niedziela, 11 października 2009

Jesień

Wyjechaliśmy do Moniki 22.09.we wtorek, pogoda nadal się utrzymywała, co przyczyniło się do udanej podróży, lepsza widoczność za oknem pędzącego ekspresu, nie byliśmy zmęczeni docierając wreszcie do celu. Oczekiwał nas Frido i zabrał w dalszą podróż samochodem, do ich domu nie było daleko, gdzie z radością witała nas Monika i wnuki.Monika z rodziną uciekła z miasta i zaszyli się w prawdziwej wsi, obok tylko trzy domy, ich ustawiony wyżej, przez co jest ładniejszy krajobraz patrząc z okien ich mieszkania. Widoki są piękne , dużo zieleni, blisko las, łąki, gdzie pasą się krowy, cisza nie ma miastowego zgiełku i wcale nie widać ludzi, nawet tych , którzy tam mieszkają.Trochę przypomina mi to widok w Rumi, jak patrzeć na górę markówcową, tylko bez obecnych zabudowań ,co całkowicie zmieniło jej wygląd.Góry są daleko, odnosi się wrażenie, że są bliżej, tereny dookoła są pofałdowane i bardzo urozmaicone, przyjemnie jest siedzieć na balkonie i napawać się tym światem , co uformowała natura, można się gapić i nic nie robić, cieszyć się tym co jest w zasięgu wzroku, pogoda dodatkowo podkreśliła urok tych chwil,co tam spędziliśmy, bylo cały czas słonecznie i ciepło.Czuliśmy sie z Markiem na tym urlopie wspaniale, miejsce i Rodzina uszczęśliwiało nas całkowicie. Marek chodził na grzyby do lasu i nazbierał ich sporo i nasuszył dla Moniki w prezencie cały duży słoik, poza tym codziennie gotował posiłki i był w swoim żywiole, wnuki cały czas zabawiał i jak tylko mógł to z nimi układał puzzle, bo sam się przy okazji doskonale zabawiał.Monika w pierwszym tygodniu się rozchorowała na grypę brzusznąi tak mocno osłabła, że już się o nią martwiłam, po tygodniu zaczęła normalnie funkcionować, leżała i słabła z dnia na dzień.Dobrze ,że byliśmy w tym czasie u niej i mogliśmy jej pomóc, bo dzieci jeszcze małe i wymagają ciągłej troski. Po niej zlapała tę chorobę Sara, a następny mały synek Jonas, i na tym chorowanie się zakończyło, co trwało wszystko razem większość naszego pobytu.Pobyt pomimo tych chorób, był dla nas fajny,bardzo ładnie Monika z fridem urządzili mieszkanie, które jest duże i funkcionalne, ze smakiem ustawione meble z drzewa, co mocno wpasowało się w cały wystrój mieszkania, na suficie belki , we wszystkich pokojach, Monika powiesiła swoje obrazy i w tym mieszkaniu zupełnie inaczej się je spostrzegało, wszystko razem robi bardzo ciepłe i ładne wrażenie.Nie byliśmy skrępowani, byliśmy jakby w drugiej części mieszkania, tam mieliśmy do dyspozycji tylko dla siebie łazienkę z ubikacją, i nie wchodziliśmy nikomu w drogę, rano dzieci do szkoły a mała Alina razem z ojcem jeżdżiła do przedszkola, a o godz.12 Monika po nią jechała swoim samochodem ,ale zawsze zabierała małego Jonasa,bo nie chciał z nami zostawać.Jonas ma 18 miesięcy i bardzo dobrze się rozwija i dużo już mówi, do nas się już przyzwyczaił i dał się czasem ponosić, czy ukochać ,czesto do nas pukał do pokoju i wołał -opa, oma.Alina skończyla trzy lata i 08.10. były jej urodziny, Monika napiekła ciasto czekoladowe do przedszkola a oprócz tego dla nas fale dunaju, ze śliwkami u góry z bezami, i też czekoladowy, była pięknie wystrojona i bardzo uroczysta, dostala w przedszkolu ładną koronę, trzy świeczki jakby w torcie, ładnie w niej wyglądała i nie rozstawała się z nią aż do wieczora.Otrzymała dużo prezentów i miała ztym zajecie przez cały dzieńi wyjątkowo była grzeczna. Alina do nas się nie chciala przyzwyczaić ,widocznie potrzebuje wiecej czasu, no trudno ,mamy tyle wnuczków, że jakos to przeżyjemy, że za nami nie przepadała, ale jest trochę kapryśna i Monikę więcej zadrecz jak ten mały, ale On też nam nie dał rozmawiać , tak mocno chciało mu sie akurat krzyczeć jak przy stole rozmawialiśmy. Nie jesteśmy zdziwieni, wiemy ,że dzieci takie są , chcą zawsze być najważniejsi.W ogrodzie mają trochę roboty ,Marek starał się trochę pomagać, ale nie zawsze ta jego pomoc pasowała, bo Monika nie chciała go zniechęcać w tych zajęciach, ale podcinać drzew to nie pozwoliła, bo gospodarze nie chcą ,żeby to robili.Ogród nie jest ich własnością, ale w porozumieniu z gospodarzami maja fajnie wszystko tam zrobione.Przy nas kupili 6 kurek i teraz mają swoje jajeczka, bo one znoszą. Myślę , ze to więcej zrobili dla uciechy dzieciom,bo chodzą i zaglądają i są ciekawe tych kurek , jak żyją.Bardzo nas to cieszy ,że mają swój świati ,że im się to podoba co robią, to jest po prostu dla nich małe gospodarstwo - coś innego ,co robili do tej pory. Monika robi po drodze zakupy jak jedzie po małą do przedszkola , Marek się z nią zabierałi też robił zakupy a potem gotowal nam obiadki, dobrze że Monika jest samodzielna ,bo to bardzo ułatwia im życie, praktycznie ma wszystkie czynności domowe na swojej głowie i nie ma nawet nocy spokojnych, mały czesto się budzi i jak chorował , to miala wrażenie, że nie spała wcale.Cieszył się bardzo z naszego pobytu, bo tęskni za rodzicami, lecz jej życie nie pozwala na odwiedziny u nas, dzieci sa jeszcze za bardzo meczące i płaczliwe, musi jeszcze odczekać ,aż z tego wyrosną, a dla nas też jest dobrze ,że mamy swój azyl i możemy jeszcze sami ze swym życiem kierować. Stwierdziłam, że juz lubię swój spokój i swoje życie , które mam, bo mogę je sama regulowac i też się z tego cieszę, bo nie wiadomo jak długo jest nam to przeznaczone, więc trzeba wszystko serwować tak , zeby nam to na zdrowie wychodziło. Nie planuję co dalej ,czas pokarze jak się ułoży, na razie jest dobrze jak jest , aby do wiosny a na razie mamy już jesień, dopiero od wczoraj jest typowo jesienna pogoda , 10 stopni w dzień i pada deszcz, to jest normalka na tę porę roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz