poniedziałek, 14 listopada 2011

Zwykły dzień

Jesteśmy już ponad tydzień w Berlinie, a mnie się wydaje, że znacznie dłużej. Podróż była wyjątkowo udana, spokojna, wygodna z przystankami na wyprostowanie nóg, a najważniejsze, pogoda nie zawiodła, no i oczywiście Szymon postarał się bardzo o dobrą i nienerwową jazdę , to wyłącznie jego zasługa, że dotarliśmy w miarę o czasie i szczęśliwie do domu. Dom zastaliśmy w dobrym porządku , i mogliśmy od razu zaczynać w nim nasze dalsze życie. Telefon i internet działał od zaraz , tylko z telewizją musiałam wołać faceta, ale też wszystko zadziałało, i tak wszystko poszło nam sprawnie, nie było nas całe 7 miesięcy, a teraz jest po staremu. Mieliśmy z Markiem w poniedziałek długi spacer do naszego banku , a po drodze zrobiliśmy zakupy , jeszcze w następnych dniach , Marek uzupełniał nasze braki w jedzeniu, a w tygodniu razem poszliśmy bliżej , po dalsze smaczki, których mnie się zachciało. Mój apetyt wraca, ale nie jest jeszcze tak dobrze jak było, po prostu mniej jem, i miewam różne kapryśne humorki w moim menu. Dzisiaj zrobiliśmy długi spacer, próbowałam wchodzić do moich ulubionych sklepów, chętnie kupowałabym dla naszych wnuków prezenty, ale Marka marsowa mina zupełnie wyleczyła mnie z tego zamysłu, po prostu muszę to zrobić sama , gdy będę silniejsza . Martwi mnie taka sytuacja, uświadamiam sobie w tym momencie , ile straciłam siły i samodzielności , a teraz mam taką przymusową sytuację, jest mi bardzo trudno się do tego przyzwyczaić, bo nigdy te rzeczy nie robiły mi żadnych problemów. Podoba mi się tutaj mieszkać , bo w tej chwili mamy ładną i słoneczną jesień , jest wyjątkowa w tym roku , ciepło bez deszczu i zawieruchy , po prostu chce się wyjść z domu i połazić , cieszyć się taką aurą , czuć pod nogami szelest liści i patrzeć z bliska na te cuda natury. Moja przyjaciółka brzoza stoi wiernie i mogę dalej obserwować , co się wokół niej dzieje , liście jej już opadły, nasze ptaszki tylko jeden raz zawitały, ciekawe ,że w taką piękną pogodę się więcej nie zjawiają. Rano szron pokrywa dachy , znak,że w nocy jest 0 st. a noce zimne i poranki, za to w dzień jest pięknie. Codziennie rozmawiam z Kariną , tęsknie za nimi i wnukami a rozmowa daje mi uczucie ,że mam ich blisko. Szymon paczki im od nas wysłał i zaraz mi dziękowali , Monika , nawet mała Alina do mnie mówiła przez telefon i dziękowała nam za urodzinowy prezent, mieliśmy być w październiku i osobiście naszych bliskich obdarować, niestety wyszło , ze nasz wyjazd się nie urzeczywistnił. Moja sprawność się poprawia każdego dnia jest lepiej, co mnie bardzo cieszy. W piątek mamy wizytę u naszej Pani doktor , zobaczymy co dalej nam przyniesie los, myślę pozytywnie, ale czas mija szybko, niedługo trzeba się, szykować do świąt , no jest już czym wypełnić czas.

1 komentarz: