a Markowi nie, no to dłużej będę mogła zajadać i jest okej.Karina ma robotę ze swoimi filcami, bo ma zamówienia na święta i chce też zarobić, ale nie ma wtedy zbyt wiele czasu dla dzieci i konkretnie dla domu. One obie już z początkiem adwentu zrobiły dekoracje w domu , a u mnie nawet nie drgnęło, bo ciągle nie mam chęci . Przyniosłam wszystko z piwnicy i stoi, a ja patrze i nic nie robię z tymi stroikami , bo jak brałam z piwnicy , miałam w niej na podłodze wodę, poszłam do gospodarza, ale On powiedział,że była awaria rury, i jakoś do mnie tez przy okazji naleciało. Dobrze , że zaraz mogłam te kartony ratować, bo już niektóre nasiąkły woda , i musiałam je wyrzucić, Marek mi tez pomagał,ale się zapomniałam i za mocno tam się szarpałam , w tych nerwach nie czułam, ale wieczorem nie mogłam się ruszyć i musiałam ratować się tabletką i jeszcze na drugi dzień byłam do niczego . Piękne słoneczne dnie się skończyły i już od dwóch dni jest deszczowo, po prostu ciemno, no tak jak o tej porze jest , ale w zeszłym roku rozweseliłam tę ciemnotę dekoracją a w tym roku się ociągam. W domach obok są piękne dekoracje , gwiazdy świecą i gwiazdorki i inne świecidełka a ja patrzę i nic , jest mi smutno ,że mnie nic nie bierze , ale jeszcze 3 tygodnie , może dostanę chęć. Haniu ,życzę Tobie i Twojej Rodzince samych dobrych dni i zdrowia pa..pa całuski i do następnego pisania . Pa.

Starania

Starania, to dobre słowo na obecne moje czynności, praktycznie cały czas się o coś staram , końca nie widac , fakt,że idzie mi teraz wszystko znacznie wolniej , z powodu mojego ograniczonego chodzenia, dojście i powrót na moją gimnastykę zabiera mi 3 godziny, a jak chodzę jeszcze po sklepach , to 1 więcej . Nie narzekam , i tak odpada mi gotowanie i zakupy zasadnicze, ja kupuje to co lubię i potrzebuję , a najwięcej staram się wypatrzeć coś dla naszych wnuków , teraz są okazje , sporo obniżek , więc trudno mi przejść obojętnie wobec takich pokus . To może nie trwać długo, bo jak będzie śnieg , to moje wędrówki się skończą , moja gimnastyka jest do 15.12. a potem zobaczymy, chciałam jeszcze raz iść do ortopedy po następne ćwiczenia , jednak skoro będzie ostra zima , to nie bardzo by mi odpowiadało to chodzenie . Robota w domu wcale się nie posuwa , z mycia okien mogę zrezygnować , ale nazbierało się pranie, jak nigdy, a ja ciągle to odkładam, po prostu nie mam chęci , mój anioł stróż stoi nade mną i kracze ,jak za dużo używam prądu , tak samo jest z odkurzaniem , dostaje takiej trzęsawicy , że nie mogę ze spokojnym nastrojem pracować , no niestety , takie jest moje życie. Lepiej jest mi pod tym względem w Rumi , tam nie stoi nade mną , bo ja płace wszystkie rachunki i zupełnie go to nie interesuje. Najgorzej wychodzę z płaceniem rachunków na ogrzewanie centralne , które jest na gaz i to są już bardzo duże rachunki , idzie w tysiące, teraz nasz pobyt zahaczył o październik , ogrzewałam do listopada , więc na wiosnę , mogę liczyć na spory wydatek , nawet ponad dwa tysiące, bo ogrzewanie jest nastawione na 10 st. do końca zimy, aż do naszego powrotu. A mój Pan zaplanował już powrót na 25 03.12. no fajnie , tez lubię nasze powroty, ale kosztuje mnie to dużo, bo mieszkanie muszę ogrzewać do Maja, bo kwiecień jest zimny. Marka rwie do ogrodu, to bardzo lubi robić i tylko praktycznie tylko to go ciągnie najwięcej do Rumi , bo jak nie w ogrodzie , to siedzi w domu i czyta gazety i ogląda Tv . Uważam ,że radzi sobie z tym wszystkim doskonale , skoro przeszedł taki poważny udar , cieszy mnie to ogromnie, szczególnie teraz , gdy sama jestem nie całkiem sprawna , doceniam to wszystko i mogę tylko dziękować opatrzności ,że nie jest gorzej. W dalszym ciągu moje starania o wszystko się nie skończą , zanim wyjedziemy z Berlina muszę mieszkanie zostawić czyste, ale po świętach odrobię wszystkie zaległości , bo grudzień pojawił się zbyt nagle , gonię wszystkie terminy , i też gościna naszych wnuków wymaga ode mnie ogromnego myślenia i przygotowania , aby ten pobyt był dla nas wszystkich radosny i bez problemów. Tu z moją energią jestem wielka , miłość do bliskich mi osób daje mi siły do działania , i moje plany będę chętnie realizowała . Oni są już dorośli i dużo w domu pomagają , cieszą się do naszej wspólnej gwiazdki , bo z nami zawsze przeżywali w latach , gdy byli jeszcze mali , i mają tę świadomość ,że nasz wiek jest pełen niespodzianek i nagle ich marzenia do wspólnej gwiazdki mogą prysnąć , jak mydlana bańka . Koniec tych rozważań , dzisiaj jest sobota , a jutro zaczyna się druga niedziela adwentu i tak to poleci, niebawem jest Gwiazdka , bo co to jest 2-3 tygodnie, to tyle co nic.

niedziela, 27 listopada 2011

Nastrój

Dzisiaj jest 1 -sza niedziela Adwentu , ja jeszcze nie zapaliłam świeczki , ale mam zamiar to zrobić. No cóż , nastrój nieciekawy , wiadomo listopad , lecz nie mamy powodów do narzekań , bo pogoda nie jest zła, ciepło i było dużo słońca , dopiero od dwóch dni jest ciemno , ale dosyć wietrzno . Marek ogląda swój sport zimowy i więcej mu do poprawienia humoru nie brakuje , a ja siedzę przy mojej rozrywce , nie mam z kim rozmawiać , a chciałoby się dużo gadki odstawić , a w ogóle ja co zawsze daję wszystkim moim gadulstwem w kość , no ale teraz przez parę miesięcy w Polsce mają ode mnie spokój , każdy ciągnie swoje dole jak może. Mój pobyt w Rumi o tej porze roku nigdy mnie nie cieszy , a Grudzień jest tym szczególnym miesiącem , kiedy wiele się dzieje w Rodzinie , a my bez naszych najbliższych i tak nie podzielamy radości , którą nam wszyscy okazują , bo Oni są wśród swoich , a my myślami i naszymi marzeniami jesteśmy przy naszych . Wiem ,że takie bożonarodzeniowe święta , które były w naszej przeszłości , nie powrócą , ale cieszy mnie to co mam teraz , telefony , rozmowy z dziećmi i wnukami , bo każda Rodzina moich dzieci jest liczna i te szczególne święta spędzają w swoim gronie . W tym roku są nieco inne plany , przyjeżdża do nas Betti i Sebastian na swoje ferie szkolne , a Szymon zawita na wigilię i pozostanie na święta , cieszy mnie to bardzo , będzie trochę ciasnawo, ale to nie ma znaczenia, bo te trzy dni szybko mina, a radość z pobytu naszych wnuków i tak jest większa , a potem dla pozostałej dwójki da się wszystko zorganizować . Największą radość daje mi ten ogromny dowód miłości do Dziadków od strony moich wnuków , nie musieliby odbywać do nas zimą podróży , ale idą za głosem serca i są szczęśliwi , że mogą ze swoimi Dziadkami spędzić te rodzinne święta. Oni są już dorośli i w tym momencie wybierają nas jako gniazdo, gdzie zawsze byli z nami i to mają w sercu , i tu jestem tym ogromnie wzruszona i ucieszona , że tak sprawa się przedstawia a nie inaczej . Jest jeszcze jedna radosna nowina , Karina chce ze swoimi przywieść do nas Betti, a przy okazji się wszyscy zobaczymy i uściskamy , nie mieliśmy w tym roku okazji zobaczyć dzieci Kariny , nie jest to jeszcze pewne, bo ich auto wymaga naprawy, co właśnie w tej chwili robią , to jeszcze 4 tygodnie i plan ma szanse się udać , na drugi dzień zaraz musieliby wracać , z Semim nie dało by się i tak dłużej , tylko ja będę więcej zajęta, ale to nic , moje siły są wtedy wzmocnione miłością i co się nie robi dla swoich kochanych , a poza tym sami swoi , więc wszelkie uniedogodnienia nie wchodzą w rachubę . Najważniejsze ,żeby zdrowie wszystkim dopisało , od tego zależy czy wszystkie plany się powiodą , a zima dopiero się zacznie , choć jesień tego roku była wyjątkowo piękna . Ja nie dostałam leczenia rehabilitacyjnego w sanatorium , bo nie zmieściłam się w tutejszym schemacie leczenia po zabiegu endoprotezy w stawie biodrowym , to tutaj pacjenci odbywają zaraz po zabiegu, że szpital odwozi ich zaraz na rehabilitację . W moim przypadku, to już po czasie , dwa miesiące po zabiegu , więc tylko dostałam gimnastykę leczniczą , jak ona przebiegnie i na ile mnie usprawni, to się okaże, jestem dobrej myśli , bo sama widzę codzienną poprawę , a nie chciałam Marka zbyt długo zostawiać samego, więc dla mnie jest lepiej , na czym stanęło teraz , a potem się zobaczy , idziemy w czwartek do naszej P. Doktor i powie nam , jakie są wyniki naszych badan, bo zleciła sporo tego , u mnie chce znaleźć przyczynę mojej anemii, bo miałam już słabszą krew przed zabiegiem operacyjnym , taka kompleksuwa jest bardzo dobra , bo będziemy wiedzieli więcej , albo jeszcze mniej , tyle czasu już minęło , i moje zdrowie się poprawiło mam więcej siły i optymizmu a to jest potrzebne ,żeby iść dalej .

poniedziałek, 14 listopada 2011

Zwykły dzień

Jesteśmy już ponad tydzień w Berlinie, a mnie się wydaje, że znacznie dłużej. Podróż była wyjątkowo udana, spokojna, wygodna z przystankami na wyprostowanie nóg, a najważniejsze, pogoda nie zawiodła, no i oczywiście Szymon postarał się bardzo o dobrą i nienerwową jazdę , to wyłącznie jego zasługa, że dotarliśmy w miarę o czasie i szczęśliwie do domu. Dom zastaliśmy w dobrym porządku , i mogliśmy od razu zaczynać w nim nasze dalsze życie. Telefon i internet działał od zaraz , tylko z telewizją musiałam wołać faceta, ale też wszystko zadziałało, i tak wszystko poszło nam sprawnie, nie było nas całe 7 miesięcy, a teraz jest po staremu. Mieliśmy z Markiem w poniedziałek długi spacer do naszego banku , a po drodze zrobiliśmy zakupy , jeszcze w następnych dniach , Marek uzupełniał nasze braki w jedzeniu, a w tygodniu razem poszliśmy bliżej , po dalsze smaczki, których mnie się zachciało. Mój apetyt wraca, ale nie jest jeszcze tak dobrze jak było, po prostu mniej jem, i miewam różne kapryśne humorki w moim menu. Dzisiaj zrobiliśmy długi spacer, próbowałam wchodzić do moich ulubionych sklepów, chętnie kupowałabym dla naszych wnuków prezenty, ale Marka marsowa mina zupełnie wyleczyła mnie z tego zamysłu, po prostu muszę to zrobić sama , gdy będę silniejsza . Martwi mnie taka sytuacja, uświadamiam sobie w tym momencie , ile straciłam siły i samodzielności , a teraz mam taką przymusową sytuację, jest mi bardzo trudno się do tego przyzwyczaić, bo nigdy te rzeczy nie robiły mi żadnych problemów. Podoba mi się tutaj mieszkać , bo w tej chwili mamy ładną i słoneczną jesień , jest wyjątkowa w tym roku , ciepło bez deszczu i zawieruchy , po prostu chce się wyjść z domu i połazić , cieszyć się taką aurą , czuć pod nogami szelest liści i patrzeć z bliska na te cuda natury. Moja przyjaciółka brzoza stoi wiernie i mogę dalej obserwować , co się wokół niej dzieje , liście jej już opadły, nasze ptaszki tylko jeden raz zawitały, ciekawe ,że w taką piękną pogodę się więcej nie zjawiają. Rano szron pokrywa dachy , znak,że w nocy jest 0 st. a noce zimne i poranki, za to w dzień jest pięknie. Codziennie rozmawiam z Kariną , tęsknie za nimi i wnukami a rozmowa daje mi uczucie ,że mam ich blisko. Szymon paczki im od nas wysłał i zaraz mi dziękowali , Monika , nawet mała Alina do mnie mówiła przez telefon i dziękowała nam za urodzinowy prezent, mieliśmy być w październiku i osobiście naszych bliskich obdarować, niestety wyszło , ze nasz wyjazd się nie urzeczywistnił. Moja sprawność się poprawia każdego dnia jest lepiej, co mnie bardzo cieszy. W piątek mamy wizytę u naszej Pani doktor , zobaczymy co dalej nam przyniesie los, myślę pozytywnie, ale czas mija szybko, niedługo trzeba się, szykować do świąt , no jest już czym wypełnić czas.

środa, 2 listopada 2011

Decyzja

Związek partnerski Moniki z Dieterem jakoś się trzymał, lecz coraz częściej słyszeliśmy od naszej córki słowa, że pragnie ten związek zakończyć. Oczekiwała partnerstwa bardziej rodzinnego, więcej duchowego i zrozumienia wzajemnego, tym czasem czuła się źle w towarzystwie rodziny partnera i z Dieterem. Przestało ich cokolwiek łączyć, mieszkali pod jednym dachem , dom był własnością Dietera i jego Matki, co najwięcej Monikę irytowało , czuła się tam osamotniona, pragnęła prawdziwego partnerstwa, zmiany w życiu. Po końcowej rozmowie z Dieterem przeprowadziła się do nas , w tym układzie nie mogliśmy nic zmienić. Monika mimo swojej życiowej porażki oczekiwała w przyszłości bardziej udanego kandydata do roli partnera i opiekuna dla córeczki Sary, ale też myślała o całkowitej zmianie w swym życiu , to znaczy o wyprowadzce z Bremen . Życzyliśmy jej dobrze, jednak było nam bardzo smutno, bo to znaczyło rozstanie z ukochaną córką i wnuczką. Sara była od urodzenia bardzo z nami blisko , to pozostało do dziś, Ona nas nie zapomniała , kocha nas i nam to okazuje. Nigdy nie braliśmy pod uwagę tego, że Monika zostawi Rodziców, brata z Rodziną ,siostrę z którą była bardzo związana i się po prostu wyprowadzi do innego miasta . Poznała swego wybranka przez internet i pełna wiary w przyszłość, zaczęła się z nim spotykać. Mieszkał i pracował w Fulda , kilka razy przyjechał do Bremen , wpierw poznał go Piotr , w końcu poznała Bernta z nami, wszystkim się podobał , miły , serdeczny w Monice zakochany, a najważniejsze od początku starał się być miły dla Sary i widać było ,że zależało mu na tym , żeby go polubiła i tak się stało. Monika pojechała do Fuldy poznać jego Rodzinę i warunki w których ewentualnie miała z Sarą zamieszkać . Po powrocie nie było końca jej zachwytom i podziwu dla tego miasta, zakochała się w Fulda, stare zabytkowe miasto wyjątkowo dobrze zadbane, bo to wszystko zasługa Kurii biskupiej , Św. Bonifacy stoi na placu w centrum , obok zabytkowego pałacu i czuwa , i to pieniądze z kościoła dokonują tego, że miasto ma piękne dekoracje , parki, zieleńce i po prostu całe tonie w kwiatach , robi to na turystach niesamowite wrażenie, jest co oglądać i filmować , urocze stare miasto z brukowanymi ulicami i zabytkami. Poznała Matkę i siostrę Bernta , ugościli ją u Siebie parę kilometrów od Fuldy, i była tym wszystkim usatysfakcjonowana . Decyzja zapadła, przeprowadza się do Fuldy, aby zamieszkać razem z Berntem , w mieszkaniu , które wynajmował , właścicielem mieszkania był jego pracodawca, czyli jego szef sklepu, w tym samym budynku na parterze. Przeprowadzkę zorganizował Bernt , przyjechał w Kwietniu w 2004 roku, Sara miała 3 latka, nasz smutek nie miał ukojenia, pojechała nasza ukochana wnuczka i córka. Od tego roku miałam częste podróże do Fuldy, Urodziny Sary i tez pomagałam Monice w organizowaniu jej gabinetu do masaży , wynajęła pomieszczenie, sama wymalowała ściany , dużo pomógł jej nowy Przyjaciel i jego znajomi. Interes wolno się rozkręcał, nie było to łatwe dla Moniki , ale wszystko było w pobliżu, przedszkole Sary, gabinet oraz , to , że Bernt miał mieszkanie nad swoją pracą-sklep ze sprzętem elektronicznym, muzycznym . Na Urodziny Sary 19.05. byłyśmy zaproszone i z wycieczką autem zwiedziliśmy park ze zwierzętami i ptakami , Sara cały dzień miała wypełniony zabawa, było tam sporo atrakcji dla dzieci . Potem na trawie zrobiliśmy piknik , pogoda dopisała , wygrzewaliśmy się na słońcu, powrót dla wszystkich był radosny z powodu udanych Urodzin Sary. Ten związek również się nie utrzymał , wszyscy starali się być pomocni i przychylni. Siostra i Matka Bernta często zapraszali, Sara miała szczególne względy, ja tez dwa razy byłam goszczona, i odnosiłam miłe wrażenie . Monika miała już dosyć związków, była tym wszystkim zmęczona, pragnęła się usamodzielnić, miała swoją ukochaną Sarę i tylko o nią chciała się troszczyć . Od początku nie zaniedbywała utrzymywać kontakt Sary z jej Ojcem i robi to do dnia dzisiejszego. Sara prawie wszystkie przerwy w szkole i ferie, spędza u Ojca w Bremen. Pod koniec roku 2005 Monika przeprowadziła się do wynajętego przez siebie mieszkania, skorzystała z okazji ,że mieszkała tam polka i dużo mebli oraz cale wyposażenie kuchni zostawiła Monice, za niewielką opłatę. Często odbywałam podróże do Fuldy, przywoziłam Sarę lub odwozilam do Ojca , u nas też Sara gościła, bawiła się ze swoimi kuzynkami, Betti i Julią. Kiedy Monika była wolna i nie miała żadnych zobowiązań, obie przyjeżdżały do nas na Boże Narodzenie, miałam ich wtedy wszystkich, bo dołączył się Piotr z Rodzina i Karina. Rok 2005 zimą byłam u Moniki, poznałam Frido, obecny jej partner i mąż od 07.10.11., w tym dniu odbył się ich ślub , są razem od zimy 2005 roku.W2006 roku 08.10. przyszła szczęśliwie na świat Alina, owoc ich miłości . Wszystko co związane z życiem Aliny , będzie w osobnym post tylko o niej, to tyle na dzisiaj.

środa, 26 października 2011

Kolorowo

Tytuł dzisiejszego posta, jest mocno naciągany, kolorowa jest nasza piękna Polska jesień, ale mało tego widzę z okien naszego mieszkania, ogrody w sąsiedztwie zaczynają zmieniać kolorystykę a bluszcz na ścianie domu Janka Drwala codziennie w innej gamie kolorów, dzisiaj jest intensywna czerwień, co mocno się akcentuje na białym tle domu. W naszym ogrodzie jest typowa smutna jesień, spadające liście z drzew układają się na trawie, tworząc dywan z naturalnym deseniem, a czasami po nim pospaceruje gołąb lub inny ptak. Wczoraj świeciło słońce , świat był weselszy i kolorowy, bo jasność ożywiła swym blaskiem wszystko dookoła , dla mnie był jeszcze inny powód do radości, odwiedziła mnie Hania z nasza przyjaciółką Ewa R., ogromnie lubimy przebywać w swoim towarzystwie , ostatnie lata odbywały się nasze spotkania jeden raz w roku, było to za mało , Hania miała więcej okazji do spotkań, bo mieszka w Rumi. Wzruszyła mnie ta wizyta, bo jeszcze raz została tym sposobem przypieczętowana nasza nierozerwalna przyjaźń, Ewa pokonuje trasę autobusami z Jelitkowa do Rumi ponad dwie godziny, tym bardziej doceniam jej trud. Hania codziennie mnie odwiedza, co jest mi bardzo drogie, bo mam z kim pogadać, wiadomo taka rozmowa szczera i kochana buduje moje zdrowie , więcej jak medykamenty. Hela też nie pozostaje z tyłu ze swoim działaniem , wysłucha , doradzi, a dzisiaj nawet przyniosła mi smaczny zdrowy obiadek, wątróbkę z cebulką i zupę brukwiową, ale pycha, zjadłam z ogromnym apetytem, bo zupę brukwiową to całe lata nie jadłam. Jak widać moja rekonwalescencja jest super kolorowa, bo gdzie byłoby mi lepiej, wiadomo na własnych śmieciach i w towarzystwie kochających osób , jak miało mnie coś takiego spotkać, to lepiej, że stało się to w Rumi. Wczoraj była Teresa, nasze rozmowy są dla nas wzajemnie budujące, potrzebujemy tego obie, mogę teraz swoje życie ciągnąc dalej i ufnie wypatrywać jutra. Kuzynka Kasia dzisiaj wróciła z sanatorium, więc jeszcze przed naszym wyjazdem mnie odwiedzi, a ja codziennie pakuję nasze rzeczy, bo lubię to robić spokojnie, bez pospiechu. Dla odmiany zaczęłam robić na drutach skarpetki , idzie zima , przydadzą się z pewnością.Koniec dnia, słońce się nie pojawiło, wiadomo jesień.

niedziela, 23 października 2011

Wypadek

  1. Wszystko układało się u nas dobrze, szykowaliśmy się do naszego powrotu, termin wyjazdu autobusem ustalony na 27.09. Pakowałam nasze walizki, dodatkową torbę , mieszkanie przygotowane na długi nasz niebyt , czyli do wiosny. Byłam w tym roku w wyjątkowej formie, dużo jeździłam rowerem, nasze ulubione wycieczki rowerowe , nieraz przekraczały 22 kilometry, ale pod koniec mniej biegałam na nogach, rowerem było mi lżej i wygodnie , szybko załatwiałam swoje sprawunki. Dzień 23.09.- piątek, był ostatnim dniem i feralnym w skutkach , mój ostatni zakup w drodze powrotnej okazał się nieszczęśliwy, pomimo mojego sprytu i sprawności, uległam wypadkowi w czasie jazdy na rowerze. Nie ma nic w życiu na zawsze, doskonałość i dobra forma zawiedzie w chwili najmniej spodziewanej, po prostu nie mogłam uwierzyć ,że tak głupio i niepotrzebnie wpakowałam się w kabałę. Zawsze po fakcie zaczyna się okropne gdybanie, mało kto mógł w to uwierzyć , że właśnie mnie się to przytrafiło, przecież po setki razy tamtą trasą jeździłam , dla mnie to był najnormalniejszy pech , jaki się ludziom w życiu przytrafia , inaczej tego nie mogę zaakceptować. Przed kościołem N.M.P. przy ulicy Dąbrowskiego w Rumi około godz. 16 wracałam rowerem do domu, na dość szerokim chodniku szła Grupa młodzieży , którą prowadził ksiądz, przez moment rozważałam zejść z roweru , lecz skusiłam się na dalsza jazdę, mając w perspektywie dość szeroki pas na chodniku. Jechałam bezpiecznie dalej, niestety nie mogłam przewidzieć ,że na końcu ostatni szereg nie dał mi szans na przejechanie, bo nagle musiałam zrobić skręt na prawo i tez nadal byłam zdziwiona , dlaczego nie przejechałam . Straciłam równowagę , otarłam się o portrety wyborcze na słupie, które wystawały i to bezpośrednio mogło być przyczyną mojego upadku. Taką opinię wydał ksiądz , ale ja wiem,że to zawinił ostatni szereg, bo zajęli prawie cały chodnik i szli jako ostatni niezdyscyplinowani , nieuważnie i stało się, nie chciałam na nich najechać i zrobiłam unik w prawo, który skończył się dla mnie niefortunnie. Te same osoby, co były przyczyna mojego upadku, ofiarowały mi pomoc, wtedy widzieli, do czego ich nieuwaga doprowadziła, skorzystałam z ich komórki i zadzwoniłam do kuzynki Kasi, przybiegła razem z córką i zięciem i dalej się mną zaopiekowali . Upadając poczułam silny ból w lewym biodrze, wstałam sama, ale już na lewej kończynie nie mogłam stanąć , z powodu silnego bólu . Traciłam siły, cały czas trzymał mnie Jarek-zięć Kasi, i to on wezwał Erkę do mojego wypadku, byli zaraz i błyskawicznie udzielili mi pomocy, umieszczając mnie na desce na stojąco, i w ten sposób przenieśli na wózek a następnie do ambulansu . Tam już rutynowo udzielono mi pomoc, a ja byłam w szoku, nie mogłam sobie darować co się stało i głośno użalałam się , dlaczego wszystkich zawiodłam, męża dzieci, wnuki. Mieliśmy już wykupione bilety na odwiedziny u Kariny, a potem dalsza podróż do Moniki, zostaliśmy zaproszeni na ich Ślub, i Urodziny Aliny, wszystko przygotowałam w najdrobniejszych szczegółach, i moja żałość nie miała końca,że ich wszystkich zawiodłam . Takie jest życie, pisze nieraz zupełnie inny scenariusz jaki mamy w planie i z tym musiałam się pogodzić. Następny szok, ale już psychiczny dopadł mnie na dziale ratowniczym , gdzie miałam się szybko zdecydować jakie wybieram leczenie, bo zdjęcia wykazały złamanie szyjki kości udowej lewej nogi, nie mogłam sobie poradzić w tym momencie, moja psychika tkwiła jeszcze w moim zdrowym ciele ,że jestem sprawna fizycznie, a tu nagle muszę się decydować na operację założenia endoprotezy, co mnie usprawni na dalsze życie.Pomogła mi w tym natychmiastowa wizyta Danki i Sławka, przyjechali do mnie do szpitala i przy ich pomocy i wsparciu psychicznym zdecydowałam się na zabieg operacyjny . Zabieg miałam 26.o9.ze znieczuleniem dolędźwiowym, szybko i bez bólu przy dobrej dalszej opiece na oddziale ortopedycznym wracałam do zdrowia. Opieka i wykonanie zabiegu w niczym nie odbiegała od naszej w Berlinie, aseptyka na wysokim poziomie , rehabilitantka na drugi dzień zmobilizowała mnie do chodzenia i uczyła jak mam postępować dalej samodzielnie w domu. Byłam rozczarowana moją słabością , miałam anemię, która hamowała moje zdrowienie, na początku miałam stany bliskie omdlenia, zaraz nie mogli mi podać krwi, bo gorączkowałam, a po transfuzji czułam się lepiej , ale nie na tyle dobrze, żeby więcej chodzić. 03.10.wróciłam do domu i od tej pory tylko jest dobrze i tylko dobrze ze wszystkim, powrotem do zdrowia i moim życiem. W szpitalu odwiedzili mnie wszyscy, miałam tyle dowodów miłości i przyjaźni , szkoda tylko, że w takich dla mnie smutnych okolicznościach , ale jak inaczej się przekonać, "że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie" ?Najwierniejsza moja przyjaciółka Hania jest dla mnie jak anioł stróż, czuwa nade mną i wspomaga i pomaga nieustannie. Druga oddana mi osoba to jest Hela, Ona rozpieszcza mnie codziennie, robi mi zastrzyki w brzuch, i załatwia wszystkie formalności z lekarzami i lekami, wiesza moja bieliznę na strych i przynosi suchą, dba o moja higienę, szczególnie nóg, co jeszcze nie sięgam do tej chorej-stopa, jest wytrwała w codziennym bieganiu do mnie . Codzienne odwiedziny tych wiernych mi osób, Hani i Heli, dają mi ogromną siłę i wsparcie, chętnie przyjmuję ich uwagi i rady, co wiążę z ich troska o mnie i ogromną życzliwością. Danka z Marianną też były u mnie, no wszyscy, Mejerowie, jutro ma wpaść Teresa,i tak nam zleci do naszego wyjazdu, co ma nastąpić 06.11. w niedzielę, aby szczęśliwie, przyjedzie po nas Szymon z samochodem. Chodzę ładnie bez kuli po domu, i jest coraz lepiej, rehabilitację mam odbyć po powrocie w Berlinie, to tyle na dzisiaj .Marek zdaje egzamin przy gotowaniu , jak zawsze nie zawodzi w tym względzie i dba o nasze odżywianie i żołądki.

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Lato w pełni

Lato ucieka zbyt szybko, że nie wiem po prostu, gdzie ono zostało , wyrywałam kartki z kalendarza i z przerażeniem patrzyłam ,że bezpowrotnie mija miesiąc za miesiącem , a ja z moim pisaniem stanęłam w miejscu . W tym roku byłam bardzo aktywna , wiele spraw do załatwienia w mieszkaniu , musiałam zadbać o wyczyszczenie pieca od ogrzewania centralnego , gdy się z tym uporałam , czekał dach na fachowca, bo w tym roku były już duże zacieki . Dach kosztował mnie sporo zachodu, bo zawsze robił mi go kolega , ale w tym roku mnie tylko zwodził , a czas uciekał , nasz pobyt już się kończy a dach nie zrobiony . Kuzynka pomogła mi znaleźć dekarzy z prawdziwego zdarzenia i sprawa z miejsca ruszyła , i proszę w dwa dni zrobili dach i mam głowę nieco lżejszą , ale i kieszeń z forsą też lżejsza . Temu leci , co ma dach nad głową i to była sprawa ważnej wagi , na szczęście , udało się tego dokonać w warunkach fatalnej pogody , między nawałnicami i dużymi ulewami , po prostu trzeba było łapać ładny dzień . Pod koniec czerwca byliśmy na Imieninach Władysława , co zawsze sprawia nam ogromną radość , u naszych przyjaciół zawsze znajduję wsparcie i dużo miłości , i świadomość ,że nigdy się na nich nie zawiodłam , jest mi to bardzo potrzebne , wiadomo,że nie jesteśmy młodsi , tylko zawsze starsi i dlatego przyjaźń z Hanią i Władziem jest ukoronowaniem naszego pobytu w Rumi . Wnuk Sebastian przyjechał do nas na wakacje na dwa tygodnie , odebrałam go z dworca w Gdyni 21.czerwca i cieszyliśmy się z Markiem z jego towarzystwa, niestety i to szybko minęło , i nagle juz w lipcu go znowu odwoziłam do Gdyni o6.07.11. do autobusu w drogę powrotną . Zdrowie nam dopisuje, nie mamy problemów , apetyt i praca nam sprzyja , i pogodnie spędzamy nasz urlop . Marek w tym roku się napracował w ogrodzie , był ogromny wysyp czereśni , dobrze ,że owoce na kolejnych drzewach dojrzewały i nie było nawału pracy na raz , ja również zaprawiłam pełno słoików dżemu z czereśni i miałam okazję je przetransportować do Berlina . Szymon przez tydzień był naszym gościem w lipcu , i w powrotnej drodze zostawił nasze zaprawy w Berlinie . Wpierw 10.07.11. były obchodzone moje Urodziny, w tym roku ponownie zrobiłam w kredensie , ale nie było naszych wnuków, bo jeden wyjechał , a drugi przyjechał następnego dnia , nie wiem czym to tłumaczyć , że było inaczej , zwykle bywało więcej humoru , może go zabrakło,że jesteśmy starsi ? . Fakt ,że wystrój nie był podkreślający , zwykle stół dekorowano barwniej i bogato, a tym razem tylko skromne kwiaty , które potem powędrowały na inny stół . Dania były podawane nieestetycznie , mięso na jednym półmisku , choć było więcej gatunków , trudno było zobaczyć jakie mięso to jest , piętrzyło się w jedną masę . Całe szczęście ,że dania były smaczne i goście , nie narzekali . Kawa i napoje wyskokowe były potem w domu, torty i ciasto od Ewy, humory się poprawily i impreza była udana. Szymon czekał na swoja dziewczynę , która dojechała , dwa dni po nim , z pobytu u Dziadków byli zadowoleni. Tak to lato nam leciało , od jednej gościny do drugiej , a w sierpniu 09.09.11. przyjechał do nas nasz kochany Syn Piotr z wnuczką Julią . Ten pobyt przeleciał jeszcze szybciej , od poprzednich wizyt moich ludzi, no tak to bywa, wszystko przyjemne szybko się kończy . Bardzo się cieszyła z ich odwiedzin a poza tym , to była niespodzianka, bo dwa miesiące przed się dowiedziałam o tym planie Piotra ,wszystko było fajowo i superowo z nimi, tak , jak powinno być .

Dużo wzruszeń , śmiechu i też roboty, ale najwięcej Marek się starał, bo cały czas wytrwale w kuchni gotował i im dogadzał , do podziwiania. Ja natomiast dbałam o ich zakupy no i wysyłki do Japonii , prezenty i o to ,żeby nas dobrze wspominali , i tak było, czuli się jak u siebie w domu , bo to jest ich dom . Jeszcze przed tymi nawałnicami i deszczami miałyśmy z Hanią piękny dzień lata i jak zawsze naszym zwyczajem usiadłyśmy nad morzem na Gdyńskiej plaży , aby wypić piwko , ale już niestety tylko małe , bo większe nie da rady . Pogoda nam sprzyjała i cieszyłyśmy się , naszym towarzystwem i widokiem naszego pięknego Bałtyku . Musi nam to starczyć do następnego roku , a czas zleci szybko , aby zdrowie nam dopisywało .

Dzisiaj z Agatka odbyłam wspólną wycieczkę rowerową , moim utartym szlakiem , byłam niezmiernie szczęśliwa,że zrobiłam to z wnuczka , nic nie ma lepszego , jak wspólne chwile w plenerze , nareszcie udało nam się tego dokonać , porobiłyśmy zdjęcia na moją nowa stronę google , to oczywiście dzieło Piotra , na razie się w to bawię, Agata mi pomaga w umieszczaniu zdjęć , ale ja samodzielnie je wstawiłam, niedzielny obiad, z Ewa w towarzystwie .

Mam sporo codziennych zajęć , teraz muszę mieszkanie posprzątać po gościach i juz na nasz wyjazd , bo miesiąc , to tak niewiele , i potem pod koniec jest mi za ciężko , wszystko ogarnąć . W tym roku zachorowała kuzynka Janka , moja wierna przyjaciółka , bardzo to przeżywam, ma zator w prawej nodze tętnicy udowej i bardzo cierpi , chodzę codziennie robić jej heparynę, należy do tych osób, co nie są wstanie sami zrobić zastrzyk podskórny w brzuch , ja to rozumiem , i bóle nie dają jej normalnie żyć . Czeka ją operacja , i teraz stara się o wykonawcę , terminy wszyscy dają jej bardzo odległe i sama szuka na zaraz , bo nie ma sił dalej czekać. Pogoda w tym roku nieciekawa, właściwie lipiec i sierpień był deszczowy , jedynie początek lata dal piękne słoneczne dni , a tak to było burzowo i deszczowo . Na tym zakończę mój dzisiejszy post , bo na dworze znowu leje deszcz .

środa, 8 czerwca 2011

Jazda



Pogoda upalna się utrzymuje , ciągnie mnie na rower , lecz muszę rano rychło zwlec się z łoża i wio ! Marka zostawiam w ogrodzie , jest tam bezpieczny . Dzisiaj znowu jestem na rowerze , mogłam wyjechać wcześniej , gdyż jest to mniejsze ryzyko w ten upał , idzie wytrzymać na szosie . Można też wyjeżdżać wieczorami , ale moja energia jest całkowicie wyczerpana , mogę się przemieszczać tylko na nogach . Jest pięknie , siedzę nad wodą i nawet słyszę szmer rzeki, która wolno uchodzi do morza . Myślałam , że trochę podumam w samotności i dane mi będzie napawać się tym pięknem przyrody , wszystko wchłaniałam w siebie , zapachy , loty ptaków i daleki szum aut na Puckiej szosie , obok mnie cisza i widoki dające niesamowite ukojenie . Trwało to zbyt krótko , bo nagle do naszego " drzewa rowerzystów ", gdzie miałam swoje miejsce refleksji , zaczęli się zbliżać rowerzyści , i tu zrobili sobie przerwę . Koniec z moją ciszą i zaczęło się gwarno . Razem nadjechało 5 panów i jedna niewiasta . Trzy osoby rozpoznałam z poprzednich wycieczek i było miło znowu pogadać . Wśród nich byli prawie zawodowcy , wszyscy młodsi ode mnie , miałam satysfakcję , że jestem prawie seniorka i mam jeszcze radość z wycieczek rowerem . Uzyskałam dużo informacji dotyczących trasy dla rowerzystów . Nie mam odwagi na długie samotne wycieczki , a upalna pogoda daje się we znaki . Szkoda, że nie mam kumpelki do dalekich wycieczek , i tak cieszę się z tego co robię , doceniam to , że jeszcze zdrowie pozwala mi na te wyjazdy . Chcę w tym roku wykorzystać wszystkie możliwe okazje do jazdy rowerem . Najważniejsze w tym wszystkim jest moja kondycja , aby trwała jak najdłużej , a lato dopiero przed nami, wszystkie marzenia do zrealizowania .Dziwne , jakoś do mycia okien moja kondycja nawala , ale dzisiaj ulewny deszcz , który krótko walił w szyby od ulicy , umył mi moje brudne szybki i znowu podziwiam wyraźniej ten piękny świat za oknem , ha..ha....aby do lata.......


niedziela, 29 maja 2011

Pobyt

Zimna pogoda w Kwietniu utrzymywała się długo , w nocy ledwo powyżej zera , albo 0 stopni C. i z tego powodu musieliśmy ogrzewać mieszkanie . W dzień niekiedy było przyjemnie , zwłaszcza , gdy słońce grzało nas i w mieszkaniu chciało się siedzieć .Święta spędziliśmy z Rodziną , do Ewy jechaliśmy w Niedzielę Wielkanocną na śniadanie , gdzie gościliśmy cały dzień . Do naszego grona dołączyła Renia , Ewy i nasza znajoma , brat Andrzej z Krystyną z Redy , nastroje są zawsze emocjonalne , ja i bratowa Marka , mamy całkowicie inne patrzenie na świat , a Andrzej poraża nas swymi testami politycznymi , oczywiście dla nas są jego poglądy nie do przyjęcia i w związku z tym , nie ma mowy o jakieś wzniosłej atmosferze .Taka sytuacja jest zawsze przy naszych spotkaniach , więc szybko nam się to rozchodzi po kościach , i nawet staje się mało ważne , gdy Ewa stół świąteczny zastawiła wspaniałościami swojej roboty , a tego nie ma w codziennym menu . Poniedziałek wielkanocny spędziliśmy u mojego brata Mirosława , tu zawsze są inne nastroje , a potrawy przyrządzone przez Dankę giną szybko , wiadomo , biesiadników jest więcej, i to jeszcze Rodzina Sławka z Dani . Lubimy te spotkania , jesteśmy w naszych poglądach zgodni , i często są to mądre wywody , co daje nam dodatkowe zadowolenie , jest wesoło i normalnie . W kwietniu mamy Urodziny Katarzyny , 30.04. i Ewa w tym samym dniu , każdego roku Małgosia M. zaprasza nas również , bo jest Mariana , ale tym razem nie daliśmy się zaskoczyć, i pogodziliśmy te wszystkie uroczystości . Rano poszliśmy do Katarzyny , zabawa była super , chociaż był tylko jeden Marek a reszta kobiety , to toasty były częste i śpiewanie 100 lat obowiązkowo . Do Mariana jechaliśmy o 17 i humor nas nie opuszczał do końca , 0 23 wieczorem byliśmy już w domu . W niedzielę 01.05. przyjechała Ewa , zaprosiliśmy ją na królika w śmietanie , i też tym sposobem mieliśmy z nią jej Urodziny . Ewa jest teraz sama , Maciej wypłynął w morze , i dla nas lepiej , że siedzieliśmy w domu . Do ogrodu jeszcze nie chodzimy, bo Kwiecień był zimny i słabo się wszystko zieleni, tylko żonkile nie zawiodły . Marek wytrwale porządkował w ogrodzie , wiele razy pomagałam mu w tych pracach , ale chodziłam przy ładnej pogodzie , wtedy jest taka praca przyjemniejsza . Pojechaliśmy z Ewą 03.05. na cmentarz do Rodziców Marka , było wyjątkowo zimno , a to sprawiał zimny arktyczny wiatr , ubrałam się ciepło , i do domu wróciliśmy szybko , razem wypiliśmy jeszcze kawę i coś do tego . W maju pogoda zdecydowanie się poprawiła , przyroda zaszalała , wszystko się zieleniło w niesamowitym tempie , Markowi najwięcej radości dawały prace i pobyty całymi dniami w ogrodzie , lubi obserwować kwiatostan na czereśniach , i z tego wnioskuje o urodzaju i wysypie tych owoców . Wyrywa krzaki , które przestały mu się podobać , lub uschły , na to miejsce w tym roku zasadził hortensje , dokupił wiele innych kwiatów na rabaty , lubi całymi dniami przebywać w ogrodzie , nigdy mu się to nie znudzi . Gazety czyta w przerwach, gdy odpoczywa i tym sposobem jest zajęty cały dzień , wieczorem wiadomości w TV. a potem ulubione programy , gdzie lecą filmy, które go interesują . Marek jest bardzo pilny , codziennie rano chodzi po gazety i uzupełnia braki w lodówce , ja w tym czasie przygotowuję śniadanie , i gdy wraca, to możemy już śniadaniować . Ta pora dnia daje nam najlepszy nastrój , nigdzie nie spieszymy , spokojnie spożywamy , a plany , co dalej mamy już w głowie . Mój pan jeszcze sam gotuje obiady, co prawda wiele już mu pomagam , zupy to wychodzą mu świetnie , ale zawsze na dużą Rodzinę , więc, żeby nie jeść jej 3 dni , dzielę się z drugimi , bo wszyscy potem zjedzą z apetytem . Były dnie bardzo ciepłe , ludzie chodzili w samych koszulkach lub szortach , a słońce opalało niesamowicie . Wyciągnęliśmy nasze rowery i pojechaliśmy w plener , Marek założył na swoim licznik i chce wiedzieć ile km.w danym spacerze zrobił . Ja się skusiłam i pojechałam jednego dnia sama daleko , zrobiłam ok. 18 km. był to cudowny dzień , jadę w asfaltówki na łące [zostały po P.G.R. za czasów Gierka ] , wspaniała wycieczka , wiatr dość silny sprawiał, że jazda była szybka , przyroda , kwiaty na łące , ten cały piękny świat oglądałam z wysokości mojego siodełka i moim zachwytom nad tym wszystkim , nie było końca . Niestety powrót nie był już taki zachwycający , po prostu musiałam mobilizować wszystkie siły , żeby dotrzeć do domu . Po drodze wstąpiłam do Katarzyny , musiałam ochłonąć , wypiłam kawę i w lepszym nastroju wróciłam do domu . Taką trasę , ale o połowę krótszą , zrobiłam jeszcze raz , tez był ten wiatr , zatrzymałam się u Małgosi , i Ona zawsze ugości obiadem , namawiała mnie jeszcze na kawę w ogródku , ale musiałam wracać do Marka , bo siedział w ogrodzie i telefonu nie słyszał . Te moje wyczyny przypłaciłam utratą zdrowia , kaszel i wszelkie łamania i.t.p. , ale jeszcze przed tym byłam z koleżankami na pogrzebie , odeszła nasza koleżanka , pracowałyśmy razem w Przychodni Zdrowia w Rumi . Zawsze jest smutno , jak ktoś odchodzi , ale ta osoba miała prawo jeszcze czerpać radość życia , niedawno była emerytką i wiele się nie nacieszyła odpoczynkiem , teraz odpoczywa w spokoju . Byłam na tej uroczystości pogrzebowej , cieszyłam się , że mogłam Jolę pożegnać, było wiele refleksji w kościele i na cmentarzu , a również ogromną radość sprawiło mi spotkanie z wszystkimi pracownikami i koleżankami , nie zawsze wszystkie można zobaczyć w jednym czasie , były uściski i wspomnienia . Dwa dni po tej smutnej uroczystości , byłam z Markiem na Urodzinach kuzynki Janki , była tez Ela i Leszek , jak zawsze było fajnie . 26.05. mój najpiękniejszy dzień - Dzień Matki , rano błysnęła w głowie myśl ,ze nie mam czego oczekiwać , bo moje kochane dzieci są daleko , jaka była moja radość , gdy posłaniec z kwiaciarni wręczył mi piękny bukiet róż . Mój kochany syn z Japonii pamiętał i mnie tak szczodrze obdarował w tym dniu i sprawił , ze byłam ogromnie szczęśliwa , nic nie mogło mi sprawić większej radości jak te piękne kwiaty z życzeniami z dalekiej Japonii. Piotr dziękuję Ci za te chwile ogromnego szczęścia , sprawiłeś , że znowu mi się chce żyć i pisać mój blog . Na tym pięknym wydarzeniu zakończę dzisiaj ten post, bo juz nic piękniejszego nie mam do opisania .

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Rumia

Przyjazd do Rumi był szczęśliwy , podroż wyjątkowa , mało ludzi , od granicy dwa przystanki a na trzecim wysiedliśmy w Rumi , do domu dotarliśmy zdrowo i szybko . Od początku nasze życie nabrało niesamowitego tempa , no wiadomo , że zaraz po odespaniu , udaliśmy się do Danki i Mirka na smaczny obiadek i potem kawka z pyszną drożdżówką Danki , i wreszcie serdeczna rozmowa w gronie Rodziny , czego nam najwięcej brakowało . Tym razem mieszkanie było bardzo wyziębione, długo było mroźno , i długo piec nagrzewał do temp. 21 st. , aż znowu było przyjemnie mieszkać . Marek zaczął porządkować w ogrodzie i już się zaziębił , miał zawroty przez trzy dni , i w końcu dopadła go żołądkowa grypa , martwiłam się o niego, był bardzo niecierpliwym pacjentem, mocno się odwodnił a wody nie miał ochoty pić , nawet herbaty z wielkim oporem wypijał na szczęście leki zadziałały i objawy brzuszne ustąpiły , natomiast niepokojące było jego szybkie tętno i arytmia serca , puls każdego dnia się podwyższał i doszedł do 140 /min.Byłam pewna ,że to jego odwodnienie było tego powodem , brak elektrolitów i płynów , nastraszyłam go ,że jak nie bedzie pił, to go zawiozę do szpitala na kroplówkę , to poskutkowało , z ogromną ulgą przyjęłam poprawę pracy serca i wszystko wróciło do normy . W niedzielę Małgosia z Markiem Mejer zabrali nas na wycieczkę do Sopot , spacer był długi i zdrowy , co bardzo nas zmęczyło, ale za to mieliśmy wspaniały apetyt na obiad u Małgosi , który był smaczny , i wiele dań , a potem jeszcze częstowaliśmy sie wypiekami i kawką , w miłym towarzystwie i rozmowie nasz udany dzień i gościna dobiegł końca , a Marek jeszcze nas odwiózł do domu , czyli w sumie wszystko było super . Dzisiaj od poniedziałku zaczęliśmy zakupy większe z wózkiem zakupowym , a jutro mam w planie iść do naszej Galerii z kuzynką Kasią , będzie to spacer , ewentualnie zakupy . Pogoda nie jest fajna , jeszcze jest zimno, i słabo zaczyna się zazieleniać , słońca mało , czyli ponuro , a nawet niebezpiecznie , bo przez dwa dni szalał wiatr , i narobił duże straty i napędził nam sporo strachu . Jakoś smutna jest wiosna tego roku, nie czuje się tego ciepełka , co powoduje radość , no może to jeszcze będzie , ale na razie jest kijowo , pożyjemy , zobaczymy , aby do świąt.

wtorek, 29 marca 2011

Wyjazd

Miałam już nie pisać , ale w tym roku jestem już spokojniejsza , i nawet prawie gotowa do podróży . Świat w tej chwili jest piękny , wiosna jest dla nas łaskawa , przyroda z godziny na godzinę się odradza , robi się zielono , słońce daje nam radość i ciepło , więc , nie mogę tego piękna przemilczeć . Ptaszki już od trzech tygodni baraszkują na naszej brzozie , podziwiamy z Markiem codziennie , siadają na naszym balkonie , stoi skrzynka na kwiaty bez kwiatów z ziemią, i na niej Marek sypie im karmę . Przylatują różne , najczęściej parami , tylko jedna mała sikora jest samotna , i wróbelki w większym gronie , jeszcze inne nakrapiane piórka , dziobki , jak u kosa , te są duże jak szpaki , ale to nie są szpaki . Marek ma ogromną radość i nie nudzi go to absolutnie , może patrzeć na ptaszki godzinami i zawsze się jednakowo cieszy . W Rumi będzie się zaraz wyżywał w ogrodzie , a tam czeka na nas sporo pracy , wiadomo , po zimie śmieci nazbiera się więcej , i ogród wymaga nieustannej pracy , na szczęście Marek to zajęcie uwielbia od zawsze . Mamy cały czas słoneczną pogodę i to sprawia , że nastrój jest bombowy , wszystko w mieszkaniu widać , więc odkurzam więcej niż zwykle , a poza tym , wiadomo ,że pogoda ducha jest niezwykła , bo jutro już opuszczamy ten przybytek , a to oznacza , że już się wszyscy zobaczymy . W nocy temperatura spada do 0 st. , ale w dzień zawsze jest ciepło , tak silnie grzeje słońce . Jedziemy w nocy i trochę cieplej się ubierzemy , a rano jeszcze też jest zimno , po podróży zmęczenie sprawia ,że zimno jest więcej odczuwalne . To wszystko nie będzie miało już dużego znaczenia , bo będziemy już w domu , aby tylko podroż była szczęśliwa , resztę da się wytrzymać . Mam zamiar laptop dać w fachowe ręce , bo pisanie na nim w tej chwili jest już trudne , ma oba dyski pełne , więc robota mnie czeka w udoskonaleniu jego działania . To wszystko , więcej możemy rozmawiać na żywo w Rumi i do miłego zobaczenia .

środa, 23 marca 2011

Japonia

Japonia , zawsze wielka , była wielka przed 11.03. w swojej potędze , pozostała Wielka nadal w swoim ogromnym cierpieniu po trzęsieniu ziemi , tsunami i jej skutkach . Ogrom tych błyskawicznych wydarzeń , bez zdjęć i filmów , rozum ludzki nie byłby zdolny pojąć i ogarnąć tego wszystkiego , co tam w tym kraju się działo . Byłam w szoku, tam mieszka mój syn z Rodzina , na szczęście na tej wyspie nie trzęsło , wszystko na wyspie Honsiu , 230 km. od brzegu wyspy w oceanie było epicentrum na skalę 9 R. Ogromna fala tsunami na 10-12m. z szybkością 800 km/na godz. wtargnęła na ląd , zabierając wszystko po drodze , to co było na wodzie -statki, i wszystko co znajdowało się na ziemi , domy samochody i nic i nikt nie miał szans na ratunek , działo sie wszystko błyskawicznie i z niesamowitą siłą . Zostały zniesione tym sposobem całe wioski , miasta , Port Sendai przestał istnieć i dookoła wszystko . Do tej pory uznano za zabite i ponad 7 tys. ludzi , a zaginionych też ponad 10 tyś. wciąż odbywają się dalsze poszukiwania ludzi w tych miejscach po tym strasznym kataklizmie. Największe zniszczenia są na północy kraju i północno wschodnie tereny , ludzie krzyczeli Apokalipsa , może i tak , bo tego nie widzieliśmy w naszym życiu , duży statek osiadł na dachu domu i tam pozostał , przy jednej z fabryce samochodowej cała produkcja aut gotowych do transportu , została przerzucona w inne miejsca, jak pudełka zapałek , jeden samochód przy drugim , tysiące . Rząd Japonii ocenił straty tylko po tym kataklizmie na 300 mld.dolarów , a straty dochodzą z każdym dniem więcej , doszło juz do skażenia radioaktywnego w pobliżu elektrowni atomowej Fukushima 1, tam walczą cały czas z awarią , nawalił system schładzania po trzęsieniu ziemi , do tej pory obleciał strach ludzi nie tylko w Japonii , ale na całym świecie , wszędzie tam , gdzie są elektrownie atomowe . Cała groza tej sytuacji w Japonii , potęguje fakt , że tych elektrowni jest tam 50 , a 11 wyłączyło się automatycznie po wstrząsie ziemi . Tu w tym miejscu napiszę moje refleksje , czy na tych nieustannie trzęsących się wyspach , wstrząsy mniejsze lub większe , Japonia nie przesadziła w tej swojej wspinaczce ekonomicznej , za wszelką cenę , chcieli być niedościgniętym imperium , Myślękoniecznie zawsze musieli dorównać , wszystkim wielkościom na całym świecie , a w szczególności przemysł samochodowy i elektroniczny . Zdobywali ogromna wiedzę i doświadczenie w swoim systemie gospodarczym , i to jeszcze prześciganie sie z drugimi wielkimi , bo Oni muszą być najlepsi , i byli i są . Teraz ciśnie się tutaj pytanie , czy nadal w ten sposób będą spostrzegali swój kraj i swoje życie ? . Ta katastrofa wydarzyła się w fatalnym okresie , w momencie , gdy cały świat pora się z kryzysem , i każdy kataklizm , pociąga za sobą dodatkowe straty , co za tym idzie , dźwignięcie się z tego krachu dla Japonii będzie wręcz karkołomne , czy może nawet na początku niemożliwe . Oni są bardzo pracowici , ale ich warunki bytowania były dobre, opłaty, prąd , telefony , woda bardzo tania [ taplają się 2x dziennie ], żyją normalnie , nie odczuwając jakichkolwiek niedostatków . Opieka lekarska na bardzo dobrym poziomie , stać ich na auto i na urlop zagraniczny , dużo zwiedzają , nagrywają , po powrocie do domu , cieszą się tym i oglądają. Czy teraz czeka ich takie samo życie ? , ja odpowiem ,że nie , ta świadomość jeszcze się w nich nie zrodziła , Oni są teraz jak porzucone marionetki , w środku martwi a na twarzy maski . Maska na twarzy , to ich pozorne opanowanie , towarzyszy im przez całe życie , taki jest Japończyk . W środku są okropnie przerażeni , zagubieni , taki scenariusz ich życia nigdy nie był brany pod uwagę , to nieprawda, że Oni sa opanowani, że wiedzą jak się zachować w czasie wstrząsu, oni reaguja jak my wszyscy na świecie, maja paniczny strach i w momencie zgrozy nie pamiętają szkolenia , jak się zachować w czasie wstrząsu i spontanicznie wybiegają na ulicę . Teraz do każdej japońskiej Rodziny powinien wkroczyć psycholog , żeby wyciągnąć tych ludzi z tej okropnej traumy , nie wiedzą co mają robić, jakie ich teraz życie czeka . Rząd apeluje do oszczędzania energii , zniszczone pola ryżowe , brak pitnej wody , jedzenia , na miejscu po kataklizmie . Ta wizja nigdy nie była dla młodych i pracujących Japończyków , przywykli do dobrego i spokojnego życia . Nadal sa odczuwalne wstrząsy na wyspie Kiusiu , gdzie mieszka Piotr , dzisiaj był odczuwalny wstrząs ich domu , a potem się dowiedzieli sie ,że 30 km od ich domu w tym wstrząsie zginęła jedna osoba . W takiej sytuacji , gdzie grozi radioaktywne promieniowanie ludzie nie maja szans do normalnego życia, choćby nie wiem , jakie szkolenia mieli za sobą . Myślę , że ta ogromna potęga Japonii , teraz wiele im nie może pomóc , ten wielki żywioł natury , jakby się upomniał i napomniał ludzkość , że natura nie powinna być skażona przez człowieka , widzimy teraz , że to się odbiło rykoszetem w człowieka . Nigdy a nigdy Japonia , nie powinna swojemu narodowi zafundować na swoich wyspach tych sztucznych wulkanów , jeszcze gorsze od wulkanów , bo te czynne i nieczynne wulkany maja od zarania swego istnienia , a Atom na wyspy swojemu narodowi zrobili sami , wiec sa to moje smutne refleksje . Więc cóż to za potęga dla kraju , skoro sa tak potwornie napiętnowani tym śmiercionośnym paliwem ? . A teraz ludzie tam muszą dalej żyć i pracować znowu ciężko, bo ich duma narodowa tego od nich wymaga . Kraj jedyny na świecie do podziwiania w doli i w niedoli . Z tymi myślami żyję codziennie , jest mi bardzo ciężko , nie chciałabym w ten sposób stracić mojej Rodziny w Japonii , powinni wrócić do Europy i dać szanse na zdrowie swoim Dzieciom .

środa, 9 lutego 2011

Nauka

Nauka u mnie trwa cały czas, chodzi mi o wgłębianie się w arkana sztuki posługiwania się laptopem .Fachowe pisma , lub książki chwalą łatwość operowania tym sprzętem , i zachęcają z jego korzystania , kopalnia wiedzy , radości , rozrywek , i kontynuowania swego hobby , jak jest pisanie swego dziennika , czyli blog . Wszystko się zgadza , nie trzeba w tym względzie dużego doświadczenia , i nie można słuchać , a przede wszystkim się zniechęcać krytyką innych osób , a ich tok myślenia całkowicie odrzucić i robić swoje . Przypadkowo przeczytałam w gazecie opinię osoby piszącej takie mniej więcej słowa , " o , blog piszą ludzie , samotni , nie mają jak wypełnić swój długi czas, nudzą się , nie mają przyjaciół , i dlatego piszą ". Dumałam potem nad tymi słowami , i sobie odpowiedziałam , no to chwała tym samotnym ,że starają się swoje życie wypełnić zajęciem pisania w blogu , to znaczy , że mają duszę i nawet , gdy tę rozmowę -pisanie z samym sobą prowadzą , nie są samotni , mają siebie . Uważam , że każdy człowiek potrzebuje takiej rozmowy , zajrzenia wgłąb własnego ja , nie każdy to potrafi , ale modlitwy człowieka wierzącego , to właśnie jest ta potrzeba , rozmowa z Bogiem , daje mu pokrzepienie i moc na dalsze życie . Wszystkie czynności , które wykonujemy codziennie dają nam zadowolenie , a jeszcze dodatkowo , jak ktoś znajduje czas na swoje hobby , to jeszcze się dołączy dodatkowa radocha , czyli daje to nam przyjemność . Ja mam to szczęście , że nie czuję się samotna , ale lubię to moje pisanie , o czymś i o niczym , jest godz. 17 , słońce zachodzi , wielka ogromna czerwona kula zaraz się schowa za horyzont , małe ptaszki na brzozie jeszcze baraszkują , bo wiedzą ,że za moment się ściemni i ich zabawa dobiegnie końca . Tak jest z nami , jak świeci słoneczko , świat cały się śmieje , radość się udziela wszystkim , to trzeba umieć zobaczyć , co daje natura i tym się cieszyć . Zaczęłam pisać o tej nauce korzystania z laptopa , a moje myśli sie rozbiegały , no cała nauka polega na tym,że trzeba go używać , to znaczy praktyczne czynności sa najlepszą nauką .Wiem , kiedy popełnię błąd , później to mocno przeżywam , ale następna pomyłka już nie powraca , poza tym , wszystkie terminy , które na początku nic mi nie mówiły , teraz stają się więcej zrozumiałe , ale jeszcze daleko mi do normalnego zrozumienia tego urządzenia , jeszcze dużo przede mną niewiedzy w tej dziedzinie . Mam podręcznik dla początkujących, często go czytam, nie zawsze treść jest dla mnie jasna , ale idzie mi powoli coraz lepiej , niektóre czynności boję się po prostu wykonywać , ale to z czasem opanuję, gdy zdobędę więcej praktycznej i teoretycznej wiedzy . Cieszy mnie fakt , że dnie sa coraz dłuższe i jaśniejsze , i to ,że nasze zdrowie pozwala nam na nasze codzienne życie , cieszymy się ,że mamy siebie i naszych kochanych przyjaciół , i że czas naszego wyjazdu do Rumi sie już zbliża , a to oznacza dla nas ogromną radość i organizowanie się do tego wyjazdu , a to też wymaga zachodu i wysiłku, a przede wszystkim dobrego myślenia . Od niedzieli ma być znowu zimno , ale już nam nie straszne te chłody, i tak idzie do wiosny i tak, tylko czy ona będzie znośna , no wiem ,że każdego roku jest po prostu zimna . Trudno , to nam nie odbierze uciechy z jej pojawienia się , bo i tak się cieszymy , to czekajmy jej nadejścia . Do miłego....

niedziela, 23 stycznia 2011

Do przodu

Minęło trzy tygodnie w nowym roku , a ja pędzę ciągle do przodu . Marka zdrowie jest zawsze na pierwszym planie , i było koło tego trochę biegania , no teraz mogę trochę odsapnąć , zabieg na jego sercu ablacja , przebiegł w klinice pomyślnie . Te tygodnie były dla mnie ogromnym przeżyciem , zdawałam sobie sprawę , że w tego rodzaju zabiegach , zawsze istnieje ryzyko zawału , mniejszego , większego lub inne komplikacje około sercowe . Tym trzydniowym pobytem Marka w klinice kardiologicznej , uzyskaliśmy nowe doświadczenia w tym zakresie , mamy na dzisiaj dokładny opis pracy serca i jego obraz anatomiczny z precyzyjną dokładnością , komputerowy zapis zrobiony w krótkiej narkozie , co będzie nam bardzo pomocne w nagłych niewydolnościach krążenia . Kardiolodzy mieli nadzieje, że po Ablacji serca u Marka ustąpi arytmia lub będzie mniej nasilona , myślę ,że jeszcze za wcześnie , żeby coś pewnego ustalić , jak na razie arytmia dalej sporadycznie się pojawia , dostaje nowy lek , który będzie brał przez następne trzy miesiące . Jesteśmy zadowoleni z leczenia i pobytu w klinice kardiologicznej , a teraz czas pokaże , czy to leczenie wyszło na zdrowie Markowi , i czy teraz będzie mógł trochę odpocząć od tego nieustannego chodzenia po lekarzach , jesteśmy tym zmęczeni , i mam nadzieję , że powrót do Rumi , gwarantuje nam spokój i mniejszy rozmach w tym działaniu . W ubiegłe dwa tygodnie pogoda była ciepła , słoneczna , ponad 10 stopni C., zaczęły się nieśmiało pokazywać krokusy , żonkile , nie ma co się łudzić , wiosny jeszcze nie ma . Mimo wszystko , to były fajne dni , już czułam przedsmak wiosny , po tej nagłej i ostrej zimie , to był piękny podarunek , niestety , radocha się skończyła , gdy powróciły znowu ciemne , mokre i bure dni . Wykorzystałam tych parę pięknych dni po prostu na swoje nastroje, ponieważ było mi smutno , moje oczy cieszyły się przyrodą i innym światem , zima ustąpiła , niebo było pogodne i długo świeciło słońce , odpoczywałam , nic nie robiąc , to było dobre, niby nic , a dało mi wiele sił , na dojazdy do Marka na czas pobytu w klinice , miałam długi spacer , co też dla zdrowia dobre . Moje denerwowanie się o Marka , jakby było przyciszone, chociaż , byłam bardzo niespokojna , jednak przy pomocy leków i ludzi , zniosłam wszystko doskonale . Przy tej okazji , odkryłam ,że mam bardzo życzliwa sąsiadkę przez ścianę , i teraz wiem , gdzie mogę uzyskać dużo wiadomości socjalnych , które ciągle są dla mnie niewiadome , a bardzo życiowe i potrzebne . Zaczynam psychicznie przygotowywać się do wyjazdu , przecież widzę , jak czas się ogromnie skraca , wiele mamy jeszcze do załatwienia , pewnie jeszcze będzie badanie kardiologiczne , kontrolne , a na bad. krwi tez teraz częściej , i to nam zajmie cały luty , a w marcu wszystko przygotować do wyjazdu , czyli przez cały czas intensywnie jestem zaangażowana w te wszystkie leczniczo -wyjazdowe sprawy , a mieszkanie znowu zostawić na pico-belo , bardzo lubię wchodzić do takiego mieszkania , po długim niebycie w nim , to samo dotyczy powrotu do Rumi . Wracamy w kwietniu , i od razu odpoczywam, nie muszę zaraz nic robić , odwiedzam stęskniona moje kochane kumoszki, kuzyneczki , i po prostu jest dobrze ,że tam jestem , Rodzina pod nosem i wszyscy kochani nasi przyjaciele , to zawsze zaliczam do bardzo szczęśliwych chwil w moim życiu , odczuwam to tak,że znowu następny rok jest nam podarowany .Kochani , to teraz musicie mi życzyć dużo sił i energii , abym w tym wszystkim wytrwała i pokonała wszystkie przeszkody , które , gdzieś po drodze nam mnie czyhają , potrzebuję dużo wsparcia , słowa życzliwe są sprawdzonym dowodem, więc czekam na nie od was kochani . A na razie musimy jeszcze przetrwać z aurą zimową , niestety..... aby do wiosny .

sobota, 1 stycznia 2011

Nowy Rok

W Nowy Rok życie nabrało innego tempa , od rana dzwoniła Monika , życząc nam szczęśliwego Nowego Roku , więc nie wypadało wylegiwać się w pieleszach , tylko brać się do roboty . Świat za oknem dzisiaj jest inny , chmury gnane wiatrem pędzą , wpierw wyjrzało do nas słoneczko i swoimi promieniami umiliło nam poranek , śniadanko zjedliśmy w dobrych humorach . Niebo zmieniło się wielokrotnie, w tej chwili chmury już są ciemniejsze i dalej pędzą , to wszystko skłania mnie do refleksji ,że nasze życie też tak pędzi , jak te chmury na niebie , i też może się nagle zmienić w jednej chwili . Bardzo uczę się każdego dnia nieustannie , brać z życia codziennego radości , które nam towarzyszą , nie każdy je dostrzega , a ja w sobie już wyrobiłam tę umiejętność , nie jest to łatwe , ale bardzo pomaga .Dla przykładu dam opis dnia dzisiejszego , zaczęłam pisać , jak wygląda niebo , celowo nie opisałam , jak wygląda ziemia . Ziemia jest brudna , powalana odpadami od wypalanych fajerwerków , jest odwilż i mokro , z dachów kapie woda , wszystko , co brzydkie na ziemi zostało obnażone , piękno zimy zginęło , ten biały bajkowy świat jest wspomnieniem . Wniosek z tego taki , lepiej cieszyć oczy tym pięknem co jest , niż smucić się widokiem , to co jest brzydkie . Wiedziałam,że moje patrzenie w dół , nie wprowadzi mnie w radosny nastrój , i dlatego patrzyłam na niebo, co ma tyle do zaofiarowania . Ktoś z was pomyśli , no ładnie ,życie jest zbyt trudne , żeby patrzeć , na niebo , albo na ziemię , co mi , po nastroju, jak za chwilę mam coś ważnego na głowie , i takie mrzonki mi nie siedzą w głowie . Właśnie , i to jest to, nie pozwolić , aby naszą psychikę omotało to gorsze, czyli trudniejsze , celowo spychać to na plan dalszy , bo chwile pędzą , tak jak te chmury na niebie, ,że za chwilę może być inaczej . Wiem kochani , tak można się ratować , ale nie jest to możliwe dla nas samych , kiedy nasze własne życie jest zagrożone , i oczekujemy wyników badań dotyczących naszej choroby , które mają potwierdzić , czy jest to choroba , z którą będę walczyć o swoje życie . Tutaj zwalniam , bo w takich sytuacjach nie ma silnych, i nie można takich rzeczy oddalać , po prostu pozostaje ogromny smutek i jak go przeżyć ?, uważam , że to sa bardzo trudne sytuacje , i trzeba być naprawdę wielkim , aby wyjść z takich dołków zwyciężonym . Musiałam tak właśnie napisać , bo jedna z kochanych mi osób , takie chwile przeżyła , i to podziwiam, bo nieraz takie rzeczy zwalają całkowicie z nóg , a przecież życie idzie dalej . Nie mam zamiaru nikomu dawać życiowych wskazówek , bo to sie po prostu nie da , każdy swój kierat musi ciągnąć , ale jestem zawsze blisko Tych osób , zwłaszcza wtedy, gdy są mi bardzo drogie . Kochani , miało być radośnie i jest , bo słońce raz po raz usiłuje się przedzierać przez te kłębowiska chmur , i skoro na niebie wszystko przebiega sprawnie , więc dzisiejszy dzień też nie będzie gorszy jak jest . Marek ma swoje radości , męczy od rana zimowy sport w tv , mamy kaczkę na obiad , zrobił ją wczoraj i widzę , że ma na nią ogromny apetyt , no zapachy pieczeniowe sa jeszcze do dziś w mieszkaniu , więc trudno o nie zapomnieć . Cieszy mnie ,że Marek ma takie apetyty , zawsze coś fajnego wymysli , wczoraj , to wpierw oglądał polską telewizję , a potem przełączył na niemiecką , bardziej mu się ta druga podobała . Dałam mu propozycję, żeby w sypialni ogladał , bo tam mam niemiecki kabel, ale sie nie zgodził , wiec ja tam się ulokowałam wygodnie w łóżeczku , a potem u niego sprawdziłam , to jednak musiał oglądać swoje ulubione filmy . O godz.23.30. dołączył się do mojego oglądania , i tak doczekaliśmy się Nowego roku . W całym Berlinie niebo rozbłysło różnymi kolorami i wzorami , a hałas był u nas ogromny od huku , który trwał do godz 1.30. w dali błyskało coś niecoś sporadycznie do samego rana . Pod naszym blokiem było spore towarzystwo i mieli tyle ogni,że Marek stwierdził , odebrał to tak , jak było 20 lat temu w Bremen , jak mieszkaliśmy na Bydolekstrase , niekiedy słychać było kanonadę , która się nasilała , lub malała, ale walili nieustannie . Zasnęliśmy bez nocnych przygód , a nawet się wyspaliśmy , a ranek opisałam już na początku . Jest już południe , zabieramy się do naszego obiadu , dziwi mnie tylko ,że ptaszki się pochowały , czy co, wcale nie siedzą na naszych drzewach , zapowiadali od poniedziałku nowe opady śniegu, a może już od jutra , więc są na tyle przezorne i siedzą dalej w swoich kryjówkach, ale na dworze mamy + 5 st. zimy na razie nie ma . Na tych słowach zakończę mój noworoczny post i do następnego pisania . Wszystkim życzę dobrego startu w Nowym Roku zawsze życzliwa wam osoba , właśnie ja ...ha...ha..