niedziela, 28 października 2012

C.d. u Kariny

Sporo pozaprawiałam w tym roku czereśni w Polsce , ale wiele nie dało się przetransportować , chociaż mam jeszcze je w Berlinie , to w paczce tego nie mogę przesłać, bo są w stanie płynnym . Ja z Markiem mieliśmy dużo radości u nich , bo dzieci oczekiwały od nas ,ze ugotujemy im ich ulubione potrawy , które zapamiętały w gościnach u nas . A więc , na pierwszy ogień poszły uszka i czerwony barszcz . Zrobiłam 230 uszek , a Karina dzielnie uczestniczyła w czasie tego procesu wytwarzania , bo zapomniała i teraz koniecznie wszystko robiła z nami , kleiła i gotowała , a około 60 sztuk zamroziła w stanie surowym a pozostałe zostały zjedzone z barszczykiem . Do naszego grona dołączył się Sebastian , przyjechał we wtorek do Kariny w gościnę i nasze gotowanie było frajdą dla wszystkich .Aylien jeszcze wieczorem powtórzyła to danie , a Sebastian też sobie nie odpuścił .Do posiłków teraz zasiadało nas 8 osób, tym bardziej nasze gotowanie miało sens. Karina była szczęśliwa ze swoimi Rodzicami w kuchni [Monika tak samo , chociaż o tym nie wspomniałam w blogu, gdy pisałam o niej ], czemu dala wyraz mówiąc do nas przez łzy- "nareszcie mam  Rodziców  pod swoim dachem ",  łzy wzruszenia nie pozwoliły jej na więcej słów . Codziennie wydobywała ze swojej zamrażalki mięso, które nakupowała , gdy stosowała dietę tylko mięsną , którą polecił jej nasz Piotr. Z tego powodu były codziennie inne posiłki , nasz kapuśniaczek z kaszą pęczak był zjedzony w tym samym dniu , ponieważ Aylien , co rusz odgrzewała sobie następne porcie. Na zakupy pojechaliśmy do Netto -4 km . od nich , Daniel kupił na życzenie mielone , świeże mięsko na gołąbki . Marek zrobił ich w wielkim garnku tak wiele, że nie dali rady ich zjeść i Karina resztę zamroziła .Na koniec zupa pomidorowa z ich zbiorów w ogrodzie  dopełniła reszty naszego gotowania. Marek , oczywiście wyciągnął nas na grzyby , ale w tym lesie , gdzie chodziliśmy nie było grzybów , natomiast obok ich domu w gaiku sąsiada , nazbierali nawet prawdziwki i podgrzybki ,że Karina skorzystała z tego zbioru, bo Marek je nasuszył do jej domowego użytku . Przez te 5 dni wszystko się dokonało , gotowanie , grzybobranie . Karina również codziennie musiała piec naleśniki , bo Samuel nie raczył się dołączyć do naszych uczt obiadowych . Sam wyciągał i ustawiał produkty potrzebne a potem zapraszał Karinę do pieczenia . Było jej przykro ,ze tak dobrych obiadów nie chciał z nami jeść , raz nawet się rozpłakała , bo tak namacalnie to przeżyła , że Samuel jest inny . Pocieszyłam ją ,że Moniki Alina  [6 lat ] , też nie jadała z nami wszystko co gotowaliśmy , zupy nie jada wcale , warzywa i jarzyny tez nie chce jeść , tylko ziemniaki tłuczone ze śmietaną może nawet jeść codziennie i to jej się nie znudzi , Mięsko zje , i same ziemniaki , kiełbaski z grilla . Monikę też  to martwi,że jest taki ubogi jej jadłospis . Nam u Kariny kuchnia pasowała , bo jedli wszyscy oprócz Samuela , u Moniki inaczej z powodu tych dwoje Aliny i Jonasa , Sara jadła z nami wszystko, uwielbiała dziadka zupki , tak jak dawniej , Frido jadł z nami wszystko i nie robił problemów . I wreszcie w Piątek przyszedł nasz dzień wyjazdu , Sebastian znalazł nam w Internecie transport autem , jechał Niemiec pracujący w Kulbach , wracał na weekend do żony w Berlinie . Na naszą prośbę ,żeby nas zabrał spod domu Kariny przystał i za niewielką  dopłatą podroż do samego domu była załatwiona . O godz. 15 oczekiwaliśmy na nasza podróż do Berlina pod domem Kariny , pogoda słoneczna , ciepła , niespodziewanie wróciło lato, musieliśmy się przebierać . Pożegnanie było wesołe , ale tez bardzo tkliwe, łezki nam się kręciły, wnuki tuliły się do nas i miały smutne minki. Karina stała z Samuelem na rekach, zegnała nas wzruszona , a Daniel , tak mocno mnie wyściskał i wykołysał,że zakręciło mi się od tego w głowie .Ruszyliśmy , podróż trwała 5 i pół godziny z powodu zatorów na drodze , zator miał 11 km. , nasz kierowca ominął ten odcinek , zrobił objazd 20 km. i znaleźliśmy się na początku kolumny. Następny korek był   w samym Berlinie , nasz pan wyleciał z tego sobie znanymi drogami , i wiele skrócił przez to naszą jazdę, a sam szybciej chciał być w domu na kolacji . Powiedział nam ,że w listopadzie nie będzie robót drogowych i taką  trasę pokona w ciągu 2-3 godzin . Do domu weszliśmy szczęśliwi , że wszystko dobrze się skończyło i urlop był dla nas bardzo udany.

1 komentarz:

  1. No wszystko przeczytałem, Super wrażenia. Dzięki
    pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń