sobota, 15 sierpnia 2009

Lata powojenne

Lata powojenne zaczęłam prawie w szóstym roku życia (brakowało trzy miesiące do ukończenia). Zamieszkaliśmy ponownie w domu rodzinnym przy ulicy Morskiej, gdzie zniszczenia wojenne zostawiły swoje piętno, ale dało się jakoś zamieszkać.Parter od strony północnej, był wykorzystany dla koni w związku z tym musieliśmy się wpierw uporać ze sprzątaniem, tych wszystkich brudów i niepotrzebnych sprzętów. Najgorsze minęło i przyszłość wyglądała optymistycznie, ważne , że byliśmy wszyscy zdrowi i chętni do tworzenia naszego nowego życia. Tutaj znowu była pomocna nasza wspólnota rodzinna, mieszkania się zachowały, ale wspomagaliśmy się wzajemnie w pracach gospodarczych, polowych i przy obejściu.Od zaraz ruszyły prace polowe na polu, była wiosna, orka , siewy i sadzenia warzyw. Plony ratowały nas przed głodem, jak również posiadanie krowy , która regularnie dostarczała mleka. Babcia z Dziadkiem dalej wspomagali swoje dzieci i ich Rodziny, i nikt nie był głodny. To zrozumiałe ,ze wszystkie Rodziny i nawet dzieci pomagały w pracach gospodarczych, gdy były takie sytuacje, to wszystkie ręce były potrzebne do pracy.W naszym domu zajęliśmy mieszkanie na piętrze nr. 4 i na szczęście było umeblowane, więc Mama zaraz z nami mogła zamieszkać. Są wspomnienia , które braliśmy na wesoło, chodziło o to, w jakim języku musieliśmy się porozumiewać. Wiadomo, że w czasie okupacji obowiązywał język niemiecki, więc jak któreś dziecko niechcący odezwało się w jęz. polskim w sytuacji niekorzystnej, to z rozpędu obrywał w " pysk", to miało nas nauczyć koncentracji, który język wybrać. Takie momenty były dla dzieci bardzo stresujące i w efekcie przestaliśmy się odzywać, mogliśmy jeszcze rozmawiać w gwarze kaszubskiej, lecz w tym biegli byli dorośli. Jeszcze raz dwujęzyczność dala nam popalić, jak wkroczyli Rosjanie. Lata okupacji przeważyły i bez oporów porozumiewaliśmy się w jęz. niemieckim, chociaż Polska była wyzwolona. Dla dzieci sytuacja się powtórzyła, i znowu w " pysk ", jak dzieci pomyliły jezyki, bo teraz przy Rosjanach obowiazywał jęz. polski. Z tego powodu dzieci nie miały polotu w jakiejkolwiek mowie , te hamulce działały jeszcze długo po wojnie, moi Dziadkowie chętnie rozmawiali w gwarze kaszubskiej. Mniej wesołe wspomnienia, to jak grupa Polaków o "jakiejś"tam nazwie, i w myśl " jakiejś " tam idei zabierali Rodzinom polskim z ich domów meble poniemieckie. Tym sposobem wiele ludzi nagle zostało bez mebli i zamiast w łóżkach, musieli spać na podłodze, to samo spotkało nas. Radocha byla krótka , opustoszałe pokoje przedstawiały smutny wygląd i nie dało się zapomnieć ,że zostaliśmy ogołoceni, spanie twarde na podłodze a w kuchni zabrakło nam stołu a posiłki Mama stawiała nam na kredensie, który nam zostawili. Mąż kuzynki Jadzi - Leon, wyśledzil na rowerze tych ludzi ,bo bardzo go to zaciekawilo dokąd zaworzą te wszystkie meble, więć składowali w innej miejscowości w dużym pomieszczeniu( stodoła?). Potem się dowiedzieliśmy ,że była to działalność nielegalna. Chciwość ludzka nie zna granic , okazało sie że ta grupa działała w imieniu decydentów w wyzwolonej Polsce. Czego to ludzie nie wymyślą a tak wiarygodnie wygłądali, że ludzie dali się przez nich ograbić. Jest to taka ciekawostka powojenna ,ale dużo ludzi odczuło to , jako działalność krzywdzącą. Dorosły człowiek w tym miejscu miałby wiele do powiedzeniao rzeczach mrożących krew w żyłach,lecz ja byłam dzieckiem i pisze to co pamiętam. Zapamietałam swoje przysmaki z jedzenia, a były to "pyzy ziemniaczane" okraszone tłuszczem, uwielbiałam je jeść, jedliśmy je nieraz dwa razy w tygodniu ,jak nie częściej, gdyż kartofle były naszym podstawowym jedzeniem. Nastepny post ,to juz bede pisała o naszej Rodzinie, gdy wrócił Tato z wojny w 1947 roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz