poniedziałek, 14 września 2009

Jakoś idzie

Dzisiaj od rana jest ładna pogoda, słonecznie i ciepło, lecz popołudniu padało dość mocno, a potem znowu słoneczko zaświeciło, i przez cały dzień 20 stopni, w taką pogodę mam chęć do roboty, i sporo jej dzisiaj odwaliłam, oczywiście nie przesadzam, przyjemności też trzeba zaliczyć, to była kawka i ciasto ze śliwkami ,co wczoraj upiekłam i do tego 2 kieliszki likieru wiśniowego i siadam do pisania na kompa. Brakuje mi bardzo tych moich kumpelek i te gadki z nimi, ale wczoraj miałam piękny dzień, przyjechała Karina z rodziną a długo już ich nie gościłam u siebie, więc było z dziećmi gwarno i radośnie. Samuel od razu się rozbiera, i siada w kuchni przy stole i czeka , ale my sie upominamy o buśki, więc podchodzi do Dziadka a ja się też zaraz przytulam i On nas całuje, a potem się wyciera rękawem, tak robi wiele dzieci, coś w tym jest, dalej czeka przy stole na Dziadka zupkę, Ajlin też, oczywiście wszyscy się czestują, bo im obiecalam ,że będzie fasolówka.Rodzinka też nas obdarowała, dostaliśmy sok z czarnego bzu do herbatki, albo tak do picia, świetny na jesienne słoty, ten jednak bedzie wypity wnet, nie doczeka się jesieni, Dziadek codziennie herbatkuje a ja też, i ten likier wiśniowy też nam przywieżli no i ciastka z prywatnej firmowej cukierni, z owocami i galaretką i do tego bita śmietana, mniam ,mniam....ha...ha... i dupka rośnie, ale jakoś już nam waga nie idzie w górę, to znak ,że jeszcze nie jest tak żle.Ich wizyty są zawsze krótkie, nie zdążymy sobie wiele opowiedzieć, mały za mocno rozrabia , to znaczy zaczyna się nudzić i stoi przy drzwiach to znak ,że trzeba jechac , zawsze jednak jest za krótko. Unas nie ma tej przestrzeni w metrach, jest mało do biegania i oglądania , a u siebie może wybiegać do ogrodu i się wyskakać. Resztę mojej rolady dałam im do domu, bo Betti mnie prosila , idzie na party z dziewczynkami, więc ją zabierze, zupę fasolową też daliśmy , bo Ajlin smakowała i chciała jeszcze powtórkę. Dzisiejszy obiad i tak robiliśmy z Markiem dla siebie, krokiety , mieliśmy już ugotowane mięsko , tylko zmielić, kapusta kiszona do tego, zrobiłam ciasto do naleśników a Marek smażył i potem zrobił resztę, ja wtym czasie latałam do piwnicy do pralki, bo miałam dzisiaj dzień prania i tak nam dzisiejszy dzień zleciał. Marek odpoczywa przy swoich gazetkach a ja zaczęłam czytać drugi raz książkę mojej ulubionej autorki Danielle Steel - "koniec lata", czytałam to 10 lat temu, i czytam ją jak pierwszy raz , znak ,że zapomniałam już jej treść , to fajnie mam ich bardzo wiele i mogę znowu z zainteresowaniem oddać się tej lekturze, a tak się już martwiłam, że nie mam wty roku nic nowego do czytania. Hania zbiera sagę , ale to już jak na wiosnę zajedziemy dostanę do czytania.Zrobiło się ciemno a jest dopiero godzina 19 , może znowu będzie padać . Na dzisiaj koniec mojego bajdurzenia, bo jeszcze ludzi tym zanudzę, Haniu ,ąle ja tak piszę z myślą o Tobie, bo nie możemy sobie pogadać przez kompa a zadzwonie do ciebie , chyba jutro i dlatego takie sobie słowa smaruję , żebyś znała moje myśli i co robię, tak też może być, przecież w tym co robię nie muszą być jakieś normy, ale błąd mi się nieraz wciśnie , a ja tak już uważam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz