środa, 29 kwietnia 2009

Komu pochwała

Wczoraj pisałam o sobie a dzisiaj chciałabym napisać o osobach, którym zawdzięczam, że moje życie jest fajne i ciekawe. Bardzo oddaną i serdeczną a przede wszystkim bardzo pomocną osobą, była i jest moja bratowa Danusia dla całej mojej Rodziny, dzieci i najbliższych. Największą jej zaletą jest uczynność, szczerość i prawdomówność a swoim uśmiechem potrafi skruszyć najgrubsze mury,to jest po prostu nasza kochana Ciocia Danka.Wszystkie nasze Dzieci zawsze serdecznie wspominają i mówią o Ciotce Dance, wychowywali się razem w jednym domu rodzinnym, gdzie z miłością i nastrojami bywało różnie, ale Ona jedna pozostała zawsze ta sama i do dzisiaj czuje się bardzo związana z naszymi dziećmi a nawet wnukami. Dzięki niej mogę się przemieszczać z jednego kraju do drugiego i tak to już trwa 21 lat, przez te wszystkie lata pilnuje naszego mieszkania i jest naszym wiernym Przyjacielem.Umiejętności kulinarne i organizacyjne Danki wykorzystujemy na naszych imprezkach rodzinnych, doradzi mądrze i rzeczowo a już zapomnieć się nie da smaku tych wspaniałych tortów, serników i ciasta drożdżowego w/g przepisu Danki. Nie wiem co tu jeszcze skrobnąć o Niej, żeby nie było wszystko przedobrzone, już wiem, jest z nie kawał "Baby", wysoka i trochę tej tuszy za dużo, ale, że jest kobietą ładną, to wszystkie ułomności się pochowały. A największe zalety to i tak siedzą w środku i tego nie widać, najpiękniejsza jest Jej dusza i żadna szata nie upiększy człowieka, skoro dusza jest szkaradna. Ona jest stanowczo za skromna, powinna chodzić dumna i wysoko trzymać głowę, urodziła i wychowała trzech wspaniałych chłopów,przystojnych, mądrych i dobrych, jestem dumna z moich bratanków i przy tym jeszcze są bardzo uczynni, nigdy nie odmówili nam jakiejkolwiek pomocy. Brawo Danka wiem to z doświadczenia, że największą zasługę, za taki stan rzeczy ponosi rzeczywiście Matka, udało ci się dokonać tego, co w skrytości ducha inne matki ci zazdroszczą, bo każda pragnie tego samego dokonać, ale niestety nie wszystkie doznają tego szczęścia. Wiem, że zostałaś skrzywdzona przez mojego brata Ludwika i jego Rodzinę, i słowo krzywda to za mało, żeby określić rozmiar szkód wyrządzonych wam przez tych ludzi, ale niech będą pocieszeniem moje słowa napisane ku twojej chwale, ciesz się życiem rodzinnym i wszyscy Twoi najbliżsi są z Tobą i wierz mi że to jest ogromne szczęście. A Ja przy okazji pławię się przy tym rodzinnym szczęściu przebywając prawie codziennie w towarzystwie Danki Rodziny, mnie bardzo tego brakuje, moje Dzieci nie mogą z nami przebywać, bo mają obowiązki wobec własnych RODZIN. Mamy przed sobą całe letnie miesiące i muszę zachować moją kondycję, czeka nas wiele imprez rodzinnych i innych i aby zdrowie dopisało o to chodzi najwięcej, bo żeby to wszystko zaliczyć, muszę już teraz mocno o siebie dbać nie objadać się za mocno odstawić słodkie i ciasta, odstawić alkohole ( o matko !),jeść dużo owoców i nikogo nie obgadywać.To są ciężkie zaklęcia jak ja dam radę, kto pomoże mi w tym wytrwać? jeszcze, jakby się nawinął jakiś kochanek, to może dla niego te cudeńka dałoby radę dokonać, a tak , to ja wiem, ale spróbować warto.

wtorek, 28 kwietnia 2009

Mój świat

Mój świat jest fajny, nietypowy i ciekawy. Dzień zaczynam radośnie z uśmiechem i z siłą witalną, która jest mi niezbędnie potrzebna do życia. Nuda jest mi zupełnie obca i nie ma na nią miejsca w moim rozkładzie dnia. Przede wszystkim robię plan, co powinnam zrobić w najbliższym czasie, to bardzo pomaga i chyba to się nazywa dobra organizacja życia, ale bez przesady dobrze i ciekawie jest nieraz ten plan pokręcić i zrobić coś zupełnie innego,jak miało być. Ważne jest, żeby osiągnąć jak największe zadowolenie z tego co się robi w ciągu dnia. Bardzo się cieszę,że moja kondycja pozwala mi na jazdę rowerem, po tańcu jest to druga czynność, którą uwielbiam od dziecka. Byłam wyjątkowo wytrwała w nauce jazdy na rowerze, nie były mi straszne poobijane kolana ani inne niedogodności w tym sporcie. Moja rozpaczą był fakt,że musiałam jechać na męskim rowerze i to mnie wcale nie zniechęcało, znalazłam na to sposób nogę prawą trzymałam pod ramą, wyglądało to dosyć pokracznie, ale dało się nawet jechać dosyć szybko ku zdziwieniu innych,gdy na ten wyczyn niecodzienny patrzyli. Przez całe moje życie zawsze był rower i nie wyobrażam sobie, życia bez tego sportu. Dokonywałam różnych sztuczek jakie tylko były możliwe, nogi obie na kierownicę przy dużej szybkości, same pedałowanie bez rąk na kierownicy i zawsze szybka jazda. Obeszło się bez dużych kontuzji i tylko raz jak jechałam wolno za krową(prowadziłam je na pastwisko), która nagle stanęła i tym sposobem straciłam równowagę i runęłam niefortunnie kalecząc głupio kolano, kierownica nie miała gumowej ochrony i koniec wbił się w kolano i ta blizna na pamiątkę została. Uwielbiam siedzieć na rowerze i oglądać świat z tej wysokości i czuję się nieco w innym świecie, jazda wyzwala we mnie niesamowite emocje, radość i pęd powietrza jest mi bardzo potrzebny do życia,nie czuję zmęczenia,lubię oglądać świat i wszystko dookoła podziwiać. I jak fajnie, że mogę znowu się wyżywać ile tylko się da w tej dziedzinie, oby tylko to trwało jak najdłużej, bo to mi wcale nie sprawia, żadnego kłopotu, tylko sprawia ogromną przyjemność.A przecież najwięcej chodzi o te przyjemności, śpiewać też bardzo lubię i jak byłam młodsza, to był mój kolejny żywioł,śpiewałam całymi dniami i nigdy mi się to nie znudziło.dzisiaj już skończę to moje chwalenie się, bo mogę tym innych zanudzić, muszę wymyślić coś innego, żeby było ciekawie.

czwartek, 23 kwietnia 2009

Jeszcze piszę

Jeszcze piszę ha ha, przypominam właśnie tym śmiechem, że miało być wesoło no i jest, śmieją się wszyscy naokoło a z czego ? no to zależy, kto, do kogo i gdzie?.W telewizji widzimy polityków całego świata i tak się składa, że tez się śmieją do wszystkich i do wszystkiego, czyli na szkolnych akademiachuśmiech to jest dobry i wypróbowany chwyt przez wszystkich,od małego dziecka do starości. Kiedyś spytałam kuzyna, jaką mnie zapamiętał z lat dziecięcych, to powiedział, że byłam bardzo żywym i radosnym dzieckiem i potrafiłam rozśmieszyć samym śmiechem całą Rodzinę i robiłam to tak zabawnie, że wszyscy śmieli się do rozpuku trzymając się za brzuchy. To rozśmieszanie innych było u mnie zawsze, najbardziej lubiłam to robić w latach szkolnych na lekcji, gdy opuszczała mnie już koncentracja, wymyślałam sobie inne zajęcia, moje niewinne głośne uwagi skutecznie rozśmieszały klasę, za co często dostawałam uwagę. Od dziecka lubiłam taniec i tak od najmłodszych lat w tym byłam niezmordowana, gdy moi Dziadkowie Żelewscy mieli Złote Gody byłam jedynym dzieckiem, które przetańczyło wiele godzin wśród dorosłych i nie chciałam przestać. Mogłabym śmiało powiedzieć, że taniec to mój żywioł, tańczyłam wszędzie i w szkole w domu a nawet na ulicy. MUSZĘ SKOŃCZYĆ TEN POST,PODOBNO jest błąd i nie wiem jaki szkoda, bo miało być wesoło i nie zdążyłam się rozkręcić, no to na drugi raz pójdzie lepiej.

piątek, 17 kwietnia 2009

Żyję i piszę

Świetnie mi dzisiaj było z moją "radością życia", zrobiłam wszystko dokładnie tak jak planowałam i się udało, to znaczy od rana uśmiech i faktycznie przeżyłam wiele radości. Najważniejsze piękno natury nasila się z dnia na dzień, żonkile w ogródku już są najważniejsze i w tej chwili jedyne, lecz już wkrótce w całej swej krasie dołączą tulipany i zieleń krzewów i drzew uzupełnią ten majestat natury. I jak tu się nie radować oglądając takie cuda natury, artysta malarz łapie pędzel i maluje, a nam za to w duszy gra, oczy się śmieją i czujemy się lekko i ruchy nasze są zwinne przy codziennych czynnościach.Całe szczęście, że pogoda nadal jest słoneczna, co sprawia, że nam humor wszystkim dopisuje, jakoś nie wypada chodzić nadąsanym, gdy świat jest taki piękny,oby tak dalej z tą aurą i z tym humorem, bo nieraz wystarczy byle co i czar pryska, ale już powiedziałam -koniec z martwieniem się na zapas, teraz muszę znowu coś wymyślić, żeby było weselej.I tak mam dobrze, mój kochany rano idzie po zakupy,prasę a ja tymczasem zaczynam robić śniadanko i wspólnie zajadamy przy jednym stole a nie osobno i razem potem sprzątamy. Dalej to już nie robimy razem,Marek siada i czyta swoje ukochane gazetki a ja uciekam w moje "radości dnia codziennego". Siadam do kompa i sprawdzam konwersacje,jednak jedna moja jedyna wierna przyjaciółka jest gotowa do rozmowy i nie tylko do rozmowy,bo zaraz pędzę ile sił w nogach do kuzynki Janeczki a tam czeka mnie raj dla duszy i nie tylko dla duszy - dla ciała też, no właśnie ciała,to niesamowite jednak te pieszczotki to już są od zwierzaczków,to jest autentyczna pieszczota,szczera,oddana i nic niezakłamana i jak tu się nie poddać tej pięknej chwili zapomnienia, i proszę jak mało człowiek potrzebuje trochę tej bratniej duszy i szczerej przyjacielskiej rozmowy a nieraz nawet dowcipnej,to Janka swoimi dowcipami jest niezrównana,sypie jak z rękawa i wtedy nie ma nic do roboty tylko się głośno śmiać. A jeszcze to kotek poliże albo piesek i posiedzi i pogrzeje swym futerkiem,w kominku trzaska ogień,kawusia na stole,no ludzie żyć tylko żyć i przy zdrowiu zostać, niczego więcej nie potrzeba. Ja z Janką kradniemy sobie tę godzinkę przebywania(czasem dłużej),to jest lepsze jak cudowny film, to jest nasze gadanie o wszystkim i o niczym,ale dla mnie to jak narkotyk, czuje się świetnie po tym poranku, oczyszczona,naładowana energią i potem może być już kijowo, ale liczy się ten początek, to rzutuje nieraz na cały dzień,który musi być udany.Ano, ano, miało być wesoło,ale ważne, że było fajowo, dzisiaj dużo się śmiałam a o to mi chodziło, a radośnie jest i tak póki my żyjemy.

czwartek, 16 kwietnia 2009

Piszę dalej

Natura ludzka jest ciekawa, skomplikowana, zmienna i różna. Taki jest właśnie człowiek.Mówi się potocznie o danej osobie, "taki(a)się urodził(a)", albo dzieciństwo miało ogromny wpływ na to jakim jest człowiekiem, albo, to los zawinił ,że stał się taką osobą. Takie filozofowanie zostało już na różne sposoby przerabiane przez ludzi mądrych,w tej dziedzinie nic się nie zmieniło. Sami wiemy, że najwięcej uczymy się na błędach popełnionych przez nas samych a jednak i te doświadczenia nie zawsze uchronią nas od kolejnych niepowodzeń życiowych. Moja natura jest niezmienna w zamartwianiu się na zapas, jest to paskudna dolegliwość, bo jeszcze nic się nie dzieje a ja już się martwię.Najlepiej mają ci, co w ogóle się nie martwią, ale mają fajnie, dobrze śpią i jedzą i zdrowie zachowane,żadnych problemów, tylko się cieszyć. Takim to można zazdrościć, tylko żyć i nie umierać. Wiem, od zaraz muszę zaprowadzić u siebie inne porządki,być uśmiechnięta od samego rana i to najlepiej jak jeszcze leżę w łóżku, spojrzeć w okienko i się cieszyć, że przeżyłam noc, następnie patrzeć w niebo i szukać oznak pogody, uśmiech obowiązkowo musi pozostać na mojej buzi, w żadnym wypadku pogoda nie może wpłynąć na moją radość,która mnie rozpiera od środka, i będzie trwała przez cały dzień. Radość życia obieram jako moje HASŁO i muszę wypracować taki system, aby była długo a najlepiej, żeby mnie wcale nie opuszczała.SUPER to wymyśliłam, no proszę na co mnie jeszcze stać, żeby w tym wieku wymyślać takie cuda, że też prędzej mnie to nie wpadło do głowy i tak długo się męczyłam z tym swoim smutnym życiem. PRECZ smutki i zamartwiania od jutra zaczynam nowe życie, niech mnie tylko mocno w tym utwierdza moja wesoła natura,którą mam od zawsze. I tu muszę zaśpiewać nasza piosenkę młodości,"jestem wesoła i kocham świat, bo każdy dla mnie przyjaciel brat, jestem wesoła trosk nie znam nie , gdy w czarne oczy wpatruje się. Jestem wesoła to jego oczy i czarny wąsik taki uroczy taką wesołość wzbudzają we mnie , że się kochamy ,kochamy wzajemnie."To śpiewałam i sama sobie akompaniowałam na pianinie,w latach szkolnych w ogólniaku w Rumi i ta właśnie piosenka była śpiewana przez nas, moje koleżanki z lat szkolnych.Jednak mam jeszcze dużo do napisania o tych właśnie czasach szkolnych w RUMI, to nastąpi wkrótce.

środa, 15 kwietnia 2009

Moje pisanie ciąg dalszy

Zawsze jest tak samo, że czas przed świętami jest bardziej napięty i jedno zajęcie goni drugie. Mamy osiągnąć spokój i wyciszenie wewnętrzne ale jest to przeważnie nieosiągalne. Winę za ten stan rzeczy ponosimy sami swą nadmierną ambicją w wykonywaniu wszystkich czynności w krótkim czasie, co w efekcie daje ogromne zmęczenie i oczywiście same dni świąteczne są już końcem naszych starań i oczekiwana przez nas radość pryska. Ja z Markiem od lat spędzamy Święta z naszymi Rodzinami i w związku z tym jesteśmy goszczeni a to zmienia dla nas czas oczekiwania na radosny od samego początku.Spotkania z Rodziną są dla nas miłym przeżyciem, pełne miłości i wrażeń, co długo zostaje w pamięci. Pogoda w tym roku dopisała jest cały czas słonecznie,mogliśmy posiedzieć na tarasie i nasze opowiadania o życiu minionym i obecnym kontynuować w bliskim gronie.Wiele się już zapomniało i niektóre wydarzenia z trudem wyszukujemy w pamięci,jednak zawsze jest ktoś co bardziej szczegółowo opowie jakieś wydarzenie Rodzinne i wtedy z radością przytakujemy,że właśnie tak było.Każdego roku w naszym życiu coś się zmienia, jedni odchodzą na zawsze a nowe życie zaczyna mały człowieczek,który swym krzykiem oznajmia przybycie.Tak jest od zawsze i jest to normalna kolej rzeczy.

wtorek, 7 kwietnia 2009

wiosna w ogrodzie

Pogoda nadal jest słoneczna i zaczęliśmy z Markiem prace porządkowe w ogrodzie. Początek tych prac zrobiliśmy w ubiegłym tygodniu i teraz została końcówka. Wiosną Marek opryskuje drzewka i dzisiaj też opryskał i tak do świąt nie mamy już prac w ogrodzie. Ogród wygląda ładnie, krokusy , przebiśniegi i zielona trawa dodają przyrodzie żywości i piękna. Dzisiaj też zaczęłam moje wizyty z życzeniami wielkanocnymi, byłam u mojej przyjaciółki Hani a jutro wybieram się do kuzynki Kasi. W niedzielę Palmową odbyliśmy z Mejerami wycieczkę do Gdyni nad morze, spacerowaliśmy Bulwarem dwie godziny ,co dało nam wspaniale samopoczucie i nasz apetyt na obiadek Małgosi się mocno zaostrzył i nie byliśmy już zdolni o niczym innym myśleć jak o zbliżającym się posiłku. Miła rozmowa w towarzystwie przyjaciół oraz smaczny obiadek dało nam ogromne zadowolenie i wspaniale zakończył się nasz dzień.

poniedziałek, 6 kwietnia 2009

wiosna

I właśnie wiosna każdego roku przypomina mi te szczęśliwe lata, kiedy jeszcze nie braliśmy samodzielnie życia na swoje barki. Było nam lekko i beztrosko i nie myślało się wtedy inaczej, tylko dobrze. Nawet pogoda była prawdziwie wiosenna. Zwalało się ciężkie zimowe obuwie i lekkie pantofelki czyniły nasz krok prawie taneczny i te ciężkie kurtki pozostały w domu i był tylko sweterek czy czy lekka kurteczka. A teraz o samej wiośnie chcę napisać o tym jakie miałam odczucia.Uwielbiałam, że szło się już z gołą głową ciepły wiaterek muskał nam twarz i wnikał swoją pieszczotą, gdzie tylko mógł. Przyjemnie rozwiewał włosy i dawał najpiękniejszą pieszczotę jaką może dać natura.I ten wiosenny ciepły wiaterek był moim wiernym towarzyszem i nigdy mnie nie zawiódł w swoich pieszczotach, nie musiałam nic dawać, tylko brać co daje nam ukochana natura. Te refleksje przypominają mi jaka powinna być wiosna. Nie dziwię się, że teraz jest nam zimno od środka skoro ta prawdziwa ukochana wiosna nie nadeszła. Ona przyjdzie jak zwykle o innej porze, jak o niej już nie myślimy.

sobota, 4 kwietnia 2009

Mój pierwszy dzień bloga!

Dzisiaj jest piękny dzień wiosny długo oczekiwany przez wszystkich. Zima tego roku nie była sroga, ale dłuższa i zimno ciągnęło się w nieskończoność, aż do teraz. I ten ciepły słoneczny dzień wprowadził nas w doskonały humor i od razu chciało się odrobić dużo zaległości w czynnościach, które zalegały. Jednak w taką pogodę rozsądnie jest wybrać też przyjemności a do nich z pewnością należy spacer. Dzisiaj to jest prawdziwa wiosna -tak "WIOSNA" , to magiczne słowo od wieków. Moje szczególne wiosny były, gdy miałam naście lat i dziwne , że przeżycia były ściśle związane z przyrodą. To była Warszawa -szkoła średnia medyczna.Zajęcia zaczynały się ok. 14 tej i trwały do godz. 20 tej. Pora roku kusiła i po zajęciach nasza grupa robiła długi spacer zaczynający się od ostatniej bramki Łazienek ( na dolnym Mokotowie), gdzie w pobliżu była nasza szkoła. I tak wędrowaliśmy przez całe Łazienki i wszystkie pozostałe parki, aż do Pl.Trzech Krzyży.Dla jednych celem było Śródmieście skąd kolejkami udawali się do swych miejscowości a ja na Rynek Starego Miasta ,gdzie mieszkałam u kuzynki mojego Ojca.