środa, 21 października 2009

Kolorowo i rodzinnie mi

Kolorowo?- tak, rodzinnie ?- ale oczywiście zawsze i wciąż bez tego ani rusz , kocham Rodzinę i zawsze kochałam , obojętnie jaka Ona by nie była, wredna , obrzydliwa , niekochliwa, dokuczliwa, waleczna, stateczna, wariacka, sympatyczna, chora , plotkarska, mściwa, złośliwa, i tak mogłabym wymieniać do upadlego wszystkie przymiotniki rodzaju ludzkiego i zwierzęcego, nie dałabym rady i tak z tym się uporać, więc stop, starczy tych słów , ale zaznaczam nie rzucanych na wiatr, tylko tutaj , kochani mili moi , którzy macie ochotę czytać, to co mam Wam do opowiedzenia. Dobrze, że doszłam do tego , że RODZINĘ NALEŻY KOCHAĆ zawsze, chociaż przyszło to do mnie dosyć późno, ale przecież powiedzonko 'lepiej późno niż wcale", też nie jest rzucane na wiatr, tylko wypowiadane przez nas w takich sytuacjach życiowych , kiedy to nam pasuje. Nasze kochane dzieci zawsze kocham ogromnym oddaniem i co za tym idzie nasze wnuki też, ich towarzystwo zawsze odczuwam jak ogrom szczęścia, nigdy nie jest mi z nimi smutno i nigdy nie potrafie być na nich zła, po prostu ich kocham za to że są w naszym życiu , że moje życie codzienne jest wypełnione myślą o nich i troską o nich, bo co innego może być warte życie, skazane na samotne myśli i samotne istnienie - nie wyobrażam sobie takiej sytuacji w ogóle.No tak , to był taki wstęp , a ja właściwie chciałam napisać , jak po powrocie od Moniki miala pełną chałupę ludzi i jeszcze pies na dokładkę , duży, tyle miejsca zajmował na podłodze, że trzeba było szukać plac, gdzie postawić nogę, żeby się nie przewrócić, co już o mało co przytrafiło się Markowi,ale w porę go podtrzymałam. Ja też kilka razy trąciłam mocno selmę, ale ona nawet nie szczeka , wyjątkowy pies, pytam Szymona , a może Ona nie szczeka?- zapewnił mnie że ma głos i to dosyć skuteczny, czyli selma nas zaakceptowala, a my z wdzięcznośći o to - też.Dzieci miały jeszcze tydzień przerwy jesiennej w szkole, zaprosilam ELISABETH a Sebastaian dojechał trzy dni póżniej, było fajnie z moimi kochanymi wnukami, to nic ,że okupują cały czas naszego laptopa na zmiane , ale to nie ma znaczenia, ważne, że są z nami i życie rodzinne wre na całego , ach jak ja to uwielbiam, jest o kogo się troszczyć i jest z kim rozmawiać, to jest dopiero raj dla dziadków, ha...ha.... Apogeum nastąpiło w sobotę, Szymon się zapowiedział,że będzie a jeszcze zaznaczył, że ugotuje nam wszystkim obiad i przywiezie swoje bio-produkty, i na deser zapowiedział,że upiecze ciasto -też ze swoich przywiezionych bio produktów.Pojechaliśmy z Markiem po większe zakupy z naszym wózkiem zakupowym, prawie minęły dwie godziny naszej nieobecności i w tym czasie , zdążyła do nas dołączyć Sara, a szymon miał już obiad fertig, miał bardzo dobrego asystenta Sebastiana, mało tego ciasto się już dopiekało w piekarniku, byłam zachwycona działaniem moich wnuków, nic nie jest bardziej budującego , jak widok moich wnuków przy takiej pracy twórczej, i z pozytywnymi wynikami, a co najważniejsze ,że zasiedliśmy do tego smacznego posiłku z ochotą wszyscy, tylko Marek się wyłamałi nie chciał brać udziału w naszej kulinarnej uczcie, a szkoda , bo bardzo wszystkim smakowało. Co to było?p kasza bardzo drobna , ona ma nazwe ,ale zapomnialam i do tego warzywa, nasze i nie nasze , wszystko się nadało na tę potrawę. Z ciastem inna historia na dole wyszedł trochę zakalec,ale wziąśc pod uwagę tempo i rozmiar tych czynnośći , to podziwiałam ,że w ogóle się udało. Marek na widok jaki zastał w naszej kuchni doznał szoku, jakby jakiś huragan przeleciał, a szkoda że nie wziął pod uwagę rzeczy zasadniczych, że Oni to naprawde wszystko zrobili a że nabrudzili, to jest dowód tego,że sumiennie się przykładali do jakości przedsięwzięcia a nie wyglądu. Bylam dumna z moich kochanych chłopaków a dziewczęta, grzecznie zabawiały się przy laptopie, wszyscy byli bardzo zadowoleni a ja też, Marek był przerażony i potem do sąsiadki WANDY opowiadal, jak to tragicznie jego kuchnia wyglądała, a nie docenił, głównego aspektu tej sprawy, to ci jest dziwne , ja odebrałam z wielką radością a Marek wziął to za wielki kłopot. No dobra dosyc obgadywania, chciałam tylko zaznaczyc ,że taki pobyt z naszymi wnukami napawa mnie ogromnym szczęściem, mówię sobie, no właśnie , to jest to, to co najwięcej lubię- być z Rodzina.Wiadomo ,że ten tydzień przelecial szybko , a w niedzielę Karina z Rodziną przyjechała po Elisabeth, mieliśmy na obiad gołąbki, a ja zrobiłam ciasto biszkoptowe, z bitą śmietaną a na górze posmarowalam zagęśżćżonym mlekiem krówkowym z polski, moim ludziom smakowało a to najważniejsze. Jak zawsze ich gościna nie jest długa , bo samuel już rozrabie za mocno i jadą szybko z tego powodu do domu. Nawet nie mamy jak sobie dobrze pogadac, no ale co się nie robi dla dzieci. Napisalam na początku słowo kolorowo, tak przyroda już zaczyna zmieniać barwy z zieleni na swoje wyszukane i wyjątkowe kolory jesieni, co prawda nasze drzewa od strony balkonu jeszcze są więcej zielone, ale po drugiej stronie sa już kolory typowo jesienne. pogoda już trzeci dzień słoneczna i dlatego te kolory intensywnie się zaznaczają, wiatr dodaje jeszcze uroku - jak patrzeć przez okno-widzi się taniec liści kolorowych , przemieszczają się w różnym tempie i w różnych kierunkach, ale dla nas spacer z gołą głową jest trochę ryzykowny, a kto by się takimi rzeczami przejmował, ważne ,że jest ładnie i nastrojowo. ciekawe jak długo, bo deszcz całkowicie, zmieni te wszystkie nastroje, ale naprzód powiedziałam ,nie będe się już martwić, na razie jest okej.

1 komentarz:

  1. kochana mamusku ,szkoda ,ze ja nie biore udzialu w tych rodzinnych spotkaniach z moimi chlopcami ,tez chetnie posmakowalabym ich kulinarne dziela ,ale ciesze sie ze oni was maja ,to wezma ze soba i beda to zawsze milo wspominac.
    Karina

    OdpowiedzUsuń