niedziela, 30 grudnia 2012

Stary rok odchodzi...



 Koniec Roku

                    Idzie stary Rok mocno pochylony ,
                    kroki jego ciężkie , jest bardzo zmęczony .
                    Chwieje się i słania , to już koniec jego panowania .
                    Wszystkie siły zbiera , których mu brakuje ,
                    laską się podpiera ,
                    dalej iść nie umie .
                    Długie miesiące rządził światem ,
                    o wszystkich się troszczył ,
                    bo każdy mu bratem .
                    Do pomocy ma kalendarz ,
                    wszystkie dnie w nim wypisane ,
                    ważne święta i rocznice ,
                    imiona i inne dane .
                    Wiernie służy mu też zegar ,
                    odmierzając czas codziennie ,
                    wiemy kiedy ranek wstanie ,
                    wiemy gdy południe .
                    Noc przychodzi , gdy jest ciemno ,
                    nikogo to nie dziwi ,
                    zmęczeni czekamy na nią ,
                    jest nam wszystko jedno .
                    Tej nocy jest inaczej ,
                    bim, bam, dzwonią dzwony ,
                    niejeden spośród wielu ,
                    jest tym przerażony .
                    Wycie syren i rakiety ,
                    fajerwerki i błysk fleszy ,
                    z dala słychać kanonady ,
                    wszystkich to ogromnie cieszy .
                    Stary Rok odchodzi ,
                    spieszą  z życzeniami ,
                    a Nowy Rok przychodzi .
                    Szampan leją strumieniami ,
                    dzieląc się wrażeniami ,
                    zdrowia , szczęścia , pomyślności ,
                    niech w każdym domu zagości .     


Barbara Kałużyńska  Grudzień 2012




niedziela, 16 grudnia 2012

Zima odeszła

Drugi dzień jest dodatnia temperatura , aż + 7 stopni , śnieg oczywiście się stopił , nie miał szans się utrzymać , w sobotę byłam po moją gazetę , i wróciłam z mokrymi nogami, śniegowa woda przedostała się szybko . Moje obuwie okazało się do niczego , i wyrzuciłam je, bo się wysłużyły .Na takie duże roztopy koniecznie muszę sobie sprawić kalosze, bo chyba każdy but przesiąknie , a ja nie lubię kaloszy . Dzisiaj rozmawiałam z Piotrem , włączył kamerę i mogliśmy się zobaczyć i pogadać, przy okazji tez widziałam wnuczki , są takie słodkie , mówiły do mnie Halo Babcia, Luna i Julia , i jeszcze raz dziękowały za prezenty, i posyłały mi rączkami całuski , bardzo mi tego brakowało , i do Dziadka też mówiły halo Dziadek . Te dwa słowa podpowiadał im Piotr , ale dobrze je słyszałam i dobra była też widoczność . Po tej rozmowie moja niedziela nabrała innego rytmu, po prostu radość sprawiła ,że do końca dnia było rodzinnie i fajnie . Miyuki ćwiczyła śpiew , co też słyszałam przy tej rozmowie z Piotrem , myślałam,że dziewczynki tak się wygłupiają , ale okazuje się, że to głos mojej synowej , szykuje się do koncertu , przyjedzie dyrygent z Włoch wraz z solistką operową na koncert do Japonii . Przed miesiącem odbyły się próby tego koncertu we Włoszech , skąd synowa przysłała nam pozdrowienia , czeka ją ta impreza w lutym w Japonii . Jutro rano jadę na badania laboratoryjne, nie lubię tego robić , bo trzeba jechać na czczo , ale raz trzeba i potem się zobaczy co z tego wyniknie . Niedziela dobiegła końca , to już 3-cia adwentowa, a ostatnia przypadnie dzień przed wigilią , no to już raczej będziemy mieli wszystko gotowe . Jutro z Markiem robimy nasz świąteczny pasztet , króliczki się już odmrażają , i uwiniemy się z tym do wieczora . Pewnie zima znowu do nas zawita, ale dzisiaj mamy ciepło , i całkiem z tym dobrze . Koniec mojego zwierzania i pozdrawiam , do miłego ....

wtorek, 11 grudnia 2012

Dla moich kochanych wnuków i wnuczek


Taniec śnieżynek...

Tańczcie,wirujcie i gnajcie w swym rytmie szalonym,

raz tu , raz tam , raz duże , raz małe ,

chwilami nie widać nic wcale

tak mocno igrają w swym szale.

To tylko niewinne śnieżynki,

układają się w śnieżne pierzynki,

nie ma co im zazdrościć,

nie grzeją i nie można się w nich umościć.

Krótki ich los, z góry przesądzony

nie pomoże im nawet wiatr schłodzony...

Nie wiedzą, nie czują  i  dalej wirują...

miejsca jest dosyć, nie konkurują

zawsze są inne i bardziej zwinne...

takie jest życie śnieżynki w zimie.


 © copyright by Barbara Kałużyńska

Grudzień 2012





" Tanz der Schneeflocken "


Tanzt,wirr und geschwind
im Rhythmus mit dem Wind,
mal hier, mal da
mal groß mal klein,ja
manchmal siehst Du gar nichts mehr,
so doll toben sie in ihrem Wahn umher.

Es sind nur die Schneeflocken, unschuldig
formen laute Schneedecken , luftig ,
doch beneiden brauchst Du sie nicht , 
denn zum Wärmen und Kuscheln sind sie nicht !

Kurz ist ihr Schicksal
das weiß jedes Kind,
es hilft nicht mal
der eisige Wind.

Nichts wissend,nichts fühlend
umher weiter wirrend.
Der Himmel ist weit,
drum gibt es keinen Streit.
Immerzu andere, und immer geschwinder
so ist das Leben einer Schneeflocke im Winter...

 © copyright by  Monika Kraus

frei nach Barbara Kaluzynski,alias babcia Basia...











Opowiadanie  wigilijne

                               

W ten wieczór dzieci siedzą w domu,
nic nie mówiąc nikomu,
jak co roku
czekają nadejścia zmroku.
W niebo spoglądają,
tam gwiazdki betlejemskiej szukają,
chcą być pierwsi,
co tę radość oznajmiają.


Choinka pięknie wystrojona,
świeci i mruga jak stara znajoma.
Niczego na niej nie zabrakło:
prawdziwe jabłuszka,
piernikowe serduszka,
cukierki w złotka zawinięte,
z kolorowanek figurki wycięte,
papierowe łańcuszki przez cały Adwent klejone,
ozdoby ze słomki zrobione.


Piękne te rzeczy,
dzieci rączkami zrobiły,
aby marzenia się ich spełniły.
Przy wieczerzy Mamuś i Tata,
jak we wszystkie ubiegłe lata,
podchodzą do dziatek,
łamią opłatek.
Ich słowa miłości  są z nimi w przyszłości,
wspomnienia z dziecięcych lat schowane głęboko,jak cudowny skarb.


Jeszcze nie wszystko ,
jeszcze czekają na najpiękniejsze zjawisko.
Dzyń,dzyń,dzyń,
dzwoni dzwoneczek, znak,
że Gwiazdorek jest blisko.
Dzyń,dzyń,dzyń,
słychać już w sieni,
niejedno się liczko  rumieni.


Siedzą przy stole i podsłuchują,
mina ich zdradza,że coś tam knują.
Strach ich obleciał z ogromnej trwogi,
zaraz Gwiazdorek stanie w ich progi.
O, jest już w środku mocno strudzony,
wołają do niego:"Gwiazdorku kochany,
radośnie ciebie witamy!"


"Kochane dzieci " ,mówi on do nich,
"prezenty mam dla każdego,
lecz zanim je rozdam,
chciałbym usłyszeć od Was  coś miłego."
Jeden za drugim stają w kolejce,
śpiewają, tańczą i mówią wiersze,
uradowane i ucieszone,
że ich marzenia są spełnone.


Odchodzi Gwiazdorek do innych domów,
a rózgę nosi tak dla przestrogi,
żegnają go wszyscy"szczęśliwej drogi".
"Wśród nocnej ciszy..." słychać kolędowanie,
a w domu dzieci śpiewanie:
"Chwała na wysokości,chwała na wysokości,
a pokój na ziemi..."




© copyright by Barbara Kałużyńska

Grudzień 2012



Weihnachtsgeschichte



An diesem Abend sitzt die Kinderschar zuhause.

Sie sind ganz leise.

Alle Jahre wieder in der stillen Runde

erwarten sie die Dämmerstunde.


Schau der Himmel ist so fern,

dort suchen sie den einen Stern

von Bethlehem ,als erste nun

wollen sie die Freude kund tun.

Ein alter Freund,der Weihnachtsbaum,
du schaust ihn an und glaubst es kaum!
Er leuchtet und zwinkert und blinkt,
so schön geschmückt,es fehlt kein Ding:
 echte rote Äpfelein,
lebkuchenherzelein,
Bonbons gewickelt in Glitzerpapier,
Figürchen geschnitten aus buntem Papier,
Schmuck im Advent gebastelt aus Stroh,
Papierketten geklebt,das macht uns so froh!

Schön sind die Sachen
die Kinderhändchen machen,
damit ihre Wünsche in Erfüllung gehen.
Beim Abendmahl,wie jedes Jahr geschehen,
kommt Mutter und Vater,
wollen teilen mit den Kindern die Oblate.
Ihre Worte der Liebe begleiten sie sogar
noch in der Zukunft,wie ein Schatz,wunderbar.
Erinnerungen aus Kindertagen,
tief versteckt und getragen.

Doch das ist noch nicht alles ,gewiss,
sie erwarten noch das schönste Ereignis.
Kling,kling,klingeling,
das Glöckchen klingelt,wisst,
dass der Weihnachtsmann schon nahe ist!
Kling,kling,klingeling,
man hört es in der Diele,
die Bäckchen werden rot,
es freuen sich so viele.

sie sitzen am Tisch und hören,
das Gesicht verrät,dass sie im Schilde was führen.
Gleich steht der Weihnachtsmann in den Türen,
ganz ängstlich sind sie  im Herzen drinnen.
Ooh,schon ist der da,erschöpft steht er vor ihnen,
sie rufen,lieber Weihnachtsmann,du bist gekommen,
wie heißen Dich alle  herzlich willkommen!

Liebe Kinder, spricht er zu ihnen,
für jeden ist ein Geschenk hier drinnen,
das werde ich euch gleich geben,
doch zuvor möchte ich etwas schönes erleben.
Eins nach dem anderen stehen sie  Schlange,
singen,tanzen,ihnen ist nicht mehr bange,
glücklich ,das ist klar,
denn ihre Träume wurden wahr!

Der Weihnachtsmann geht nun zu anderen Leuten,
die Rute sollst Du als Warnung nur deuten.
Alle wünschen nun"Gute Reise",
"Stille Nacht"hört man draußen leise.
Zuhause singen die Kinder wieder
die allerschönsten Weihnachtslieder.
"Gloria,gloria,in extensis deo".


 © copyright by  Monika Kraus

frei nach Barbara Kaluzynski,alias babcia Basia...

czwartek, 6 grudnia 2012

Taniec śnieżynek

Ten post napisałam dla moich kochanych wnuczek , tych mniejszych , myślę , że im się to spodoba , sęk w tym ,ze te małe akurat nie mówią po polsku , to rola dla Rodziców ,żeby im to z fantazją przetłumaczyć , tylko czy im się będzie akurat chciało ?, to inna sprawa , no trudno , prezent prezentem na Nicolaus . Taniec śnieżynek .....       Tańczcie , wirujcie i gnajcie w swym rytmie szalonym ,   raz tu , raz tam , raz duże , raz małe , chwilami  nie widać nic wcale , tak mocno igrają w swym szale . To tylko niewinne śnieżynki , układają się w śnieżne pierzynki , nie ma co im zazdrościć , nie grzeją , i nie można się w nich umościć.            Krótki ich los , z góry przesądzony , nie pomoże im nawet wiatr schłodzony ..  Nie wiedzą , nie czują , i dalej wirują ..... miejsca jest dosyć , nie konkurują , zawsze są inne  , i bardziej zwinne , ....      takie jest życie śnieżynki w zimie .        Tak mi się to napisało   i układało , jak patrzyłam i obserwowałam  przez okno wirujące płatki śniegu w powietrzu , i zaraz to napisałam w moim blogu   dla wnuczek, tez dla tych , co są w Japonii , Piotr im przetłumaczy . Pozdrowienia i całuski od Babci Basi , pa..pa...             

Przyszła zima

Zawitała do nas zima , nagle jest biało , od wczesnego ranka śnieg pokrył swym puszkiem dookoła wszystko , drzewa , domy i ulice , sypie cały czas z małymi przerwami . W mieście znika szybko świeżość tego zjawiska , ulice za chwilę będą w błocie , wiatr wydmucha dekorację śnieżną z drzew , jedynie dłużej utrzyma się na dachach domów  pokrywa śnieżna . Na szczęście kolorowe dekoracje świąteczne w oknach ludzi i w sklepach , na ulicach . ten ruch zakupowy , to wszystko razem stwarza magiczną atmosferę świąt , i zima staje się mniej nieznośna , jak jest w rzeczywistości . Podoba mi się ,że w Niemczech od pierwszego dnia adwentu jest świętowanie , oczekiwanie do świąt na wesoło , ludzie piją grzane wino na jarmarkach gwiazdkowych, gdzie jest wszystko do kupienia , a w szczególności prezenty pod choinkę , tam tez spotykają się ze znajomymi i jedzą tradycyjne niemieckie przysmaki , lub też potrawy z najdalszych stron świata.To właśnie gwiazdkowe świętowanie jest najważniejsze dla Niemców w całym roku . Polacy świętują podobnie , choinka i potrawy wigilijne , wieczerza zaczyna się po zapadnięciu zmroku , gdy na niebie pojawia się pierwsza gwiazdka , potraw koniecznie musi być 12 ,i zaczyna się łamaniem opłatkiem i składaniem przy tym życzeń najbliższym . Ostatnie lata nie robimy już wszystkich potraw, bo po prostu nie ma komu je zjeść , ogromnie dużo pracy  , a potem się wyrzucało . Robimy teraz to , co damy rade zjeść i lubimy , i to się sprawdziło , mamy w tym roku tylko Szymona , a On akurat te potrawy je , które zrobimy , i wszystko się układa pomyślnie . W tym roku mam dietę z powodu podrażnienia woreczka żółciowego , i smażone rzeczy dają mi popalić, więc , niewiele będę miała radochy z pysznych potraw wigilijnych , nie wiem nawet czy dam radę wypić mały kieliszeczek , ale coś trzeba ,dla samej zasady . Już się przyzwyczaiłam do mojego nowego niejedzenia , bo odczułam poprawę i jest to ogromna ulga . Wyjrzało słońce , więc robi się radośniej , mamy + 4 st. i ten śnieg pewnie się nie utrzyma , ale prawdziwa zima jeszcze się nie zaczęła . Na dzisiaj koniec mojego myślenia  do następnego pisania w blogu , pozdrawiam wszystkich, którzy mnie czytają , pa..pa..

niedziela, 2 grudnia 2012

Grudniowy czas

No pięknie , dzisiaj pierwsza niedziela Adwentu , zapalam naszą świeczkę i czas grudniowy dla nas się zaczął . Ranek powitałam radośnie , zaraz po przebudzeniu moje oczy spojrzały na niebo , gdzie zdążyłam uchwycić piękny wschód słońca z naszego okna . Ogromna czerwona kula chwilę tylko widoczna , ale niebo jeszcze jakiś czas miało przepiękne barwy , pas koloru różnych czerwieni nad samym horyzontem ,że wieża na Aleksanderplac była wyraźnie widoczna na tym kolorowym tle , niestety , ten zjawiskowy obraz również szybko znikał , jak chwile tego udanego poranka . Mój humor pozostał , i nic nie powinno mi zabrać tego porannego radosnego nastroju , musi pozostać na jakiś czas , ale to mi wystarczy ,aby się cieszyć tą pierwsza niedzielą Adwentu . U moich córek na południu zima się już rozpanoszyła na całego , dużo śniegu i koło zera w dzień a w nocy mroźno , nasze wnuki mają swoje szaleństwo na śniegu , uwielbiają ten czas spędzać na dworze , do domu wracają zmarznięci i to jest dla nich zdrowe . U nas jeszcze nie ma zimy , wczoraj trochę popadał śnieg , lecz szybko zniknął , nie ma mrozu dodatnia temperatura, a w nocy tylko  0 stopni . Dzień mamy jasny, słońce świeci bardzo zamglone , prawie niewidoczne, pewnie się pogoda szykuje do opadów śnieżnych , ale póki co jest ładna spacerowa pogoda . Mój kochany ma już swoje sporty zimowe i ogląda przez cały czas co puszczają na wizji , a ja mam też swoje rozrywki , oprócz czytania , lubię robić skarpetki , i tez swoje programy zaliczam w Tv, ale bez przesady . Wczoraj zrobiliśmy krokiety na obiad , a Marek nawet chciał się napić piwa z soczkiem do tego dania , i mnie do tego skusił , i tak dobrze się poczuliśmy ,że nasza sjesta była autentyczna , to znaczy przespaliśmy 2 godziny mocnego snu . Winda nowa działa znakomicie, i teraz już wszystko gra , mogę jechać do piwnicy po resztę dekoracji na święta , bo jeszcze nie wszystko gotowe . Najważniejsze,że nasze zdrowie pozwala nam funkcjonować , na miarę naszych potrzeb, a one na dwie osoby nie są zbyt wielkie , pewnie ,że na święta zawsze jest trochę więcej roboty, ale stopniowo damy z tym radę. I tak nam poleci ten czas grudniowy do świąt , a potem Nowy Rok i dalej do wiosny , na wszystko przyjdzie pora . Koniec na dzisiaj , to wystarczy , pozdrawiam, do usłyszenia ...

piątek, 9 listopada 2012

Melancholia

Melancholia , to słowo pasuje do tych jesiennych listopadowych dni , lubię takie refleksje , patrzeć i obserwować przyrodę , i chwytać wszystkie zmiany w wyglądzie otaczających mnie obrazów . Minęły już 3 tygodnie od naszego powrotu od córek , jesień obserwuję codziennie z naszych okien i w czasie naszych spacerów , muszę stwierdzić , że w pewnym sensie ta pora roku mnie cieszy , wabi i nigdy nie mam dosyć patrzenia na te zmieniające się kolory liści na drzewach . Każdego dnia są inne , i coraz ich mniej na gałęziach drzew a coraz większy ściele się kobierzec pod naszymi nogami . Przyjdzie wreszcie dzień , kiedy drzewa pozostaną gołe i do mojej obserwacji pozostanie niebo i ptaki za oknem , ale póki co , napawam się jeszcze tym pięknem , bo nasza brzoza przed oknem szarpana bez litości przez huraganowe wiatry przez ostatnie dnie , nie pogubiła swych liści , ale ich kolory zmieniają się w szybkim tempie , a pozostałe w tle drzewa również fascynują swymi kolorami . Jeszcze jest dobra widoczność , dnie są szare ,ale przez te najróżniejsze kolory nie jest smutno , jest na czym zawiesić spojrzenie , oczy odpoczywają , choć słońce się skryło , nieraz się pojawi , ale  na krótko , bo wiatr pędzi nieustannie następne chmury , i niebo co rusz to inne . Dodatkowo jest udana pogoda ,bo nie ma jesiennych deszczów , to one sprawiają ,że jesień jest wtedy smutna , bo nawet w deszcz spacery nie cieszą , więc na razie jest sucho i chodzenie nie sprawia kłopotów . Zaczynam już moje prace domowe , umyłam jedno okno w sypialni , z czego mocno się cieszę , ale niestety na tym robota stanęła ,bo na drugi dzień nie czułam już chęci do takich wyczynów , ale spokojnie , mamy weekend , więc bez przesady z pracami domowymi , od poniedziałku jest następny tydzień , to moja robota ruszy od nowa , a tym czasem robię przecież skarpetki , to też jest zajęcie godne babci w moim wieku .Codziennie rozmawiam z moimi córkami , to jest dla mnie konieczne, bo chcę uczestniczyć w ich codziennym życiu , służyć radą , dobrym słowem czy pocieszyć w chwilach słabości , co każdy z nas ma prawo odczuwać , to wszystko co przynosi nam codzienne życie , chcę być z nimi i to właśnie robię rozmawiając z nimi codziennie . Na dzisiaj koniec mojego układania myśli  i pisanie tego w blogu , do miłego następnego odezwania się , pa..pa.. pozdrawiam was moi mili ...

poniedziałek, 5 listopada 2012

Powoli

Jesienne widoki za oknem czarują , pogoda nie jest wymarzona , ale spacery są dla nas konieczne i udane , nie pada i jest jeszcze spokojnie , więc chodzimy codziennie do miasta . Dzisiaj bez windy , nie jest źle , nie mieliśmy dużych zakupów , więc szło wytrzymać . poszliśmy po naszą gazetę Angora , bo ją lubimy czytać , jest w niej wszystko , poza tym z wiadomościami z kraju i ze świata jesteśmy na bieżąco , oglądając naszą stację w TV . Marek nakupował w Polsce sporo książek swoich ulubionych autorów i raczej mu się nie nudzi , mnie też nie , prawie codziennie rozmawiam z Córkami , wczoraj zadzwonił też Szymon , pochwalił się,że zrobił certyfikat na wspinanie się na wysokie drzewa w celu ścinania gałęzi , lub ich likwidacji . Tę umiejętność i zezwolenie potrzebował do swego ogrodniczego wykształcenia , w przyszłości i już teraz może zarabiać dodatkowo , jak będzie miał zlecenie . Ja jeszcze nie szaleję w mieszkaniu , a powinnam brać się za robotę, mycie okien i sprzątanie , czekam na lepsze chęci , bo na razie odpoczywam, po naszych wyprawach do miasta , zabiera nam to więcej , jak 2 godziny na nogach i jestem potem zmęczona . Mam inną robotę siedzącą , robię skarpetki na drutach , prosiła mnie o to Karina , zabrałam od niej wełnę i robię , zawsze lubiłam prace ręczne , przy tym odpoczywam , a zawsze sumienie spokojne ,że przecież nie próżnuję . Wieczorem oglądam filmy niemieckie lub czytam w naszej sypialni , bo to co ogląda Marek w polskiej TV, mnie nie interesuje , mam Tv i tez znajduję ładne filmy lub inne programy rozrywkowe niemieckie .I tak powoli idzie naprzód do Gwiazdki , do Piotra do Japonii wysyłam dla nich świąteczną paczkę do 10 kg robię to każdego roku , chociaż jest to dla mnie niełatwe zadanie , ponieważ robię to już przez dwa tygodnie i pod koniec  listopada muszę ją wysłać , aby ją otrzymali jeszcze przed świętami , to działam powoli i mam przez to lżej . Cieszy mnie to ,że mogę tym  sprawić radość  mojej Rodzinie w dalekiej Japonii i jest fajnie ,że jest taka możliwość pocztą lotniczą , paczka dochodzi na 11 -sty dzień , a najdłużej do 2 tygodni . My na święta siedzimy w Berlinie , wybiera się do nas wnuk Szymon , już wiele ostatnich lat świętuje z nami , co zawsze daje nam dużo radości , a najwięcej cieszy to, ze mamy gościa i nie jesteśmy sami . Takie świętowanie w zupełności nam odpowiada , nie musimy donikąd się spieszyć, nie czekają nas żadne podróże , kiedy jest zima w pełni, i w swoim domku czujemy się bardzo dobrze . Najważniejsze jest dla nas zdrowie, od tego zależy , jak nam wypadną święta , ale nie będzie niespodzianek , wszystko jak każdego roku nam się powinno udać . Jak na razie jest z nami klawo, aby tak dalej , do miłego i pozdrawiam moich Przyjaciół , do miłego....

niedziela, 28 października 2012

C.d. u Kariny

Sporo pozaprawiałam w tym roku czereśni w Polsce , ale wiele nie dało się przetransportować , chociaż mam jeszcze je w Berlinie , to w paczce tego nie mogę przesłać, bo są w stanie płynnym . Ja z Markiem mieliśmy dużo radości u nich , bo dzieci oczekiwały od nas ,ze ugotujemy im ich ulubione potrawy , które zapamiętały w gościnach u nas . A więc , na pierwszy ogień poszły uszka i czerwony barszcz . Zrobiłam 230 uszek , a Karina dzielnie uczestniczyła w czasie tego procesu wytwarzania , bo zapomniała i teraz koniecznie wszystko robiła z nami , kleiła i gotowała , a około 60 sztuk zamroziła w stanie surowym a pozostałe zostały zjedzone z barszczykiem . Do naszego grona dołączył się Sebastian , przyjechał we wtorek do Kariny w gościnę i nasze gotowanie było frajdą dla wszystkich .Aylien jeszcze wieczorem powtórzyła to danie , a Sebastian też sobie nie odpuścił .Do posiłków teraz zasiadało nas 8 osób, tym bardziej nasze gotowanie miało sens. Karina była szczęśliwa ze swoimi Rodzicami w kuchni [Monika tak samo , chociaż o tym nie wspomniałam w blogu, gdy pisałam o niej ], czemu dala wyraz mówiąc do nas przez łzy- "nareszcie mam  Rodziców  pod swoim dachem ",  łzy wzruszenia nie pozwoliły jej na więcej słów . Codziennie wydobywała ze swojej zamrażalki mięso, które nakupowała , gdy stosowała dietę tylko mięsną , którą polecił jej nasz Piotr. Z tego powodu były codziennie inne posiłki , nasz kapuśniaczek z kaszą pęczak był zjedzony w tym samym dniu , ponieważ Aylien , co rusz odgrzewała sobie następne porcie. Na zakupy pojechaliśmy do Netto -4 km . od nich , Daniel kupił na życzenie mielone , świeże mięsko na gołąbki . Marek zrobił ich w wielkim garnku tak wiele, że nie dali rady ich zjeść i Karina resztę zamroziła .Na koniec zupa pomidorowa z ich zbiorów w ogrodzie  dopełniła reszty naszego gotowania. Marek , oczywiście wyciągnął nas na grzyby , ale w tym lesie , gdzie chodziliśmy nie było grzybów , natomiast obok ich domu w gaiku sąsiada , nazbierali nawet prawdziwki i podgrzybki ,że Karina skorzystała z tego zbioru, bo Marek je nasuszył do jej domowego użytku . Przez te 5 dni wszystko się dokonało , gotowanie , grzybobranie . Karina również codziennie musiała piec naleśniki , bo Samuel nie raczył się dołączyć do naszych uczt obiadowych . Sam wyciągał i ustawiał produkty potrzebne a potem zapraszał Karinę do pieczenia . Było jej przykro ,ze tak dobrych obiadów nie chciał z nami jeść , raz nawet się rozpłakała , bo tak namacalnie to przeżyła , że Samuel jest inny . Pocieszyłam ją ,że Moniki Alina  [6 lat ] , też nie jadała z nami wszystko co gotowaliśmy , zupy nie jada wcale , warzywa i jarzyny tez nie chce jeść , tylko ziemniaki tłuczone ze śmietaną może nawet jeść codziennie i to jej się nie znudzi , Mięsko zje , i same ziemniaki , kiełbaski z grilla . Monikę też  to martwi,że jest taki ubogi jej jadłospis . Nam u Kariny kuchnia pasowała , bo jedli wszyscy oprócz Samuela , u Moniki inaczej z powodu tych dwoje Aliny i Jonasa , Sara jadła z nami wszystko, uwielbiała dziadka zupki , tak jak dawniej , Frido jadł z nami wszystko i nie robił problemów . I wreszcie w Piątek przyszedł nasz dzień wyjazdu , Sebastian znalazł nam w Internecie transport autem , jechał Niemiec pracujący w Kulbach , wracał na weekend do żony w Berlinie . Na naszą prośbę ,żeby nas zabrał spod domu Kariny przystał i za niewielką  dopłatą podroż do samego domu była załatwiona . O godz. 15 oczekiwaliśmy na nasza podróż do Berlina pod domem Kariny , pogoda słoneczna , ciepła , niespodziewanie wróciło lato, musieliśmy się przebierać . Pożegnanie było wesołe , ale tez bardzo tkliwe, łezki nam się kręciły, wnuki tuliły się do nas i miały smutne minki. Karina stała z Samuelem na rekach, zegnała nas wzruszona , a Daniel , tak mocno mnie wyściskał i wykołysał,że zakręciło mi się od tego w głowie .Ruszyliśmy , podróż trwała 5 i pół godziny z powodu zatorów na drodze , zator miał 11 km. , nasz kierowca ominął ten odcinek , zrobił objazd 20 km. i znaleźliśmy się na początku kolumny. Następny korek był   w samym Berlinie , nasz pan wyleciał z tego sobie znanymi drogami , i wiele skrócił przez to naszą jazdę, a sam szybciej chciał być w domu na kolacji . Powiedział nam ,że w listopadzie nie będzie robót drogowych i taką  trasę pokona w ciągu 2-3 godzin . Do domu weszliśmy szczęśliwi , że wszystko dobrze się skończyło i urlop był dla nas bardzo udany.

U Kariny

Nasz plan wyjazdu do Kariny uległ zmianie, ponieważ nawaliło im auto, mogą robić tylko krótkie trasy zakupowe.Po przejechaniu 4-5 km. Daniel musi dolewać wodę , podobno awaria pompki. Wobec tego Monika zaraz szukała dla nas transport autem , i wyjazd nasz zamiast 13.10 w sobotę , nastąpił w niedzielę 14.10. A miało być piękne spotkanie w większym gronie , no trudno, Oni zawsze mogą się spotkać w innym terminie a nasz wyjazd na tym nie ucierpiał , i tak był udany. O godz. 15 Frido zawiózł nas do umówionego miejsca , przywitał nas bardzo przyjemny młody Niemiec , zapakował nasze kofry i wio... Mieliśmy jakieś szczęście do ludzi , co mówili w języku polskim , bo z Berlina ten gość mówił do nas po polsku [urodził się w Berlinie ] , nauczył go tego ojciec Polak , i ta podróż do Kariny również była dla nas miła , że ten Niemiec mówił niewiele w naszym języku , [ma żonę z Polski ] . Trasa nasza była o wiele krótsza i mijające obrazy widoczne z okien auta , urzekały nas swym pięknem , w dużej mierze przyczyniła się do tego kolorystyka jesieni , okolice całkowicie odmienne od tych , z którymi spotykamy się jadąc do Polski . Zajechaliśmy do Bayreuth , i zaraz szedł do nas Daniel , a za nim ich znajoma Czeszka Helena, mieszkająca 30 lat w Niemczech. Wysportowana silna kobieta , sama zaniosła najcięższą torbę do swojego auta . Jechaliśmy jeszcze  20 min i o godz. 17.45, dotarliśmy do ich domu na Schodlas . Podziękowałam Pani Helenie za pomoc , [Ona ma córkę Helenę , która chodzi do jednej klasy z Aylien ] . I tak samo jak u Moniki , czekała i witała nas Karina z Rodziną , długo oczekiwane spotkanie się spełniło . Wybiegli wszyscy nas powitać , atmosfera ogromnego wzruszenia udzieliła się wszystkim , przytulania i buziaczki , nawet Samuel hojnie obdarował nas całuskami . W tym momencie nie czuło się ,że ostatnie nasze widzenie było grubo ponad dwa lata w lutym 2010 r. przed naszym wyjazdem z Bremen do Berlina . Elisabeth w tym roku gościła w Polsce , nie zaskoczyła nas swym wyglądem , i wiemy ,ze wyrosła na ładną panienkę . Natomiast nasza kochana Karinka tuliła się do nas , nawet jej dodatkowe fałdki w niczym nie zmieniły naszej czułości , tak mocna była nasza wzajemna tęsknota ,że długo trzymało nas wzruszenie w gardle , a mówienie odzyskaliśmy po długiej przerwie . Takie momenty zapamiętuje się na całe życie , bo są niecodzienne , i pewnie będą coraz rzadsze z uwagi na nasz wiek . Jednak nie pragnę żadnych zmian, tak , jak teraz , niech będzie każdego roku , jak tylko zdrowie pozwoli nam się odwiedzać. Aylien mocno do mnie przylgnęła , miałam odczucie ,że bardzo oczekiwała naszej bytności , nie zapomniała Dziadków , i naszego wspólnego życia w Bremen. Gdy Marek był jeszcze zdrowy , mogłam na tydzień go zostawić , zabierali mnie do Uthlede do wnuków , było dużo wzajemnej radości w tych moich pobytach u nich . W obecnej gościnie u nich wszyscy czegoś od nas oczekiwali , i nie zapomnieliśmy o tym . Dla Dzieci były niespodzianki , drobne prezenty , ale Samuel nie poprzestał na tym , co dostał , bo jeszcze poszukiwał w naszych torbach coś dla Siebie , uspokoił się dopiero , jak tam nic nie znalazł i dał sobie spokój z naszymi walizkami . Zawieźliśmy im czereśnie w słoikach , które zabrałam z Rumi . Robiłam je z myślą o wnukach , z tego są fajne desery z galaretek polskich . Czereśnie gotowałam z cukrem , bez żelatyny , do tego deseru rozpuszczam żelatynę w mniejszej ilości wody , potem łączę pół na pół z czereśniami . Pokazałam Elisabeth i Aylien , jak maja robić ten deser i wczoraj Karina zdradziła mi  ,że robiły go codziennie dla wszystkich domowników i po czereśniach nie ma już śladu . Mam jeszcze sporo do napisania i otworze następny post.

poniedziałek, 22 października 2012

Powroty

Minął miesiąc od mojego ostatniego pisania w Rumi . Wszystkie nasze plany dotyczące dalszego urlopu się powiodły , zdrowie , pogoda , rzecz jasna , że humory również . Z pewnością nie byłoby to takie radosne bez pomocy ze strony Szymona , Przyjeżdża do Rumi , pomaga nam w noszeniu naszych ciężkich bagaży do auta , odbywa się to wszystko bez nerwów , tym razem znowu udało nam się wszystko zabrać. Zawsze jest tego więcej , bo w ostatniej chwili nasze dzieci mają prośby i tym samym bagaż się powiększa. Podróż do Berlina była bez niespodzianek , i bez opóźnienia , ponieważ niedziela jest lepsza do jazdy autem , nie ma na szosie aut ciężarowych . Najważniejsze ,że w domu było wszystko w porządku , zaraz podłączyłam antenę do TV, i Internet i wszystko grało , poza tym nie czuliśmy zmęczenia , wszystko ponosił Szymon ,[ dobrze ,że jest winda] . Szybko się z nami pożegnał i odjechał w dalszą drogę , na południe , blisko miasta Lindau , koło granicy Austrii , tam teraz mieszka i pracuje . Od poniedziałku szykowaliśmy się do dalszej podróży , Monika znalazła dla nas transport autem w Internecie , i w piątek wyruszyliśmy spod samego domu do Fuldy , gdzie wieczorem odebrał nas Frido. Po drodze były roboty drogowe , ale nie powodowały korki w naszej podroży , pora popołudniowa umożliwiła nam podziwianie widoków mijającego krajobrazu , który nas zachwycał zupełnie odmiennym pejzażem . Ta jazda trwała 5 godzin  , z tego jedna przypadła tylko na Berlin . Po dwóch latach mogliśmy się nacieszyć gościną u Moniki z rodziną .Przywitanie było nadzwyczaj wzruszające ,  wnuki wybiegły nam naprzeciw , trzymając w raczkach laurki namalowane dla Dziadków , staliśmy długo w naszych kurtkach , po prostu nas zamurowało , i nie mogliśmy ochłonąć z wrażenia , witając się po kolei w tak serdecznej atmosferze . Dwa lata , niby nie wiele , ale ten czas zostawił zmiany u nas wszystkich , dzieci wiadomo , urosły , ale my starsi nabraliśmy innego wyglądu . Monika zawsze urodziwa, ale siwe włoski w ciemnych mocno się odbijały , co prawda , jest ich bardzo mało , ale dla mnie dla matki zaskoczeniem , zawsze siebie widziałam siwą, ale o moich córkach myślałam,że wiecznie będą młode . Pobyt u nich był dla nas cudowny, dzieci nam okazywały miłość, Sara , Alina i Jonas chętnie chcieli z Dziadkami się bawić i przebywać . Czas w tej rodzinnej miłości uciekał niesamowicie szybko , Tata oczywiście znalazł ogromne grzyby , zdrowe prawdziwki , jeden ważył 700 g a razem cztery 2 kg.wysuszył dla Moniki i jeszcze  dla nas . Dwa razy gościła nas Moniki Teściowa Lisel , kolacja a innym razem kawa pożegnalna . Aliny Urodziny tym razem były w domu, bo się oziębiło , a w przedszkolu odbyły się w innym dniu. Na rocznicę ich ślubu 07.10. zostaliśmy zaproszeni na obiad w lokalu, była tez z nami Lisel , i tu ponownie mieliśmy okazję złożyć im życzenia z okazji ich jubileuszu. W pokoju Sary mieliśmy ciepłe i  wygodne spania , śniadania przeważnie jadaliśmy z nimi , ale często sami , bo mieli swój harmonogram zajęć . Monika zaczyna dzień od 6 rano , zawozi Sarę autem do autobusu szkolnego , potem budzą się mniejsze dzieci, im śniadanie , ubieranie i do przedszkola zawozi ich autem , Po drodze robi zakupy i potem szykuje obiad , i domowe inne zajęcia , jest tego więcej jak dzień długi , bo tez zaprawiała,do słoików czarny bez,   są kurki , i ogród warzywny, ale mały. Obiad w domu o 13 , kiedy dzieci przywozi do domu , Frido ma swoje biuro w domu , i nie traci czasu na dojazdy, jest zawsze obecny . To On z nami jeździł do Fuldy po zakupy , musieliśmy uzupełnić przyprawy do grzybków , które Marek marynował w słoiki , to jego ulubiony przysmak . I tak , w myśl tego , co piękne szybko się kończy , przytrafiło się nam . Monika  znalazła dla nas auto i do Kariny zajechaliśmy szczęśliwie około 18 wieczorem. Do Bayreuth jechaliśmy dwie godziny a stamtąd zabrał nas Daniel do domu do Schodlas .Na tym dzisiaj zakończę mój post, bo pobyt u Kariny opiszę osobno, czyli jutro, no to do miłego pa..pa..

poniedziałek, 17 września 2012

Koniec pobytu

Nie do wiary , sześć miesięcy minęło nam za szybko , ale tak jest zawsze , bo to co miłe szybciej przemija . Lato niezbyt udane, ale pobyt nasz w Rumi zawsze dla nas jest udany , nie ma powodów do narzekania , czas spędzamy fantastycznie i jesteśmy u siebie w domku i mamy przeogromną swobodę w działaniu i umilaniu sobie czasu . Największą radość daje nam to,że zdrowie pozwala nam korzystać z wszystkich możliwych uroków życia , to znaczy ,że możemy się objadać i zajadać to , na co mamy ochotę , wypić trochę  trunków , niezbyt mocnych , tyle dla humoru , wszystkie spotkania ze znajomymi i przyjaciółmi a przede wszystkim z Rodziną , chodzić na własnych nogach , jeździć komunikacja miejska , gdzie nas poniesie tam dokąd mamy ochotę . Ja w domu wszystko daję  radę robić, i teraz mam porządeczek w domku , walizki otwarte i się pakujemy , zakupy porobione , tylko pogoda , jak nadal nam dopisze , no to już prawie będzie fajowo . Nasz kochany Wnuk się dzisiaj właśnie zameldował na moja komórkę , że przyjeżdża po nas w piątek wieczorem , no a nasz wyjazd wypadnie w niedzielę albo w sobotę , mamy ogromna radość z tego powodu, bo dźwiganie naszych walizek coraz mniej nam się udaje, praktycznie już nie mamy do tego sił . No proszę , a takie chwalenie się ,że wszystko robimy sami , ale oprócz noszenia dużych ciężarów , a nasze walizki są przeładowane , więc żarty na bok , to może robić młoda osoba i dlatego nasz kochany Szymon nas w tym wyręcza i daje nam tymi uczynkami dowody miłości i muszę zaznaczyć ,że robi to z wielką troską o nas .Z Berlina czeka nas następna wyprawa  do naszych kochanych córek i ich rodzin , wszyscy nas oczekują z utęsknieniem , a my wreszcie po długim czasie będziemy mogli ich wszystkich  wyściskać i ucałować , najwięcej odczuwamy brak i bliskości naszych wszystkich kochanych wnuczek , ale już blisko jest ten czas, kiedy wszystkich odwiedzimy i się tymi spotkaniami nacieszymy . A potem będziemy robić przygotowania na święta Bożenarodzeniowe , prezenty i inne radości związane z tym okresem świątecznym , i jak zawsze powitamy Nowy rok, chciałabym w tym roku spędzić święta z moimi dziećmi, ale to wszystko będzie zależało od naszej kondycji , a może jednak...no właśnie moje kochane marzenia są zawsze górą, ach jak ja to lubię , no teraz moje gryzmolenie zakończę, i może będzie długa przerwa?

czwartek, 6 września 2012

Dzisiaj

Moje dzisiaj jest codziennie , lecz każdy dzień inny , i ogarnęło mnie lenistwo do mojego pisania , a szkoda , bo działy się nawet ciekawe rzeczy . Wnuczka Elisabeth spędzała wakacje w Polsce , pomieszkiwała u Agaty i u nas , mieliśmy z tego powodu dużo radości , bo nasze wnuczki dają nam zawsze dużo miłości , są dla nas jak promyczki słońca , i jak zostajemy sami , to musimy wyszukiwać w naszych zakamarkach duszy radość życia , co jeszcze ciągle da się wygrzebać . Różne są te radości , nieraz wystarczy ,ze zaświeci słońce , albo spacer z bliską osobą , odwiedziny u Przyjaciół , lub zwykła pogawędka ze spotkaną przypadkowo osobą . Niewiele czasu zostało nam do końca  pobytu i moje codzienne czynności są ściśle związane z naszym wyjazdem , to sprawia ,że jestem więcej niespokojna , bo wiele spraw nie mogę wcześniej pozałatwiać . Ogromną radość mam z powodu czekających mnie spotkań , jutro idziemy do C. Danki na kawę , będzie też Teresa  , a to pewnie nasze ostatnie spotkanie w tak luźnym nastroju , dzisiaj tez byliśmy u niej, oczywiście pyszny Cioci serniczek bardzo nam smakował i jeszcze jutro się na niego załapiemy. A wieczorem Marian porwie nas o 20 wieczorem do Małgosi i tam czeka nas miła gościna , cieszymy się bardzo , bo tego nie możemy oczekiwać w Berlinie , bo po prostu nikogo tam nie mamy . Dzisiaj miałam umówione spotkanie z moją kochaną Przyjaciółką do Gdyni , ale rano źle się  czułam i padał deszcz , co spowodowało ,że zrezygnowałam z tej przyjemności , a potem była słoneczna pogoda . Wczoraj byłam u Marysi C. i powspominałyśmy stare dzieje, pracowałyśmy razem w Rumi w naszej starej Przychodni Zdrowia na Derdowskiego , a poza tym codziennie ją widzę z okna naszej kuchni , jak urzęduje w swoim mieszkaniu . W porze obiadowej poczułam się lepiej i z Markiem skosiliśmy trawę w ogródku, bo pogoda była słoneczna i sucho, dało się radę to zrobić . Teraz idę odpocząć , a Marek ogląda film w Telewizji , tyle na dzisiaj .

niedziela, 22 lipca 2012

Nowy etap

Nowy etap życia w innej oprawie , nie moje życie , ale mojej kochanej Hani . W związku z ich   przeprowadzką moje refleksje muszę przelać na żywo , to jest takie oczywiste . Rozumiem Hanię bardziej może , jak inni , bo kawał długiego czasu byłyśmy nierozłączne , tam odbywały się nasze spotkania , gdy wieczorem rodzinne życie dało nam chwilę oddechu , gdy mogłyśmy naszym zwyczajem przy winku snuć nasze zwierzenia , marzenia czy smutki . Ładowałyśmy nasze  akumulatory , aby stawić czoła  do następnych starć życiowych , udawało  nam się zachować naszą wesołość i pogodę ducha , a nigdy, a to przenigdy nie było miejsca na nudy , poprzez całe nasze życie nie pokłóciłyśmy się . I dlatego , jak wczoraj Hanka chciała się ze mną zobaczyć , zwykle o tej porze raczej wracałam od nich, to z chęcią to uczyniłam . Po drodze do niej poczułam ten sam nastrój , który mi towarzyszył w latach młodych, to właśnie wieczorem szłam do Hani na nasze pogaduszki, kiedy dzieci już były w łóżkach a my miałyśmy czas dla siebie . Wiem Haniu ,co przeżywasz , tam odbyło się Twoje najintensywniejsze życie rodzinne , 41 lat mówi za siebie to , tyle czasu tam mieszkałaś , całe życie małżeńskie [ciągle z tym samym mężem ], tam przeżyłaś wszystkie Twoje największe szczęśliwe zdarzenia , tam zostawiasz wszystkie Twoje największe smutki i tragedie , tam miałaś najwięcej siły we wszystkich kolejach swojego losu , tam była Twoja codzienność rzeczywistością , od której nie uciekałaś , przeciwnie , mocno Cie to z tym miejscem związało . Nie sposób wymienić wszystkiego , tyle tego było, po prostu całe życie , ale Haniu , zdałaś to życie z wynikiem celującym, mało kto podołałby tego dokonać , i nic się nie zmieniło , tylko miejsce i osiedle , a to tak niewiele . Decyzja dobra w dobrym czasie , sama dokonałaś wyboru  i masz to szczęście , że sama uwijasz na nowo swoje kochane gniazdko , to jest piękne ,że nie musisz, że nikt Ci tego nie nakazuje , że zdrowie Ci pozwala o wszystko zadbać i pomyśleć i mądrze tym wszystkim zarządzić . Moje wielkie gratulacje i podziw za odwagę , życzę Tobie i Władziowi , takiego samego dobrego życia , jakie było i po prostu na nowym mieszkaniu z pewnością będzie  trochę inaczej, ale to gorąco , które was tam męczyło , tutaj was ominie , bo jak coś, wyjdziecie na powietrze do waszego ogródka i tam możesz oddychać całą piersią , i wszystko zaczynać od początku , czego Wam życzę z  całego serca , zawsze ta sama przyjaciółka, do zobaczenia...

niedziela, 15 lipca 2012

Moj piękny dzień

Tym pięknym dniem były moje Urodziny , 10.07.w całym tego słowa znaczeniu . Z samego rana doznałam ogromnego wzruszenia , na widok ładnej Pani wręczającej mi piękny bukiet czerwonych róż z butelką wina , oraz składającej mi życzenia urodzinowe . Przesyłka z bilecikiem i życzeniami od kochanego syna Piotra z Japonii, Miyuki, Julii i Luny .Miłe niespodzianki zawsze wprowadzają w stan euforii , co mnie się w tym momencie przytrafiło . Potem rozdzwoniły się telefony z życzeniami z Niemiec od córek , Monika z Rodziną , Karina z Rodziną , i mój kochany wnuk Szymon , Wanda z Bremen , Hanka z Danii . Cały czas mój hormon szczęścia buzował , nawet niepewna pogoda nie zepsuła mojego radosnego nastroju. A od pogody zależało , czy moja urodzinowa impreza będzie udana , bo w tym roku zdecydowałam się na garden party . Był moment załamania się , gdy zaczął padać drobny deszczyk , a ogień na rusztach grilla już się palił , ogromne napięcie , czy deszcz się nasili czy przeminie ? Nie dalibyśmy rady z Markiem z całą organizacją tej uroczystości , gdyby nie pomoc mojej Helenki , jest niezawodna , wykazała ogromny hart ducha i siłę w tych wszystkich czynnościach a przede wszystkim dużo sprytu i umiejętnie pokierowała i działała do końca , że goście czuli się usatysfakcjonowani . A ja przygotowałam dwie piosenki i zaśpiewałam przy  akompaniamencie gitary , na której przygrywał Agaty Dominik . Pomysł śpiewania wpadł mi do głowy , gdy na strychu natknęłam się na moje stare nuty z lat panieńskich , kiedy śpiewałam szlagiery tamtych lat . Od tej chwili moja dusza cały czas śpiewała , przygrywałam sobie na pianinie , co mnie uskrzydlało i byłam szczęśliwa . Zwierzyłam się Agacie , ze mam ochotę zaśpiewać moim koleżankom w dniu urodzin , to poparła mnie i Dominik był chętny do naszego występu . Moi kochani goście byli punktualni , i przybyli wszyscy zaproszeni , nikogo nie zabrakło. I stał się cud , wśród tych wszystkich burzowych dni , ten mój dzień był najpiękniejszy , słoneczko na niebie umilało nam wszystkie chwile tego spotkania a moja dusza szalała . I , gdy brat Marka zaczął politykować , znalazłam sposób , aby go zagłuszyć , śpiewałam jeszcze następne piosenki  z naszych młodych lat i moje miłe  kuzyneczki i koleżanki śpiewały do wtóru . Właśnie w ten sposób chciałam przeżyć moje urodziny , wśród kochanych mi osób, a było nas razem 20 , w naszym  uroczym ogródku przy słonecznej pogodzie. Moja natura dała z siebie tyle, co w tamtych latach młodych , gdy śpiewałam dla przyjaciółek i razem z nimi , ten śpiew dał mi tyle szczęścia , ze wróciłam całą sobą do tamtych niezapomnianych wspomnień . I chciało by się znowu śpiewać , jak w piosence Kunickiej , " to były piękne dni , po prostu piękne dni , la...la...la..." . Chciałam tutaj podziękować wszystkim , co brali udział w tym naszym spotkaniu, jak również dziękuję za pomoc w organizowaniu tej imprezy Helenie , Agacie -mojej chrześniaczce , i Dominikowi za cierpliwość , oraz wszystkim gościom za udział i uczestnictwo i wspólną zabawę. Życzę nam  wszystkim dobrego zdrowia i spotkania za rok z tej samej okazji i w tym samym miejscu . Zdjęcia z tego dnia będą wstawiane w następnym post , bo czekam na pomoc Agaty.Do miłego....

środa, 4 lipca 2012

Lipiec

Lato się zaczęło z niezbyt udaną aurą , a miało być tak pięknie , czerwiec z burzami i deszczem , i tak jest do dzisiaj . Czereśnie miały ogromny wysyp , rwanie i zbieranie trwa przez cały czerwiec i pewnie jeszcze przez co najmniej  tydzień będziemy się z tym borykać .Drylowałam i zaprawiałam , jednak w tym roku był problem z rwaniem, bo za wysoko dla Marka i nie pozwalałam na takie ryzykowne wyczyny , ale i tak to robił , bo gniły , i trzeba było szybko działać , a do rwania nie było chętnych .Mniej było tego siedzenia w ogrodzie, bo albo spłoszył nas deszcz, albo było za zimno , i czekamy z utęsknieniem na jakąś stabilną pogodę , jednak jeszcze są zapowiadane burze , więc znowu mokro . Tego lata przyjedzie w sierpniu do Polski wnuczka Elisabeth na dwa tygodnie ,zaprosiła ją Agata i będzie razem z Dominikiem ją gościć i dostarczać dostępnych rozrywek , nas też odwiedzi i u nas pobędzie a potem wyjedzie na resztę wakacji do Ojca do Bremen . Nam czas niesamowicie szybko ucieka i jeszcze trochę i też przyjdzie nam lato w Rumi pożegnać we wrześniu , ale póki co, to lato przed nami , będziemy się nadal cieszyć pobytem na naszych starych śmieciach . W czerwcu miałam przemiłe przeżycie towarzyskie , spotkałam mojego dobrego kolegę z żoną , znajomość ze szkoły podstawowej , do której razem chodziliśmy . Stare dzieje i serdeczne wspomnienia z naszych najlepszych lat młodych kontynuowaliśmy z Rysiem i Kazią w ich domu przy kawie , no a ja z Rysiem częstowaliśmy się jeszcze piwkiem , i to już była mała zaprawa na mecze Euro 2012, bo na tych meczach obowiązkowo musiało być piwko, żeby było jeszcze bardziej po polsku .Piłkę nożną oglądałam przeważnie u Danki, bo w większym gronie jest bardziej bombowo , no i okazja ,żeby ze sobą pobyć . Marek taki sportowiec, ale nie pasjonował się tymi mistrzostwami, bo jego zadowalają tylko mistrzostwa lekkoatletyki , to jego królowa i jest tej dyscyplinie wierny . Te wszystkie  wspaniałe rzeczy już minęły , a potem było przeżycie na smutno , bo zmarł nasz sąsiad Jasio Drwal 23.06. przeżył 69 lat i do końca pracował na Uniwersytecie Gdańskim , pożegnaliśmy go w środę 27.06. na mszy w kościele N.M.P. Wspomożenie Wiernych i potem na cmentarzu Komunalnym w Rumi, gdzie spoczął obok swej Matki ..Miałam okazję pojechać z Zosią i jej mężem ich autem na cmentarz a dla mnie to było miłe spotkanie z Zosią , bo jedno spotkanie z nią było 12.06. w Zosi mieszkaniu , ta rozmowa była nam bardzo potrzebna, bo dawno się nie widziałyśmy . Poza tym odwiedzam moje kuzynki , ale nie tak często , jak w ubiegłych latach , muszę więcej pomagać Markowi i po prostu być w domu . Do Hani też chodzę na nasze pogaduszki , albo Ona do mnie wpadnie do ogrodu , nieraz idziemy w miasto razem po zakupy , a teraz dwa tygodnie wyjechała z Władziem do sanatorium , ale już 06.07.wracają .Jeszcze czeka mnie wyprawianie moich Urodzin 10.07. planuję garden party , i znowu przed nami piękny czas , zabawa wśród kochanych mi osób , co nigdy mi się nie znudzi, bo uwielbiam takie spotkania , aby tylko pogoda dopisała , a reszta musi wypaść dobrze . Helenka  służy mi radą i pomocą , co bardzo doceniam, bo nie mam tyle siły, żeby wszystko ogarnąć . Agata obiecała  nagrać na kamerę , a potem coś   wstawimy do bloga . Na tym dzisiaj zakończę mój sprawozdawczy post .

sobota, 9 czerwca 2012

Euro 2012

Mistrzostwa piłki nożnej rozpoczęte wczoraj , nie spodziewałam się , że te wydarzenia dostarczą nam tyle niesamowitych emocji ,w związku z tym , nie mogę tego przemilczeć i przejść do porządku dziennego. Polska drużyna grała z Grecją i zremisowali 1:1, ale i tak było dużo radochy i szał na Narodowym , gdy udało się naszym wbić pierwszego gola . mecz leciał i przebiegał w ogromnej huśtawce nastrojowej do końca . Tym ,że pierwszy raz w dziejach mistrzostw piłki nożnej bramkarz wylatuje z boiska , w wyniku tego jest rzut karny , który został obroniony przez bramkarza , co dopiero wszedł na boisko , koszmar , na szczęście w ostatnich minutach nie doszło do przegranej . Pewnie,że kibice czuli się zawiedzeni, bo początek meczu dostarczył tyle wiary w powodzenie do końca , ale tak jest w sporcie , raz u góry i raz na dole , i nie ma pewności wygranej . Mecz Rosji z Czechami dał nam możliwość podziwiania gry doskonałej i fantastycznej , chwilami oczy nie nadążały za piłką , gracze śmigali po całym boisku w szalonym tańcu za piłką , trudno niekiedy było złapać ich rytm i tempo , odnosiło się wrażenie , że wszyscy gracze dawali z siebie absolutnie wszystko , i to właśnie wszystko razem było niesamowite . Jestem dumna z Polski , za całość organizacji co zostało zrobione w tych przygotowaniach , nasi zagraniczni goście sypią pochwałami dla Polski, że jest świetnie przygotowana , uroczysta i piękna , takiej Polski nie mielibyśmy szans pokazać całemu światu, gdyby nie te mistrzostwa piłki nożnej . Nasze piękne stadiony , nowe autostrady oraz zajezdnie i hotele , to wszystko dla gości oczekuje w najlepszej klasie , nowoczesne i dostępne . Mamy z czego się cieszyć , bo w krótkim czasie dokonali tego Polacy, każde miasto dało z siebie wszystko , pewnie ,ze krytykujących  nie zabraknie , ale to nam nie zabierze radości i przeżyć, co teraz oczekujemy w dalszej grze poszczególnych grup w Europie . Nasza drużyna ma słabe szanse z Rosją , ale to też musimy przeżyć w pozytywny sposób, bo grając z tak silna drużyną , maja okazję naprawić swoje  słabe punkty , i tez to jest w pewnym sensie zaszczyt . Wszystkie wzloty i upadki w tej grze Euro 2012 jeszcze przed nami , wszystko będzie się zmieniać , jak w kalejdoskopie , ale niewątpliwie jest pewność , że emocji i to bardzo silnych podczas tych mistrzostw nam nie zabraknie , wszystkim nam przysporzy wiele przeżyć w Rodzinie i wśród znajomych , a najwięcej na ulicy , gdzie zaakcentowane są wystawy sklepów i domów, pojazdy i wszystko co się rusza . Wczoraj na Narodowym w Warszawie , było tyle polskości , kibice dali z siebie wszystko i takie tłumy w jednym miejscu chyba długo nie będziemy mieli okazji oglądać, to co się dzieje w Polsce teraz jest niepowtarzalne i jedyne w swoim rodzaju , bierzemy wszyscy w tym udział i to właśnie jest piękne.