niedziela, 1 listopada 2009

Wspominki - Zaduma

Dzisiaj świętujemy dzień zmarłych , dzień wspomnień o naszych najbliższych i wszystkich nam drogich osób , co odeszli. Podoba mi się to ,że ten dzień przypada na tę porę roku , nasze uduchowienie jakby idzie w parze z naturą , która też jest smutna , i jakby odchodzi w stan spoczynku . Z naszego życia rodzinnego zapamiętałam chodzenie na groby Rodziców , ze strony Matki do Starej Rumi , cmentarz przy kościele Św. Krzyża, lubię odwiedzać te groby również teraz, za każdym moim pobytem w Rumi. W latach młodych chodziliśmy chętnie z dziećmi odwiedzać groby dziadków, były to jedyne groby z naszej Rodziny, gdzie mogliśmy się oddawać zadumie i refleksji , co każdy z nas odczuwa w tym miejscu. Podziwialiśmy zawsze widok cmentarza z daleka, zapalone znicza tworzyły łunę, która tylko w tym dniu się uwidoczniła , całe tłumy ludzi , rodziny z dziećmi wszyscy licznie i wytrwale wędrowali do starej Rumi na cmentarz. Dodatkowo tej wędrówce dodawało uroku to, że wszyscy się po drodze mijali, jedni już wracali a inni dopiero tam zdążali , przy okazji spotykało się znajomych dawno nie widzianych. Były to lata 70-te , kiedy samochody posiadali nieliczni i w związku z tym nasze piesze wędrówki były bezpieczniejsze i z pewnością zdrowsze. Ze strony Ojca mam tez wspomnienia z grobów dziadków, a było to w latach , jak jeszcze byłam z rodzicami, i jednego lata tata zaplanował fajny urlop, popłynęliśmy statkiem rzecznym z Gdańska Wisłą , a w okolicach Modlina zeszliśmy na ląd. Rejs ten i urlop zapamiętałam jako wspaniałe przeżycie, przede wszystkim pogoda dopisała, ja młoda opalona, leżakowałam na pokładzie, Tata zadbał o wszystko, żeby jego panie były zadowolone, i były. W czasie tego pobytu odwiedziłam z Ojcem groby jego Ojców, bardzo stary cmentarz, groby bez pomników , tylko płyty lub na dużym głazie można było odczytać , kto tam spoczywa. Wyglądało to na dzikie i zapomniane miejsce, nie było nowych grobów , znak ,że cmentarz nieczynny. Odwiedziliśmy wszystkich krewnych Taty i jego znajomych z młodych lat, byli to już ludzie starzy i jeszcze tam wszyscy mieszkali w swoich ubogich i skromnych domach. Jeszcze zostało mi wspomnienie związane z dniem umarłych z czasów , gdy mieszkałam w Warszawie , gdzie chodziłam do szkoły medycznej, często odwiedzała mnie siostra mojego taty - Ciocia Helena, mieszkała w Świdrze . Ciotka zaprosiła mnie na dzień wszystkich zmarłych , Ona odwiedzała groby wraz ze znajomymi, to była dla mnie odmiana , bo Oni zawsze zamawiali powóz - bryczkę, mieliśmy szczęście, że pogoda dopisała . Wszystko dla mnie było piękne, jazda powozem , pogoda , jesień prezentowała się fantastycznie , i do końca byłam z tego wyjazdu zadowolona, cmentarz ładny , otulony wspaniałą naturą, stare drzewa , groby i nagrobki odświętnie ubrane i zadbane przez odwiedzających. Warszawa była dla mnie zawsze miastem natłoczonym ludźmi i domami, dlatego chętnie odwiedzałam Ciotkę w Świdrze , gdzie miałam tej zieleni i natury ile dusza zapragnie. Od 1985 roku odwiedzałam pierwszy grób osoby najbliższej, bo odszedł nasz Ojciec , został pochowany na cmentarzu komunalnym w Rumi. Było to dla mnie bardzo smutne przeżycie, pierwsza mi najbliższa osoba odeszla na zawsze, i nic już nie można było zmienić w naszym życiu, a póki żył zawsze miałam nadzieję ,że coś odmieni nasze życie rodzinne , że jest szansa pojednać się , bo tak się porobiło, że wszystko się rozwaliło, po prostu nasze życie rodzinne przestało istnieć. Rodzice kłócili się na tle majątkowym , tak mocno poróżniła ich ta walka ,że się rozwiedli i nastąpił podział ich majątku. Te wszystkie lata robiłam wszystko,żeby rodziców pogodzić , nie udało się , nie pomogły moje piesze pielgrzymki do Częstochowy , modlitwy nieustanne i wiele następnych pielgrzymek pociągiem do Sanktuarium Maryji, pomogły tylko mnie, przetrwać ten ciężki okres życia rozpadającej się Rodziny, pomogły mi przez te wszystkie lata żyć , i być ze swoją własną rodziną , która też była w takich warunkach narażona na rozpad. Pogrzeb Ojca tak mocno przeżyłam ,jego przebieg i koniec , że nigdy w życiu nie chciałam już więcej czegos takiego przeżyć . Od początku zadziałala pazerność mojej bratowej Ireny, Ludwika żony , to było coś nienormalnego , wraz ze swoim Ojczymem samochodem gonili po wszystkich urzędach i załatwiali pogrzeb i o wszystkim sami decydowali , jakby mój Ojciec nie miał dzieci a żona , moja matka żyła i nie sprzeciwiła się. Ja w moim bólu pogrążona nie myślałam o niczym , tylko ogromny żal ściskał mi serce, że nie mogłam Ojca uratować, może były jakieś szanse. Wracałam z kolejnej mojej pielgrzymki z Częstochowy i nie zastałam juz Ojca w domu, leżał po wylewie w szpitalu, zabrało go pogotowie. Okoliczności jego zachorowania były dla niego bez szans, leżał na podłodze, ponad dobę a może dłużej , pukał cały czas w podłogę, był zamknięty na klucz w pokoju , matka się nie chciała włamywać, podobno jak już ojciec nie pukał ,to dopiero zgłósili na milicję, że trzeba otworzyć, bo coś mu się stało- odmówili -powiedzieli , jesteście najbliższą Rodzina , to wy musicie otworzyć. potem jeszcze prosili pogotowie ratunkowei też powiedzieli,że nie udzielają pomocy przy zamkniętych drzwiach. Po długim dopiero czasie Jankowski - zięć brata Ludwika dostał się do pokoju Ojca ,wchodząc po strażackiej drabinie. Ojciec jeszcze żyl, szybko pojechalam do szpitala z Ireną , to odzyskał na chwilę przytomność, ale niestety z powodu AFAZJI, mowa jego to juz tylko bełkot. Byłam w szoku , patrzyłam na mojego Ojca jak umiera a dotykałam go i byłam blisko ,widział mnie i cieszyłam się ,żę mnie poznaje, ale Iren cały czas tak się zachowywala, jakby to Ona była jego córką, co jest w tej kobiecie ,że wbrew naturze chciala stawić czoło, przecież , to nie był jej Ojciec . Jeszcze poszłam do doktor pytać , ale wiedziałam ,żę jest za póżno , pytala mnie dlaczego ojciec ma takie rany , był pobity? powiedziałam leżał długo na podłodze a to był lipiec i nastąpiły odparzenia. poszłyśmy z Mamą do księdza zamówić mszę o lekką śmierć, co nastąpiło nocą i rano już msza była odprawiona za duszę zmarłego.Na cmentarzu Irena też głośno robiła uwagi niestosowne co miało poniżyć mojego brata Miroslawa, cały czas robiła zamęt wśród żałobników, to wszystko uderzało w moją Rodzine , zabrakło tej powagi i szacunku wobec tego co odszedl i tych najbliższych co brali udział w tej uroczystości pogrzebowej. To była największa zamierzona przykrość ze strony Ireny, celowo poniżała naszą Rodzinę w takich okolicznościach i w takim miejscu, gdzie powinna byc powaga i świętość. Przyrzekłam sobie ,że nigdy więcej nie będę przeżywała takich zajść na cmentarzu , gdy będzie chowana moja następna najbliższa osoba, dotrzymałam słowa, nie wystawiłam więcej moich uczuć na żer tych którzy na to nie zasługują,mój ból i stratę przeżyłam z największą świętością na jaką było mnie stać z dala od tych hien, którzy maja fałszywe oblicze i wszystko robią na pokaz , jak w cyrku. Pożegnałam moją matkę w wielkim żalu i smutku w samotności, i było to dla mnie bolesne przeżycie, gdy wziąść pod uwagę, że całe życie byłyśmy razem , we wszystkich ciężkich chwilach byłam tą , która czuwała i dbała o wszystko, żeby życie dla Mamy nie było smutne i ciężkie, wszystko robiłam z miłości, bo najwiecej byłyśmy sobie bliskie. Odwiedzam zawsze groby moich Rodzicow i zapalam znicze , jak tylko jestem w Rumi, tam mam z nimi moje wspominki i te potrzebne mi chwile zadumy i słowa modlitwy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz