niedziela, 28 października 2012

U Kariny

Nasz plan wyjazdu do Kariny uległ zmianie, ponieważ nawaliło im auto, mogą robić tylko krótkie trasy zakupowe.Po przejechaniu 4-5 km. Daniel musi dolewać wodę , podobno awaria pompki. Wobec tego Monika zaraz szukała dla nas transport autem , i wyjazd nasz zamiast 13.10 w sobotę , nastąpił w niedzielę 14.10. A miało być piękne spotkanie w większym gronie , no trudno, Oni zawsze mogą się spotkać w innym terminie a nasz wyjazd na tym nie ucierpiał , i tak był udany. O godz. 15 Frido zawiózł nas do umówionego miejsca , przywitał nas bardzo przyjemny młody Niemiec , zapakował nasze kofry i wio... Mieliśmy jakieś szczęście do ludzi , co mówili w języku polskim , bo z Berlina ten gość mówił do nas po polsku [urodził się w Berlinie ] , nauczył go tego ojciec Polak , i ta podróż do Kariny również była dla nas miła , że ten Niemiec mówił niewiele w naszym języku , [ma żonę z Polski ] . Trasa nasza była o wiele krótsza i mijające obrazy widoczne z okien auta , urzekały nas swym pięknem , w dużej mierze przyczyniła się do tego kolorystyka jesieni , okolice całkowicie odmienne od tych , z którymi spotykamy się jadąc do Polski . Zajechaliśmy do Bayreuth , i zaraz szedł do nas Daniel , a za nim ich znajoma Czeszka Helena, mieszkająca 30 lat w Niemczech. Wysportowana silna kobieta , sama zaniosła najcięższą torbę do swojego auta . Jechaliśmy jeszcze  20 min i o godz. 17.45, dotarliśmy do ich domu na Schodlas . Podziękowałam Pani Helenie za pomoc , [Ona ma córkę Helenę , która chodzi do jednej klasy z Aylien ] . I tak samo jak u Moniki , czekała i witała nas Karina z Rodziną , długo oczekiwane spotkanie się spełniło . Wybiegli wszyscy nas powitać , atmosfera ogromnego wzruszenia udzieliła się wszystkim , przytulania i buziaczki , nawet Samuel hojnie obdarował nas całuskami . W tym momencie nie czuło się ,że ostatnie nasze widzenie było grubo ponad dwa lata w lutym 2010 r. przed naszym wyjazdem z Bremen do Berlina . Elisabeth w tym roku gościła w Polsce , nie zaskoczyła nas swym wyglądem , i wiemy ,ze wyrosła na ładną panienkę . Natomiast nasza kochana Karinka tuliła się do nas , nawet jej dodatkowe fałdki w niczym nie zmieniły naszej czułości , tak mocna była nasza wzajemna tęsknota ,że długo trzymało nas wzruszenie w gardle , a mówienie odzyskaliśmy po długiej przerwie . Takie momenty zapamiętuje się na całe życie , bo są niecodzienne , i pewnie będą coraz rzadsze z uwagi na nasz wiek . Jednak nie pragnę żadnych zmian, tak , jak teraz , niech będzie każdego roku , jak tylko zdrowie pozwoli nam się odwiedzać. Aylien mocno do mnie przylgnęła , miałam odczucie ,że bardzo oczekiwała naszej bytności , nie zapomniała Dziadków , i naszego wspólnego życia w Bremen. Gdy Marek był jeszcze zdrowy , mogłam na tydzień go zostawić , zabierali mnie do Uthlede do wnuków , było dużo wzajemnej radości w tych moich pobytach u nich . W obecnej gościnie u nich wszyscy czegoś od nas oczekiwali , i nie zapomnieliśmy o tym . Dla Dzieci były niespodzianki , drobne prezenty , ale Samuel nie poprzestał na tym , co dostał , bo jeszcze poszukiwał w naszych torbach coś dla Siebie , uspokoił się dopiero , jak tam nic nie znalazł i dał sobie spokój z naszymi walizkami . Zawieźliśmy im czereśnie w słoikach , które zabrałam z Rumi . Robiłam je z myślą o wnukach , z tego są fajne desery z galaretek polskich . Czereśnie gotowałam z cukrem , bez żelatyny , do tego deseru rozpuszczam żelatynę w mniejszej ilości wody , potem łączę pół na pół z czereśniami . Pokazałam Elisabeth i Aylien , jak maja robić ten deser i wczoraj Karina zdradziła mi  ,że robiły go codziennie dla wszystkich domowników i po czereśniach nie ma już śladu . Mam jeszcze sporo do napisania i otworze następny post.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz